XLV. Ciemne głębiny

61 7 275
                                    


Pożegnaliśmy się z Księciem. Na szczęście nie próbował mnie zatrzymywać. Miałam do niego dużo pytań, ale ten wieczór dostarczył mi zbyt wielu wrażeń. Po tym wszystkim nie miałam energii na dalsze drążenie, musiałam odpocząć.

Pozostawała jeszcze kwestia Ezaiacha, ukrywającego się w Królestwie.

Przemierzaliśmy z Samem las, kiedy wreszcie zdecydowałam, co powinnam zrobić. Nie chciałam widzieć Orifiela, ale on też był w niebezpieczeństwie.

Zatrzymałam się, mój towarzysz zrobił to samo i obrzucił mnie pytającym spojrzeniem.

– Wszystko okej? – Ciepła dłoń dotknęła mój policzek. – Chodzi o tego demona? Chciałem cię powstrzymać, ale ten dupek złapał mnie cieniami.

– Nie. Dobrze, że mnie nie powstrzymałeś – skwitowałam i uśmiechnęłam się słabo. Nie czułam wyrzutów sumienia, chociaż wiedziałam, że to, co zrobiłam, jeszcze nieraz nawiedzi mnie w koszmarach. – Powinnam powiedzieć Orifielowi o Ezaiachu.

– Powinnaś – westchnął. – Ale musimy robić to koniecznie dzisiaj?

– My? – pisnęłam. – Przecież masz zakaz pojawiania się w Królestwie!

– I mam cię tam niby puścić samą, wiedząc, że ten socjopata się tam ukrywa?

Miał rację. Zmarszczyłam brwi.

– Co, jeśli ktoś nas złapie? Co ci grozi? – zapytałam z rezerwą. Nie chciałam ryzykować jego bezpieczeństwa.

– Nie złapią. – Pociągnął mnie za nadgarstek. – Ale lepiej będzie, jeśli nie użyjemy Portalu. Przy nim zawsze ktoś się kręci. Polecimy.

Wyprowadził mnie na polanę i wzlecieliśmy w górę. To stawało się coraz prostsze, prawie tak intuicyjne, jak oddychanie. Wzięłam głęboki wdech, wpuściłam do płuc uspokajający chłód nocy. Niebo było pełne gwiazd.

Sam zanurkował i przeleciał pode mną, obrócony plecami do lasu. Uśmiechał się szeroko, szczerze ubawiony.

„Zawsze chciałem z tobą polatać" – przyznał radośnie.

Zaśmiałam się, kiedy mnie okrążył. Tym razem to ja obróciłam się plecami w stronę lasu, aby mieć go na oku. Musiałam się nieco skoncentrować, to już nie było takie łatwe.

„Popisujesz się" – mruknęłam, gdy nagle zanurkował, zmuszając mnie do ponownej zmiany pozycji. Odbił do góry, dopiero gdy musnął palcami czubki koron drzew.

„Popisuję? Nawet się nie staram, Kwiatuszku".

Niestety lekka atmosfera nie trwała długo. Minęła z narastającym zapachem sosen i morza. Czułam napięcie, bijące od mężczyzny falami. Miałam ochotę go dotknąć, dodać mu nieco otuchy. Wiedziałam, że udanie się ze mną do Królestwa kosztuje go wiele.

Lecieliśmy wysoko, nie chcieliśmy przyciągać zbędnej uwagi. Ostrożnie wylądowaliśmy pod domem Orifiela.

Serce mi waliło, gdy podchodziliśmy do drzwi. Na plecy wstąpił pot.

„Czy jestem gotowa, żeby go zobaczyć"? – zastanowiłam się.

Po chwili doszłam do wniosku, że stanowczo nie byłam. Rozstaliśmy się burzliwie i nie wiedziałam, jak anioł na mnie zareaguje.

Sam zapukał pewnie, gdy ja stałam jak zamrożona. Usłyszałam zadziwiająco miękkie kroki, zanim drzwi otworzyły się, a zza nich wyłoniła się... kobieta.

Najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widziałam.

Czekoladowobrązowe pukle opadały w miękkich falach na wyeksponowane piersi. Biała, idealnie dopasowana sukienka podkreślała smukłe ciało. Zaciskała pełne usta, była wyraźnie niezadowolona. Jasnobeżowe skrzydła zadrgały w rozdrażnieniu. Założyła dłonie na szczupłą talię i zmierzyła mnie wzrokiem od głowy do stóp. W jej oczach, o ton ciemniejszych niż ziarna kakaowca, skrywała się odraza.

Spalona cz. 2 - Więź AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz