Rozdział 7 - 𝑺𝒛𝒂𝒏𝒔𝒂

267 7 0
                                    

Od jakiegoś czasu piłam bardzo dużo energetyków. Było to spowodowane tym, że kawa totalnie mi zbrzydła a musiałam przecież jakoś funkcjonować. Jack miał swoją ulubioną kawę, którą pił od jakichś 10 lat.... dzień w dzień, każdego poranka, popołudnia i wieczoru - ta sama kawa. Była to kawa rozpuszczalna firmy Maestro. Poszłam w ślady ojca, odziedziczyłam po nim - bycie ,,kawoszem,,. Codziennie piłam tą samą kawę od ponad 2 lat, jednak już mam jej dosyć... nie mogę na nią patrzeć. Kiedyś przyniosłam inną kawę do domu, chcąc zmienić naszą rutynę... ten pomysł był idiotyczny. Jack przeprowadził ze mną poważną rozmowę. Z upływem czasu - śmiejemy się z tego, że ma taka obsesję na punkcie tej kawy.

Wracając ze szkoły do domu wstąpiłam na chwilę do pobliskiego sklepu po energetyka. Strasznie denerwuje mnie to, że za każdym razem muszę pokazywać swój dowód abym mogła go zakupić, z drugiej strony - cieszę się, że sprzedawcy o to dalej pytają... utwierdzają mnie w przekonaniu, że jestem wiecznie młoda. 

Przekroczyłam próg domu i od razu rzucił mi się w oczy niecodzienny widok - Harry był w domu... Na blacie w kuchni ujrzałam dwie filiżanki kawy, jedną pił on a druga była przygotowana dla mnie:

-O Harry, nie spodziewałam się ciebie tutaj o tej godzinie. - powiedziałam posyłając mu uśmiech.

-Ja siebie też nie. -odparł z uśmiechem. Harry był bardzo rzadko w domu, przeważnie w porannych godzinach, gdy nikogo nie było. Mimo, że był bardzo spontanicznym chłopakiem - dom był dla niego miejscem, w którym mógł się wyciszyć. Każdy z nas potrzebuje chwili spokoju i pobycia samemu ze sobą, przy trybie życia Harrego, które polega na ciągłym działaniu nocnym, wymyślaniu genialnych planów oraz ciągłej adrenalinie - tym bardziej jest to wskazane.

Odłożyłam plecak na podłogę w korytarzu chowając energetyka do tylnej kieszeni i przysiadłam się do brata. 

Miałam cichą nadzieję, że to nie kawa Jacka bo chyba bym tam zwymiotowała...

Przyglądałam się dokładnie substancji, która znajdowała się w filiżance... Z boku, musiało to wyglądać komicznie...:

-Rose... czego ty szukasz w tej kawie? - chłopak zaczął się głośno śmiać, przyglądając mi się uważnie. - Spokojnie, to nie Maestro.

-Uff... -odpowiedziałam z ulgą na sercu.- Co to w takim razie?

-Moja ulubiona kawa. Zawsze ją chowam tak, aby Jack tego nie zauważył, gdyby się dowiedział -chyba by mnie zabił. - zażartował Harry. - Możesz z niej korzystać kiedy tylko chcesz, jest schowana za lodówką. 

-Dzięki.. nawet nie wiesz jak bardzo ratujesz mi tyłek...-odpowiedziałam. Wiedziałam, że picie energetyków jest bardzo nie zdrowe i, że może dla mnie się to źle skończyć - jednak bardzo lubiłam ich smak i różnorodność:

-My tutaj popijamy kawusię a robota czeka. -powiedział niespodziewanie Harry, wyrywając mnie z mojego transu. - Potrzebuję dzisiaj twojej pomocy Rose, chłopaki też.

Serio? Czy ja śnie? Mój brat, który robi same nielegalne rzeczy prosi mnie o pomoc? Myślałam, że mój dzień przebiegnie tak jak zwykle -zwyczajnie i nudno a tutaj proszę - zaskoczenie. 

Uwielbiam niespodzianki. 

-O co chodzi? -zapytałam niemal od razu. 

-Policja zaczęła coraz bardziej węszyć. -powiedział po chwili zachrypniętym głosem. - Bardzo dobrze wiesz, że musimy jakoś ich zbić z tropu. Ojciec nie spodziewa się, że za tym wszystkim stoimy my - ale co dobre, szybko się kończy. -westchnął. - Musimy wymyślić jakiś dobry plan, bo inaczej wyląduję w więzieniu schwytany przez własnego ojca. 

To brzmiało okropnie, miałam nadzieję że to koszmarny sen:

-Harry, ale ja nie mam pojęcia jak ci pomóc. -odpowiedziałam.

-Rose... -popatrzył na mnie błagalnie, biorąc łyk kawy do ust. - Jack tobie strasznie ufa... 

-Może i mi ufa, ale to nie zmienia faktu, że od kilku miesięcy prawie wcale nie rozmawiamy. Notorycznie się mijamy w drzwiach, ja do szkoły a on do pracy, on do domu z pracy a ja na wyścigi... albo śpię. -powiedziałam. 

-Musimy coś wymyślić, bo inaczej - będę musiał wyjechać... 

Te słowa trafiły do mnie bardzo mocno... 

Wyjechać? Ale jak to? Gdzie? 

W głowie zadawałam sobie milion pytań, na które nie chciałam znać odpowiedzi. 

                                                                                                         ***

Godzinę później byłam już w samochodzie Harrego. Jechaliśmy do dawnego garażu Jacka. Skąd wiem? Znałam tą drogę na pamięć. Kiedyś mieszkaliśmy w bloku i mieliśmy garaż właśnie w tym miejscu. Aktualnie mieszkamy w wielkim domku jednorodzinnym, co bardziej mi się podoba. Garaż mamy przed domem, jak i piękny ogródek, na którym znajduje się ogromny basen - oczywiście w bloku to było niemożliwe. Mimo wszystko, stary garaż Jacka miał w sobie ten klimat. Nie zliczę ile razy w dzieciństwie odprowadzałam auto razem z nim po rodzinnej podróży, dowiadując się nowych ciekawostek od taty, który również był miłośnikiem motoryzacji. Zawsze tłumaczył mi, że garaż to tak jakby łóżeczko dla samochodu, który też musi odpocząć. 

Harry bardzo szybko jechał, wiadomo, że nie stosował się do żadnych przepisów drogowych i lekceważył wszystkich kierowców w pobliżu.Nie zmienia to faktu, że świetnie panował nad autem i miał ogromną wprawę, dlatego nie bałam się z nim jeździć. Chłopak pokonał ostatnią prostą i znaleźliśmy się na miejscu. Nie spodziewałam się, że tak wiele się tutaj zmieniło. Dosyć rzadko tu bywałam.


The race of lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz