Klub Nine Lives znajdował się w samym centrum Los Angeles , więc trudno mi było znaleźć wolne miejsce parkingowe. Po długim i wkurzającym szukaniu, w końcu znalazłam...
Klub wyglądał bardzo ekskluzywnie, z daleka mogłam dostrzec kilku ochroniarzy, którzy bacznie obserwowali każdego gościa - uspokoiło mnie to trochę. Zbyt często nie pojawiałam się w takich miejscach, w klubach może byłam z 3 razy...Nie to co mój brat. Harry ze swoimi kumplami zmieniali kluby średnio co kilka dni i zawsze świetnie się bawili z nowo poznanymi kobietami. Jesteśmy rodzeństwem a czasami odnoszę wrażenie, że naprawdę sporo się różnimy. Dziwne jest to, że dalej super się dogadujemy mimo zupełnie innych światów. To on w końcu jest przestępcą, który żyje pod jednym dachem ze swoim ojcem, który jest policjantem... Jego życie jest jak ruletka, wiele szczęścia potrzebuje do tego, aby w żadnej akcji nie wpadł. Ojciec od dłuższego czasu ze swoimi partnerami biznesowymi poszukuje grupki właśnie Harrego. Na przestrzeni ostatnich lat - to oni sprawiali im najwięcej problemów.
Tak jak już wspominałam, oni byli nieuchwytni.
Zawsze zacierali po sobie ślady, ludzie mogli podejrzewać różne osoby, jednak nic nie mogli zrobić bez żadnych dowodów w sprawie. No w końcu, kto by podejrzewał syna najbardziej szanującego się policjanta w Los Angeles... Nie mogę uwierzyć w to, że mój ojciec nigdy nic nie podejrzewał... Policja w Los Angeles to jest totalne dno, które zajmuje się błahymi sprawami.
Weszłyśmy do klubu a naszym oczom ukazało się piękne wnętrze ozdobione licznymi neonami. W oczy od razu rzucił mi się ogromny parkiet, na którym tańczyło mnóstwo ludzi. Po prawej stronie znajdowała się strefa VIP. Byłam zachwycona, znajdowały się tam kanapy, które wyglądały na bardzo wygodne. W strefach VIP był osobny bar, wszystko wydawało się być po prostu lepsze. Kątem oka mogłam dostrzec znajomych Harrego oraz innych uczestników wyścigów. Z mojego ogromnego zamyślenia i podziwiania tego miejsca, wyrwała mnie Olivia, która niemal od razu zaciągnęła mnie na parkiet.
Bawiłyśmy się w swoim towarzystwie nieziemsko, wszystko było idealnie. Odczuwałam wolność z każdą nową piosenką, która się nawinęła. W moich oczach można było dostrzec niesamowite iskierki. Wiele przystojnych facetów zwracało na mnie uwagę, właśnie przez mój obecny strój. Po kilku przetańczonych kawałkach zorientowałyśmy się, że tańczymy na sucho... Od razu pobiegłyśmy do baru spróbować oferty, którą zaproponuje nam barman:
-O mój Boże, ile tutaj jest przystojnych facetów. - rzuciła Olivia, siadając na krześle przed barmanem.
Posłałam jej szczery uśmiech odwracając się w stronę barmana.
-Co podać dziewczyny? -spytał.
-Zależy co nam pan poleci. -uśmiechnęła się Olivia.
-Mam parę sprawdzonych drinków, które chętnie wam uszykuje. -odpowiedział uśmiechając się.
-Poprosimy od razu 12... -powiedziałam bez opamiętania.
Na twarzy barmana mogłam dostrzec lekkie zdziwienie, które zniknęło po chwili. Od razu wziął się do roboty. Rozmawiając z Olivią i oczekując na drinki, poczułam na sobie czyiś wzrok...
-Nie wierze własnym oczom... Rose Miller i Olivia Wellington... -usłyszałyśmy znajomy głos zza pleców.
To był Mark.
Powitałyśmy chłopaka szczerym uśmiechem, po czym on zajął miejsce obok nas. Pochwalił nam się planami co do jego domówki, która miała odbyć się za cztery dni. W jego oczach mogłam dostrzec iskierki podniecenia. Rozmawialiśmy dość długi czas, w większości o szkole. Nie chciałam mówić mu za dużo o swoim życiu prywatnym, może jak się lepiej poznamy to wtedy:
-Wybieracie się dzisiaj na wyścigi? -spytał nagle. -Wyglądacie na takie osoby, które nigdy się na nich nie pojawiały.
Zatkało mnie.... skąd on kurwa wie o wyścigach?
Jest jeden dzień w tej szkole i już wie o wyścigach? Mam wrażenie, że to nie powinno tak wyglądać. Im więcej osób na wyścigach - tym większe prawdopodobieństwo na niespodziewane odwiedziny policji.
-Jakie wyścigi? -spytałam udając idiotkę.
-No jak jakie Rose! -wykrzyczała Olivia
Widziałam po niej, że już za dużo wypiła i zaczyna pieprzyć głupoty. Od razu szturchnęłam ją łokciem i dałam jej do zrozumienia, że ma trzymać gębę na kłódkę.
-Wiesz co Mark, my już pójdziemy. -powiedziałam, kierując blady uśmiech do chłopaka. - Olivia już za dużo wypiła. -dodałam, podnosząc się z miejsca.
-Odprowadzę was. -powiedział Mark, wstając z nami.
Tak jak powiedział, tak zrobił. Pomógł przedostać nam się przez ten ogromny tłum ludzi. Byłam mu bardzo za to wdzięczna, potrzebowałam odetchnąć świeżym powietrzem. Już miałam dość unoszącego się w górze zapachu różnych używek i spoconych od tańca ludzi. Pożegnał się z nami i szczerze objął nas obydwie. W momencie gdy chłopak mnie uścisnął a jego ręce wylądowały na moich plecach, pocierając je lekko -poczułam na sobie wzrok... Tak, to był ten kurewsko wnerwiony wzrok Vina, który przyglądał się całej sytuacji z daleka.
***
Zignorowałam go i szybszym krokiem zmierzałam do mojego samochodu. Jednak Vin nie był taki, on nigdy nie odpuszczał. Zabarykadował mi drogę swoim ciałem, przez co mnie zatrzymał. Poczułam przyjemną woń perfum Acqua di Gio - Giorgia Armaniego, po chwili uniosłam głowę do góry i zauważyłam Vina, który miał na sobie seksowny czarny garnitur. Jego ciemne włosy tak ślicznie prezentowały się w nieładzie...
-Vin, co ty tu kurwa robisz? Śledzisz mnie? - zapytałam poirytowana.
- A co ty tutaj robisz? - odparł z wściekłością. - Nie dość, że piłaś i teraz będziesz kierowała pojazdem, to rozmawiałaś z tym debilem Markiem, który tak o znikąd się dzisiaj pojawił. Do tego ubrałaś się jak tania dziwka, odkrywając niemal wszystko na wierzch - odparł.
Gdy tylko się odezwał, poczułam od niego mocny zapach alkoholu... drogiego alkoholu. Musiał naprawdę sporo wypić.
-Słabo, że mimo ostatniej interwencji twojego brata, ty dalej rozmawiasz z tym kolesiem - prychnął. - Jak miło, że zaraz się o tym dowie.
- Ciekawe jakby Harry zareagował na to, że jesteś schlany i to tuż przed wyścigiem, w którym bierzesz udział.
Byłam tak cholernie z siebie dumna w tamtym momencie, nikt nigdy mu się nie sprzeciwia...
Widziałam, że chłopak wzdrygnął się na te słowa, zaszantażował mnie po czym ja odbiłam piłeczkę:
- Dobra, ja mu nie powiem o Marku ale ty masz zakaz mówienia o moim piciu, z resztą co cię to obchodzi? - odpowiedział stanowczo.
- Z resztą, dlaczego ty mnie śledzisz i interesujesz się tym, z kim rozmawiam oraz jak się ubieram? - zapytałam, znów odbijając piłeczkę.
-Ten klub nie jest tylko twoją własnością Rose -odpowiedział. - Nie wiem czy wiesz, ale jest on jednym z najpopularniejszych w Los Angeles. Każdy ma prawo tutaj przyjść. -dodał. -Oczywiste jest to, że jak widzę obściskującą się siostrę mojego kumpla z tym kolesiem ze szkoły - to zareaguje. Zbyt szybko ufasz ludziom, Rose ty go nawet nie znasz, a pozwalasz mu na wkraczanie w nasze świat.
Odpalił fajkę i ruszył w przeciwną stronę ignorując mnie i nie dając mi czasu na reakcję. Taki właśnie był Vin, on musiał mieć ostatnie zdanie.
Machnęłam ręką z zażenowania, oglądając jak się oddala.
Może Vin miał rację? Narażałam na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale też Harrego.
CZYTASZ
The race of life
ActionO tym jak Niebo zakochało się w Piekle... Dedykacja: Dla tych co boją się zaryzykować. Żyjcie tak, abyście w momencie umierania nie żałowali, że czegoś w życiu nie zrobiliście.