Zdjęłam buty i szybkim krokiem udałam się w kierunku mojego pokoju:
-O witam cię moja droga pannico -zza drzwi wychylił się Jack z wielkim poirytowaniem na twarzy. - Co masz mi do powiedzenia i dlaczego masz męskie ubrania na sobie?
Odwróciłam się na pięcie w kierunku ojca, który skanował mnie wzrokiem od góry do dołu:
- Przepraszam cię tato... wiem, że miałam wrócić wcześniej ale naprawdę dobrze się bawiłam. -odpowiedziałam, posyłając mu uśmiech, którego nie odwzajemnił. - Ubrania wzięłam sobie na zmianę... -improwizowałam. - Moje się akurat suszyły więc wzięłam Harrego.
Jack uniósł brwi do góry:
Wiedziałam, że tego nie łyknął...
-Dziecko jest godzina trzynasta... -odparł z poirytowaniem.
O kurwa... totalnie straciłam rachubę czasu... naprawdę już ta godzina?!
- Eeee tak wiesz bo trochę jednak wypiłam... Wolałam przespać się na miejscu i wrócić gdy w pełni wytrzeźwieje... -dodałam.
- Nie mogłaś mi tego napisać? -zarzucił mi. - Wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem, do cholery?! Gdzie masz ten telefon, że nie słyszałaś moich 515 połączeń?
Sama bym chciała wiedzieć, gdzie jest mój pieprzony telefon...
-Naprawdę cię przepraszam, nic nie słyszałam w tym hałasie... -posłałam mu przepraszające spojrzenie.
- Mam nadzieję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. -spojrzał na mnie surowo. - Zabieram twoje auto, muszę podjechać na chwilę do miasta.
O cholera... I co teraz?!
Obleciał mnie strach, przecież moje auto zostało u Maxa...
- EEE... a dlaczego nie pojedziesz swoim? - próbowałam zatrzymać ojca w domu i stanęłam mu przed drzwiami.
- Zepsuło się i nie mogę nawet go odpalić. - rzucił oschle. - Mechanik przyjedzie dopiero jutro, więc dzisiaj jestem zdany na twoją brykę. -dodał, przesuwając mnie lekko i otwierając drzwi wyjściowe.
Usiłowałam go zatrzymać, bałam się jego reakcji... Zamknęłam mu drzwi przed nosem:
- Tato słuchaj, muszę ci coś pokazać u góry! -wymyśliłam coś na szybko.
-Naprawdę, co takiego? -spytał, zdezorientowany.
-Bo...bo... zepsuła mi się ta.. no.. lampka nocna! -wykrzyczałam.
Jack zaśmiał się pod nosem:
- Okej, zajmę się tym jak wrócę. -rzucił i bez problemu przedarł się prze ze mnie a następnie otworzył drzwi. - Rose, spokojnie. Jestem naprawdę dobrym kierowcą. -dodał, opuszczając dom.
To był mój koniec...mogłam już zacząć się pakować.
Podbiegłam szybko do okna, które znajdowało się w kuchni bo chciałam zobaczyć reakcję mojego ojca na to, że sobie nigdzie nie pojedzie i nagle...
Zamarłam...
Moje czarne audi stało na naszym podjeździe i to pięknie zaparkowane...
Vin...
***
Byłam w szoku a zarazem zastanawiałam się, jak on to zrobił... Przecież przed chwilą odwiózł mnie tutaj swoim mercedesem... Nie ma opcji, że zdążył w dziesięć minut pojechać do Maxa i wrócić tutaj. Chwila...jak on wrócił do domu? To jest po prostu nierealne... a może to nie jego sprawka?
Siedziałam jeszcze chwile na kanapie w salonie i rozmyślałam o tych dziwnych wydarzeniach, które miały przed chwilą miejsce. Podniosłam się z niej i poszłam w kierunku łazienki bo czułam, że jestem już na skraju i zaraz się posikam.
Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg łazienki po czym się zatrzymałam:
-Ciekawe czy wyglądam jak potwór z horroru z rozmytym makijażem, rozwalonymi włosami i w dodatku w takich ciuchach... -parsknęłam śmiechem, odwracając się do lustra.
Ku mojemu zdziwieniu...wyglądałam normalnie, a co najlepsze...
Zmył mi makijaż.
-Coraz bardziej mnie pan zaskakuje, panie Vinie...-parsknęłam sama do siebie przed lustrem, po czym skorzystałam z toalety.
Udałam się do mojego pokoju i od razu położyłam się na łóżku...byłam bardzo zmęczona, mimo że spałam u Vina... Nie pamiętam kiedy wróciliśmy, ale mimo to -dalej odczuwałam zmęczenie.
***
Nie mam pojęcia jak długo spałam. Obudził mnie warkot mojego samochodu, który oznaczał, że Jack wrócił. Niechętnie przekręciłam się na drugi bok, odgarniając swoje brązowe kosmyki włosów z twarzy. Postanowiłam sprawdzić godzinę na telefonie lecz przypomniało mi się, że nie wiem gdzie jest...
Podniosłam się z łóżka skanując dokładnie każdą rzecz, którą przyniosłam ze sobą z imprezy. Podeszłam do sterty ciuchów, które miałam na sobie tamtej nocy i zaczęłam szperać między nimi.
-Gdzie jest ten pieprzony telefon...-wymamrotałam z poirytowaniem.
Przejrzałam wszystkie kieszenie mojej torebki, nawet w butach szukałam...ale na marne. Stanęłam w rozkroku nad ubraniami i położyłam ręce na biodrach. Ku mojemu zdziwieniu, poczułam coś twardego... to był mój telefon.
-Ale idiotka ze mnie... -prychnęłam. - Cały czas był w spodenkach Vina, w których spałam... Chwila, dlaczego ja nadal w tym jestem?
Rzuciłam telefon na łóżko i od razu przebrałam się w moje ulubione szare dresy i tego samego koloru - bluzę.
Położyłam się znów na łóżko biorąc telefon do ręki:
-No oczywiście... rozładowany. - prychnęłam i leniwie sięgnęłam po ładowarkę.
Odblokowałam ładujący się telefon, a moim oczom ukazał się spam wszystkiego... masę wiadomości, nieodebranych połączeń i ogrom nowych zaproszeń na facebooku. Nigdy w życiu nie miałam takiego spamu...
Otworzyłam folder z smsami i zaczęłam po kolei czytać wszystko:
Tata: Rose, odezwij się.
Tata: Gdzie ty do cholery jesteś?!
Tata: Dziecko martwię się o ciebie...
Faktycznie nabił te 515 połączeń... Matko, co on musiał czuć...
Sprawdzałam dalej:
Olivia: Rose, dotarłaś bezpiecznie do domu?
Olivia: Halo, żyjesz?
Od razu odpisałam na wcześniej wysłaną wiadomość:
Rose: Tak, wszystko w porządku, a jak u ciebie Olivia?
Rozciągnęłam się leniwie na łóżku i zgasiłam telefon. Była już godzina 19, więc zmarnowałam cały dzień... Może to idealna pora aby nie zmarnować nocy i porobić coś wystrzałowego...
-Rose, wróciłem! -wykrzyczał Jack z dołu. - Kolacja będzie za pół godziny. -dodał.
-Dobra! -odpowiedziałam.
Nagle dostałam nową wiadomość. Weszłam ponownie w folder myśląc, że to Olivia odpisała...Jednak to nie była ona:
Nieznany: Wysłano załącznik.
Nigdy nie odbierałam obcych telefonów i nie reagowałam na takie treści. Zawsze się boję, że to jakieś wirusy. Tata od dziecka mi powtarzał, że mam na to nie reagować, więc teraz też tak zrobiłam.
I wtedy dopiero zaczęły się problemy...
CZYTASZ
The race of life
ActionO tym jak Niebo zakochało się w Piekle... Dedykacja: Dla tych co boją się zaryzykować. Żyjcie tak, abyście w momencie umierania nie żałowali, że czegoś w życiu nie zrobiliście.