Piątek, piąteczek, piątunio! Ulubiony dzień każdego z nas, ostatni dzień w tygodniu gdy musimy cokolwiek robić a weekend zbliża się wielkimi krokami. O dziwo, znowu wstałam punktualnie i miałam dużo czasu na uszykowanie się do szkoły. Wygramoliłam się ze swojej nory i udałam się w kierunku schodów. Przechodząc obok pokoju Harrego, zatrzymałam się. Otworzyłam lekko drzwi i ujrzałam znów tą cholerną pustkę. Tym razem to nie była ta pustka co zawsze, czyli jego wypady nocne i traktowanie domu jak hotel...
To była zupełnie inna pustka... on wyjechał.
Nigdy wcześniej nie wyjeżdżał z powodu tego kim jest i czym się zajmuje, lecz teraz musiał. Obiecał, że wróci prędko bo przecież ojciec może zacząć coś podejrzewać. Harry jest dorosły i wie co robi...
A ja mu w tym pomogę...
-Dzień dobry tato!- wykrzyczałam widząc znajomą twarz przy stole w kuchni.
-Cześć córeczko!- powiedział- Uszykowałem ci twoje ulubione kanapki do szkoły, te z sałatą oraz ogórkiem. Zrobiłem już dla ciebie naszą niepowtarzalną kawę. Zjedz na spokojnie śniadanie i jedź bezpiecznie do szkoły.
Boże znowu ta kawa... no błagam.
-Nie zjesz ze mną śniadania?- zapytałam zdziwiona- przecież pracę zaczynasz o dziewiątej a jest siódma trzydzieści.
-Wybacz, ale niestety nie. Muszę być wcześniej, wczoraj nie zdążyłem uporządkować całej dokumentacji więc muszę zadbać o to dzisiaj -odpowiedział, pakując swoje kanapki do torby. - Obiecuję, że kolację zjemy razem, zamówię pizzę!
-Dobrze, w takim razie miłego dnia! -posłałam mu szeroki uśmiech, który odwzajemnił przekraczając próg naszego domu.
Wsiadł do swojego samochodu i odjechał znacznie szybciej niż zawsze, jakby coś go goniło...Wydawało mi się to dziwne...
Podeszłam do kuchennego blatu, spoglądając na tą obrzydliwą kawę:
-Przepraszam tato...-powiedziałam sama do siebie, wylewając całą zawartość kubka do zlewu. Sięgnęłam po ukrytą kawę Harrego, która smakowała o niebo lepiej... Zaczęłam na spokojnie jeść śniadanie, przeglądając social media:
-Skoro dzisiaj też się wcześniej wyrobiłam, to podjadę po Olivię- mówiąc to, wykręciłam jej numer.
Nie odebrała.
W pierwszej kolejności pomyślałam o tym, że zaspała jednak przy trzeciej próbie nawiązania kontaktu, ta w końcu odebrała odzywając się jedynie jednym słowem:
-Spierdalaj!
Nic z tego nie rozumiałam.. co jej się stało? Chciałam jej zaproponować kulturalnie podwózkę, a ta jest o coś obrażona. Tak jak wspominałam na początku...oto jest właśnie urok bab. Nigdy nie wiesz o co się obraziły ale musisz się DOMYŚLIĆ...:
-No cóż...-westchnęłam, odchodząc od kuchennego stołu. - Muszę sobie to z nią wyjaśnić.
Pokręciłam loki i dodałam białą kokardkę z tyłu głowy , ubrałam szarą obcisłą spódniczkę i białą koszulę, dołożyłam srebrną biżuterię i białe, wyższe trampki, których jeszcze nie zdołałam pobrudzić. Spakowałam kanapki od taty - do torby i ruszyłam pośpiesznie w stronę samochodu.
***
Dojechałam pod szkołę, która otaczała się piękną roślinnością. Nieopodal budynku znajdował się cudowny park, do którego zawsze chodziłam z Olivią na papierosa. Był on dla nas niesamowitym wspomnieniem i dużo się tam działo. Ten park widział więcej niż powinien ujrzeć... nie zliczę ile razy, któraś z nas tam płakała, wylewała falę gniewu albo dzieliła się radosną nowiną. Mogę szczerze powiedzieć, że to miejsce znaczy dla nas dosyć dużo. Zaparkowałam dosyć blisko głównego wejścia do budynku i ruszyłam od razu do sali, skanując wzrokiem wszystkich uczniów, szukając mojej przyjaciółki. Ku mojemu zdziwieniu, w szkole było dzisiaj bardzo mało uczniów.
Wbiegłam do sali i po chwili ujrzałam osobę, której szukałam. Jak zawsze schludnie ubrana i uczesana w przepiękny kok, który idealnie pasował do jej przepięknych czekoladowych oczów. Siedziała jak zawsze na naszym miejscu, wpatrując się w telefon. Podeszłam do niej bliżej i zajęłam swoje miejsce:
-Hej Olivia. -powiedziałam, uśmiechając się promiennie.
Zostałam jednak zostawiona bez żadnej odpowiedzi, bez posłanego uśmiechu... ona po prostu mnie ignorowała, udawała, że mnie nie widzi.
-HEJ OLIVIA! -powtórzyłam znacznie głośniej, przez co na mnie spojrzała.
-Nie drzyj się kobieto -burknęła w moim kierunku.
-Musimy porozmawiać. -powiedziałam, szturchając ją w plecy- Dlaczego zachowujesz się tak chamsko wobec mnie?
-To działa w dwie strony moja droga. -odpowiedziała niskim tonem. - Miałaś oddzwonić, a totalnie mnie olałaś gdy ja miałam ważną sprawę, ciekawe czym byłaś taka zajęta...
O cholera wiedziałam, że o czymś zapomniałam...
Miałam do niej oddzwonić tuż po powrocie do domu:
-Bardzo cię przepraszam Olivia... Kompletnie wyleciało mi to z głowy -powiedziałam, gładząc plecy mojej przyjaciółki. -Pomagałam Harremu...
-Doprawdy? -westchnęła, śmiejąc się przy tym- Ciekawe jak taka bezużyteczna Rose miałaby pomóc swojemu bratu, który jest przestępcą...
Dlaczego ona tak o mnie mówi?
Może jest zazdrosna... jest moją przyjaciółką i nie powinna w taki sposób reagować.:
-To się jeszcze zdziwisz kochana...-odparłam z podłym uśmiechem na twarzy.
Olivia posłała mi pytające spojrzenie, dostrzegłam w jej oczach dziwne i nieznane mi iskierki:
-Dobra, mniejsza z tym. -powiedziała po chwili namysłu- Rozmawiałam z Markiem.
-Dlaczego nie ma go w szkole? To jego pierwszy tydzień...-spytałam zdezorientowana.
-Powiedział mi, że okropnie się czuł przez cały tydzień. Miewa mdłości i bóle głowy, prawdopodobnie mu coś zaszkodziło-powiedziała ze skruchą na twarzy.- Jednak uparł się, że dzisiejsza impreza się odbędzie mimo wszystko, a choroba mu coraz bardziej przechodzi, w poniedziałek już się zjawi.
Dlaczego ja o wszystkim zapominam?
Najpierw zapomniałam oddzwonić do przyjaciółki, a nawet zapomniałam o tej imprezie, na którą tak czekam...:
-Nadal jesteśmy zaproszone?-zapytałam.
-Oczywiście, że tak. Stara to będzie melanż stulecia...
-Mam taką nadzieję bo szczerze to potrzebuje się rozerwać.-dodałam
CZYTASZ
The race of life
ActionO tym jak Niebo zakochało się w Piekle... Dedykacja: Dla tych co boją się zaryzykować. Żyjcie tak, abyście w momencie umierania nie żałowali, że czegoś w życiu nie zrobiliście.