Rozdział 11 - 𝑵𝒊𝒈𝒅𝒚 𝒑𝒓𝒛𝒆𝒏𝒊𝒈𝒅𝒚

220 8 3
                                    

Podążałam bacznie za blondynką, która prowadziła nas do salonu Marka. Wśród siedzących w kółku ludzi, szukałam Olivii, która totalnie zniknęła z mojego pola widzenia:

-Czy wszyscy znają zasady gry? -dziewczyna zwróciła się do tłumu, siadając pośrodku.

-Możesz wytłumaczyć aby wszyscy sobie na luzie przypomnieli. -rzucił jakiś chłopak.

-To ja skoczę po alkohole! -zaproponował Michael, po czym udał się z kolegami po trunki.

-Czekajcie...gdzie jest Mark?- spytała zdezorientowana blondynka. - Nie ma sensu zaczynać gry bez gospodarza...

-Skoczę go poszukać! -rzuciłam prędko, odwracając się na pięcie w kierunku nieznanych mi pomieszczeń na parterze.

Matko.. ten dom był po prostu obłędny. Poruszałam się wzdłuż korytarza, który prowadził do pięciu różnych pokoi. Przeszukałam je wszystkie w celu odnalezienia Marka, ale niestety bezskutecznie...Z każdym nowym pomieszczeniem podziwiałam każdy dopracowany detal i byłam po prostu coraz bardziej podekscytowana tym, ile rodzice Marka musieli włożyć wysiłku w to aby postawić tak śliczny dom. Odwiedziłam takie pomieszczenia jak ogromna jadalnia, która pomieściłaby pół naszej szkoły , sypialnia rodziców, która miała przepiękny widok na las widoczny za szklanymi oknami...

𝐁𝐨ż𝐞...𝐬𝐞𝐤𝐬 𝐩𝐫𝐳𝐲 𝐭𝐚𝐤𝐢𝐦 𝐰𝐢𝐝𝐨𝐤𝐮 𝐦𝐮𝐬𝐢 𝐛𝐲ć 𝐧𝐚𝐩𝐫𝐚𝐰𝐝ę 𝐧𝐢𝐞𝐬𝐚𝐦𝐨𝐰𝐢𝐭𝐲...

Zrezygnowana sprawdziłam ostatnie pomieszczenie, czyli łazienkę. Pomyślałam, że Markowi nawróciła choroba... jednak tam też go nie znalazłam. Udałam się w kierunku salonu, gdzie czekali niecierpliwie goście i ujrzałam nieopodal tarasu schody, które prowadziły na górne piętro.

Pewnym krokiem pokonałam każdy ze schodków i znalazłam się znów w przepięknym korytarzu, w którym widniały różne zdjęcia rodzinne. Przyjrzałam się im z bliska i ujrzałam rodziców Marka, którzy wyglądali nieziemsko... Jego mama miała przepiękny uśmiech, gęste czarne włosy i o boże...jaką ona miała figurę... czarna obcisła sukienka idealnie opinała jej wszystkie detale. Ojciec Marka był wpatrzony w swoją żonę jak w obraz... Bardzo elegancko ubrany mężczyzna, który na pierwszy rzut oka wydawał się być jakimś biznesmenem...

𝑴𝒖𝒔𝒛ę 𝒑𝒓𝒛𝒆𝒔𝒕𝒂ć 𝒃𝒚ć 𝒕𝒂𝒌𝒂 𝒄𝒊𝒆𝒌𝒂𝒘𝒔𝒌𝒂...𝒔𝒌𝒖𝒑 𝒔𝒊ę 𝑹𝒐𝒔𝒆.

Otworzyłam pierwsze drzwi, które napotkałam po swojej prawej stronie. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się to trafne... Zapaliłam światło a moim oczom ukazała się Olivia, która siedziała na kolanach Marka i namiętnie go całowała:

-Eee..M-Mark.. goście cię szukają. - odparłam, lekko zakłopotana całą sytuacją.

Olivia od razu zeszła z kolan Marka widziałam, że się zawstydziła a jednocześnie przestraszyła całą sytuacją.

-R-Rose! -krzyknęła oszołomiona dziewczyna.

Zignorowałam to, czułam się dosyć niezręcznie i postanowiłam szybkim krokiem opuścić to pomieszczenie.

𝑵𝒊𝒆𝒄𝒉 𝒔𝒊ę 𝒏𝒂 𝒔𝒑𝒐𝒌𝒐𝒋𝒏𝒊𝒆 𝒐𝒈𝒂𝒓𝒏ą 𝒊 𝒑𝒓𝒛𝒚𝒋𝒅ą.

Postanowiłam zejść już na dół do gości powiadomić ich o tym, że gospodarz zaraz zaszczyci nas swoją obecnością.

***

The race of lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz