Rozdział 8

30 4 0
                                    

W końcu znaleźli się w Wielkiej Sali, a Harry'ego wciąż nie było. Przed bramą przeszukiwano ich rzeczy i sprawdzano ich nazwiska na liście. Hermiona cicho się zaśmiała, kiedy profesor wyczytał „Ron Weasley", a Ron zażartował, że przecież znają się już tak długo, a profesor zapomniał, jak się nazywa. Flitwick się nie zaśmiał, ale Hermiona domyślała się, że zapewne tego wieczoru przeprowadzał wiele takich rozmów o swojej niby sklerozie. Taka sytuacja była nowa zarówno dla uczniów, jak i dla nauczycieli.

- Zauważyłaś, że niektórzy jakoś dziwnie na nas patrzą?

Zapytał cicho Ron, kiedy siedzieli naprzeciw siebie przy stole, czekając na przemowę Dumbledore'a.

- Jakoś nie zauważyłam.

Odpowiedziała Hermiona. Szczerze mówiąc, nawet nie zwracała na to uwagi, ponieważ jej wzrok badał stół nauczycielski. Co roku nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią się zmieniał, a Hermiona była ciekawa, na kogo tym razem padło. Miała świadomość, że to już podchodziło pod jakąś klątwę, ponieważ w ciągu  tych pięciu lat nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa, Hogwart miał... pięciu nauczycieli uczących tego przedmiotu. W końcu napotkała spojrzeniem nową twarz, wcześniej zauważając Hagrida. Ponieważ nie miała możliwości przywitać się z nim na peronie z powodu tłumów, teraz posłała mu ciepły uśmiech, co olbrzym odwzajemnił. Na nieszczęście, Hagrid również pomachał do Hermiony. Zrobił to tak zamaszyście, że przy okazji przewrócił puchar profesor McGonagall, co spowodowało, że napój wylał się jej na kolana. Hermiona przyjrzała się reakcji profesor McGonagall, ale ta, przyzwyczajona do niezdarności gajowego, jedynie uśmiechnęła się pokrzepiająco, użyła różdżki, aby się oczyścić, i zaczęła mówić coś do Hagrida.

Wracając do nowego profesora, Hermiona przyjrzała mu się dokładnie, na tyle, na ile było to możliwe, i musiała przyznać, że nie prezentował się najlepiej. Bardziej przypominał jej wujka, który przy każdym widzeniu z dzieckiem wciska mu do dłoni posklejaną landrynkę, a nie na nauczyciela, który miał ich wiele nauczyć. Hermiona zdążyła już jednak nauczyć się, że nauczyciele w szkole nie zawsze prezentują się schludnie i elegancko. Na przykład, weźmy profesora Lupina. Kto by pomyślał, że za tą fasadą blizn i pomiętolonych szat skrywa się człowiek z tak wielką wiedzą, który potrafi ją tak dobrze i umiejętnie przekazywać swoim uczniom? Bycie wilkołakiem nie ułatwiało mu zadania, ale Hermiona, Harry, a nawet Ron wspominali go jako jednego z najlepszych profesorów, z którymi mieli do czynienia. Może ten drobny mężczyzna z czupryną siwych włosów również będzie potrafił bardzo dobrze uczyć.

- A gdzie Harry?

Zapytała Ginny, siadając naprzeciw nich i rozglądając się, jakby istniała opcja, że chłopak usiadł po prostu w innym miejscu. Tak opcja jednak nie istniała, a Hermiona, przyglądając się, jak Ginny miętosi w dłoniach kawałek szaty, miała ochotę się zaśmiać. Ruda dziewczyna mogla próbować oszukać wszystkich, nawet siebie, ale Hermiony nie dało się oszukać. Dean był jedynie przykrywką, chęcią posiadania kogoś, ponieważ Ginny nadal podkochiwała się w Harrym. Hermiona podziwiała jej wytrwałość w tym uczuciu, mimo że próbowała pokazać, że ono już dawno wygasło.

Hermiona często wyobrażała sobie, jakby to wyglądało, gdyby rudowłosa przyjaciółka została dziewczyną jej przyjaciela. Najbardziej interesujące w tej sytuacji wydawało jej się, jak Ron by na to wszystko zareagował. Podejrzewała, że on wie. Przecież nie mógł być aż tak ślepy, prawda?

- Harry idzie! Co mu się znowu przydarzyło? Jest cały we krwi.

Zawołała Ginny. Na te słowa Hermiona zwróciła głowę w stronę wejścia do Wielkiej Sali. Rzeczywiście, w ich stronę szedł Harry, a na koszulce i twarzy miał czerwone plamy. Mimo że dla nich to nie była nowość, bo Harry często pakował się w tarapaty, Hermiona poczuła w sercu ukłucie. W co on znowu się wmieszał?

Przydział do domów zakończył się już przed tym, jak Ginny się do nich dosiadła. W tym roku Hermiona miała wrażenie, że uczniów jest jakoś mniej. Czyżby niektórzy ludzie postanowili, z powodu powrotu Voldemorta, zabronić swoim dzieciom uczęszczania do szkoły, gdzie uczył się Harry Potter? Dla Hermiony to była głupota, ponieważ jedyny czarodziej, którego bał się Voldemort, to właśnie dyrektor szkoły.

Dumbledore wszedł na mównicę i rozpoczął swoją zwyczajową przemowę, a Harry w końcu do nich dołączył. Nie wyglądał na zadowolonego, a krew wciąż ściekała na jego ubrania. Ginny wzięła serwetkę ze stołu i delikatnie przycisnęła ją do nosa Harry'ego, który cicho syknął.

- Co się stało, stary?

Zapytał Ron, wskazując palcem na przypadek Harry'ego.

- Malfoy.

Warknął Harry. Na te słowa wzrok Hermiony odruchowo powędrował w stronę stołu Ślizgonów. Oczywiście, Draco Malfoy tam siedział, jak zawsze roztaczając wokół siebie aurę tajemniczości i niebezpieczeństwa. Hermiona często zastanawiała się, jak taki przystojny mężczyzna może skrywać w sobie potwora. Bo Draco Malfoy był piękny. Jednak co z tego, skoro w środku skrywał potwora, który sprawiał, że jego uroda budziła jedynie niechęć? Jej mama zawsze powtarzała, że gdy ktoś gnije od środka, nawet najpiękniejsza twarz tego nie uratuje. Idealnym przykładem był Draco.

- Później wam opowiem.

Harry powiedział, przykładając sobie materiał do nosa, i spojrzał na Dumbledore'a, który właśnie kończył swoją przemowę. Mówił on o jedności, pomocy i współpracy. Hermiona naprawdę by tego pragnęła, ale wiedziała, że nie wszyscy w Hogwarcie potrafią się dogadać. Gryfoni i Ślizgoni - odwieczni wrogowie. Jak mieli się dogadać?

Teraz jednak skupiła się na posiłku, ponieważ na stolach pojawiły się przeróżne potrawy, gotowe do skosztowania.

Złudny dotykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz