Hogwart. Uwielbiała to miejsce od pierwszego roku, kiedy przyjechała jako mała, wystraszona dziewczynka i zaczęła swoją największą przygodę w życiu. Mimo że patrzyła na ten widok od tamtego czasu już tak często, nadal ją zachwycał.
Wysiedli z pociągu razem z Ronem, ponieważ Luna, po tym jak Hermiona wróciła do przedziału, postanowiła jeszcze pójść do swoich krukońskich przyjaciół. Gryfonka zastanawiała się, o co dziewczynie może chodzić, ponieważ była świadoma, że Luna była typem samotnika i nazywana była za plecami Pomyluną. Ale przecież nie musiała wiedzieć wszystkiego, a Luna rzeczywiście mogła mieć znajomych w swoim domu. Może po prostu nie czuła się najlepiej w ich towarzystwie? Hermiona miała świadomość, że to mogło być powodem wyjścia Luny. Gdy Harry był z nimi, to on zagadywał Lunę i starał się, aby czuła się dobrze w ich towarzystwie. Jak widać, Hermiona tak nie potrafiła.
Chociaż, czy ona w ogóle odczuwała taką potrzebę? Starała się być sympatyczna dla Luny i pytać ją o te jej dziwactwa, ale nie potrafiła być tak dobrym słuchaczem jak Harry. Takie historyjki, jakimi obdarowywała ich Luna, bardzo ją irytowały, bo była pewna w stu procentach, że to nie jest prawda. Po co opowiadać o czymś, co nie istnieje? Głupota.
Gdy Luna powiedziała, że wysiada, Neville zaraz również podniósł się z miejsca i zaoferował, że ją odprowadzi. Naprawdę musiało być coś na rzeczy między nimi, a przynajmniej coś zaczynało się dziać.
Teraz stała tylko z Ronem, trochę przestraszona, rozglądając się w poszukiwaniu Harry'ego. Zniknął na bardzo długo, a Hermiona martwiła się, że coś mu się stało.
- Gdzie jest Harry?
Zapytała, mając nadzieję, że Ron wypatrzył gdzieś jego czarną czuprynę. Chłopak spojrzał za siebie, potem w prawo, lewo i z niepokojem pokręcił głową.
- Nie mam pojęcia, gdzie on jest, ale nie martw się, Hermiono.
Powiedział Ron z troską. Zaskoczona poczuła, jak dłoń rudego chłopaka oplata jej dłoń. Nie było to nieprzyjemne, ale czuła lekki dyskomfort. Mimo to nie chciała go zirytować ani skrzywdzić pytaniem, co takiego na brodę Merlina robi, więc ruszyła przed siebie, niby przypadkiem wyrywając rękę z jego uścisku.
- Zobacz, może po prostu wyszedł szybciej z pociągu i teraz już jest w drodze do Hogwartu.
Powiedziała Hermiona. Miała taką nadzieję. Ruszyła za grupą uczniów z rudym przyjacielem u boku. Teraz czekała ich droga powozem do zamku. Po tym, jak Harry zaczął widzieć testrale, Hermiona mocniej się nimi zainteresowała i trochę o nich poczytała. Była wdzięczna, że nie musi ich widzieć, bo to by oznaczało, że w jej życiu wydarzyło się coś naprawdę okropnego. Śmierć właśnie taka była. Pozostawiała trwały ślad w człowieku. Okrutne piętno. Przerażała ją myśl, że każdego czeka kiedyś spotkanie z kostuchą, ale jeszcze bardziej przerażało ją, że mieli ją spotkać jej bliscy. Babcia, rodzice, przyjaciele... Czasami zastanawiała się nad tym i często myślała, że wolałaby umrzeć pierwsza. Przynajmniej wtedy nie musiałaby patrzeć, jak odchodzą jej bliscy. Chociaż to wiązałoby się z tym, że to oni cierpieliby z powodu jej odejścia. I tak źle, i tak niedobrze.
- Wchodzisz?
Zapytał Ron. Pokiwała lekko głową, gdyż właśnie stali przed wolnym powozem, i korzystając z pomocnej dłoni Rona, wślizgnęła się do środka, zajmując jedno z miejsc. Obok niej usiadł Ron, a na przeciw nich zasiadły dwie nieznane Hermionie Puchonki, co zauważyła po kolorze ich szat. Cicho rozmawiały między sobą i co chwila chichotały. Były raczej młodsze od nich, więc Hermiona uznała, że mogą być na drugim roku.
- Mam nadzieję, że Harry'emu naprawdę nic się nie stało.
Powiedziała Hermiona, poprawiając się na miejscu, gdyż powóz ruszył z delikatnym szarpnięciem. Dziewczyny nagle umilkły, jakby uciszone zaklęciem, i Hermiona spojrzała na nie. Ruda dziewczynka o wielkich, zielonych oczach i mnóstwie piegów na twarzy wlepiała wzrok w Hermionę, wyglądając jak Ron szukający rano czegoś do jedzenia przy stole Gryfonów.
- Zdjęcie sobie zróbcie. Będzie na dłużej.
Warknął Ron, a one spojrzały na siebie, na niego, i po chwili wybuchły tak głośnym śmiechem, że Hermiona nie zdziwiłaby się, gdyby popękały jej bębenki w uszach. Dziewczyny zaczęły znów rozmawiać, a raczej szeptać do siebie tak cicho, że nie dało się usłyszeć, o czym mówią, ale łatwo było się domyślić, że o nich, bo ich spojrzenia ciągle lądowały na Hermionie i Ronie.
Hermiona postanowiła skupić się na drodze, aby nie zawracać sobie głowy tymi niewychowanymi Puchonkami. Na szczęście droga nie była długa, i już po chwili dojechali prawie pod samą bramę, gdzie Hermiona zauważyła jakieś małe zamieszanie. Powóz stanął, i pozwolili dziewczynom wysiąść jako pierwsze. Jednak wstały tak prędko, że kiedy Hermiona zaczęła się powoli podnosić z miejsca, została na nie popchnięta, tak że znów na nim wylądowała. Dlatego pozwolili dziewczętom opuścić powóz i sami z niego wysiedli, gotowi ruszyć do Hogwartu.
Zbliżając się do bramy, Hermiona uważanie przyglądała się, jak profesor Flitwick i Filch rozmawiają z każdym uczniem, który przechodził przez bramę.
- Ta dzisiejsza młodzież. Zero wychowania.
Ron warknął, patrząc na plecy dziewczyn, z którymi jechali powozem. Hermiona uśmiechnęła się lekko pod nosem. Brakowało jej tych jego nieokrzesanych komentarzy. Nawet w najczarniejszych dniach potrafił poprawić jej humor. Cieszyła się bardzo, że ma takich przyjaciół.
- Ciekawe, co się tam dzieje.
Powiedział Ron, idąc dalej przed siebie.
- Zaraz się przekonamy.
Odpowiedziała Hermiona i oboje zbliżyli się do bramy.
CZYTASZ
Złudny dotyk
FanfictionNa szóstym roku w Hogwarcie Hermiona stanęła przed zadaniem, które wydawało się zupełnie niemożliwe od pierwszego dnia. Choć była oddana swoim przyjaciołom, postanowiła podjąć wyzwanie, które wcześniej wydawało się poza jej zasięgiem. Jednak dopiero...