Rozdział 45 (12.3)

133 11 0
                                    

Świat Amelie się kończył. Rezerwy szczęścia ziały pustkami, pech przygniatał ją siłą kilkutonowego głazu. Wierzgała rękami i nogami, ale ten naciskał na nią zbyt mocno, uniemożliwiając jej wydostanie się. Obecność Austina była jej nie na rękę, ale tolerowała ją. Zupełnie inaczej sprawy wyglądały w przypadku aktywnego uczestnictwa w jej życiu. Tego starała się uniknąć za wszelką cenę. Raz pozwoliła mu zbliżyć się aż za bardzo, w efekcie czego upokorzył ją przed niemal całym krajem.

James wślizgnął się do pomieszczenia, w którym przebywała Amelie, by wnet odnaleźć ją wzrokiem. Biło od niego typowe opanowanie, zero śladów po drobnym starciu z Austinem. Wymyśliła je sobie?

– Zrobił ci coś? – zapytała tuż po tym, jak mężczyzna zamknął za sobą drzwi.

– Nie, nie zrobił – odparł zdawkowo, co w najmniejszym stopniu nie zadowoliło kobiety. Pragnęła poznać najdrobniejszy szczegół, rozłożyć tę scenę na części pierwsze, by nic jej nie umknęło, ale James nie był na tyle wylewny, by jej to umożliwić.

W rzeczywistości odpowiedź ta ani trochę nie przypominała jego zwyczajowych odzywek. Bez grama szyderstwa, masy kąśliwych uwag czy sarkazmu nie przypominał siebie. Czy wydarzyło się coś, czego nie wychwyciły jej uszy?

– Tylko tyle? Żadnych detali?

– A co jeszcze chciałabyś wiedzieć, księżniczko? – westchnął znudzony, jedocześnie chowając dłonie w kieszeniach spodni.

Amelie niedbale wzruszyła ramionami. Odruchowo przygryzła wypielęgnowaną wargę i niemal boleśnie wykręciła palce chcąc poradzić sobie ze zdenerwowaniem.

– Co powinniśmy zrobić? – Pytanie to wyleciało z jej ust automatycznie. Nienawidziła niewiedzy. Większym niesmakiem darzyła jedynie swojego kuzyna.

– Odnośnie wyjazdu?

– Odnośnie całokształtu.

James nie spieszył się z odpowiedzią. Korzystał z pozostałego im czasu, którego każda upływająca sekunda odznaczała się w umyśle Amelie głośnym tyknięciem. Niemal widziała trybiki przeskakujące w jego głowie, gdy przeprowadzał analizę znaną tylko samemu sobie i kreował skomplikowaną mapę myśli w poszukiwaniu satysfakcjonującego obie strony rozwiązania.

Stukot obcasów jego wypolerowanych oxfordów niósł się przez ogromną przestrzeń jej prywatnej sypialni, gdy mężczyzna powolnym krokiem przechadzał się z kąta w kąt, by co rusz zatrzymywać się i podziwiać liczne bibeloty ustawione na półkach. Dla Amelie stanowiły one ogromną wartość sentymentalną, gdyż zdecydowaną większość przywiozła jako pamiątki z podróży z różnych zakamarków świata. Były tam malutkie porcelanowe figurki, strugane z drewna szkatułki, wyroby z masy perłowej a także ramki ze zdjęciami przedstawiającymi ją wraz z ważnymi osobistościami innych państw. Lubiła wracać do nich co jakiś czas, by powspominać niecodzienne wyjazdy, jednakże teraz miała ochotę wyrzucić większość pamiątek do kosza, byle tylko przyspieszyć nieuniknione.

– Chcesz odwołać swoje uczestnictwo w turnieju? – odezwał się wreszcie, a jego głos po tak długim milczeniu brzmiał dla Amelie wręcz obco.

– Nie – odpowiedziała bez zawahania. – Jedyne na czym mi zależy to na pozbyciu się Austina.

– Wyjaśnisz mi co między wami zaszło?

Znowu wracali do tego samego tematu. Naiwnie sądziła, że po jego wcześniejszym wyznaniu ten utnie się na dobre, dopóki Amelie nie postanowi do niego wrócić, jednakże nie miała takiego szczęścia.

– James... – westchnęła zrezygnowana. – Twierdziłeś, że nie będziesz naciskał – przypomniała.

– Tak, ale mówiłem to zanim dostrzegłem strach w twoich oczach – wyjaśnił. – Widzę, co jego obecność z tobą wyprawia i uważam, że to najwyższy czas, byś wreszcie wyjawiła mi prawdę. Nie jestem tu by cię oceniać, niezależnie od tego co ci się wydaje.

Amelie usiadła na sofie, dając sobie czas niezbędny na przemyślenie pozytywnych i negatywnych aspektów odkrycia przed Jamesem swojej nieciekawej przeszłości. Nie miała go wiele, czas wyjazdu zbliżał się nieubłaganie, ale wolała nie wychodzić stąd dopóki nie domknie rozdrapanych spraw. Wystawienie się na opinię drugiej osoby nie było łatwe, ani tym bardziej przyjemne, choć czasami konieczne. Czy kolejny unik rozwiązałby sprawę? Czy miało to jakikolwiek sens? Czy chowając przeszłość tak głęboko w sobie nie spowoduje większych urazów?

Rozgryzając spierzchniętą wargę z zamyśleniem wpatrywała się w blat stołu. Szkoda, że odwagi nie podawali na srebrnej tacy, bo chętnie zamówiłaby sobie z dwie porcje. Na skraju wzroku spostrzegła nogi Jamesa, który rozsiadał się na fotelu naprzeciw niej.

Mężczyzna oparł łokcie na kolanach, nachylając się nad nią i zawłaszczając sobie większy kawałek już i tak ciasnej przestrzeni, która ją otaczała. W skupieniu potarł o siebie dłonie, oczekując wyjaśnienia.

– To było dawno temu – zaczęła skubiąc suchą skórkę na palcu wskazującym. – Miałam zaledwie szesnaście lat – dodała ciszej, ale jej głos nawet mimo to lekko się załamał, choć starała się wyjść na nieporuszoną.

Opowiedziała mu. Wyjawiła każdy detal.

James nie przerywał jej, poświęcił jej całą swoją uwagę. Nawet jego oddech zdawał się ucichnąć, choć wiedziała, że było to jedynie złudzenie. Wiele by dała, by móc usłyszeć powietrze miarowo wydostające się z jego płuc. Rytm ten pozwoliłby Amelie unormować własne nieregularne i rwące się hausty.

Pamiętna noc, która bezpowrotnie zmieniła jej życie, wydarzyła się dziesięć lat temu. Przekraczając próg włości Remingtonów nie podejrzewała, że ten jeden krok, odbijający się echem po przestronnym holu, zrujnuje jej starannie kreowany przez lata wizerunek.

Austin nie posiadał żadnych skrupułów. Nie przebierał w środkach i szedł po trupach do celu.

Nawet nie drgnęła mu powieka, gdy wręczył w jej dłoń napój zaprawiony środkami odurzającymi. Nie zawahał się, gdy palcem wskazującym co rusz klikał w ekran telefonu komórkowego, by uwiecznić na wpół roznegliżowane ciało Amelie, przedstawiające ją w niedwuznacznej sytuacji. Nie ruszyły go wyrzuty sumienia, gdy zostawiał ją ledwo przytomną w objęciach obcych ludzi, zdaną na ich łaskę. Nie żałował, gdy rzeczone zdjęcia trafiły na strony licznych brukowców. A już na pewno nie poświęcił chwili, by ją za ten wybryk przeprosić. Nie zakładał, że Amelie zapamięta każdy szczegół.

Incydent nie pozostawił na Amelie suchej nitki. Artykułów z każdym dniem przybywało, a kreatywność dziennikarzy zdawała się nie wyczerpywać. Snuli wszelakie domysły na jej temat, jeden gorszy od drugiego. Podupadła psychicznie, w związku z czym zapisano ją na intensywną terapię, która z założenia miała wyprowadzić ją na właściwe tory, ale w rzeczywistości nigdy nawet z nich nie zboczyła. Jedynym grzechem, który miała na koncie, a którego teraz szczerze żałowała, było obdarowanie Austina zbyt wielkim zaufaniem.

Eleanor i Albert nie wspierali Amelie w trudnych chwilach, twierdząc, że nawarzone piwo trzeba wypić samemu, a członek rodziny królewskiej powinien wykazywać się wytrwałością, silną psychiką i niezachwianą pewnością siebie. Potraktowali to jako swego rodzaju test, choć gdyby mogli, najchętniej by się jej wyrzekli, ale wówczas opinia publiczna zjadłaby ich żywcem. Nie mieli także innego następcy tronu z rodu, stąd też znaleźli się w martwym punkcie.

Jedynym czego oczekiwała Amelie była odrobina ciepła i zrozumienia. Wręcz ich potrzebowała.

Niestety nie dostała żadnej z tych rzeczy.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz