10. Cholerny wieżowiec

8 4 0
                                    

  Zgubiłam się w swoich myślach i to konkretnie. Zastanawiałam się, czy w rodzinie Alec'a również tak mocno dba się o zewnętrzny wizerunek. Chociaż ciężko było mi w to uwierzyć, to nowinka o tym, że jego mamą była Margaret Cartis sprawiła, że niczego nie byłam pewna.

- Chyba masz rację, ale może powinniśmy się przekonać czy faktycznie robi aż takie wrażenie? - zasugerował, przerywając moje rozmyślania, które zdecydowanie zaczęły wchodzić na zły tor. I byłam mu za to szczerze wdzięczna, mimo że początkowo nie interesowała mnie treść pytania.

  Moja wypowiedź zupełnie gdzieś wypadła mi z głowy. Nie byłam w stanie sobie przypomnieć o czym w ogóle rozmawialiśmy, na szczęście dosyć szybko sobie przypomniałam.

- Mówisz tak dlatego, że jesteś przyzwyczajony. Na gościach na pewno zawsze robi wrażenie.

  Tak, teraz to wszystko miało znacznie więcej sensu. Rozmawialiśmy o jego domu. Choć nadal nie rozumiałam toku myślenia bruneta. Nie miałam ochoty na kolejną burzę mózgów.

- Co masz na myśli? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a na twarzy Aleca momentalnie wykwitł piękny uśmiech. Tylko że to nie był ten szczery, pełny szczęścia uśmiech, który mnie fascynował. - Ten uśmiech ani trochę mi się nie podoba, Cartis. - oznajmiłam, dając mu do zrozumienia, że cokolwiek sobie myśli, nie jestem do tego ani trochę przekonana.

  Ale wiedziałam również, jak uparty był ten chłopak, więc poszłam nam obu na rękę i postarałam się być najbardziej otwarta na jego idiotyczne pomysły jak tylko mogłam.

- Chcę żebyś osobiście oceniła czy mój dom jest naprawdę tak niesamowicie urządzony jak ci się wydaje. - powiedział wreszcie, a ja nie wiedziałam czy wewnętrznie krzyczę ze szczęścia, strachu czy niedowierzania w jego głupotę.

  Przez moment jeszcze czekałam na to, aż brunet wybuchnie śmiechem i powie mi, że dałam się nabrać, ale nic takiego nie miało miejsca. Ba! Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem i wlepiał we mnie te swoje zajebiście śliczne zielone oczy czekając, aż jakoś skomentuje jego genialny plan.

- Zapraszasz mnie do siebie? - upewniałam się, nadal nie dowierzając w propozycje Aleca. A kiedy pewnie kiwnął głową niemal bez zastanowienia, zaczęłam masować dłonią czoło.

- Alec, nie uczyła cię mama, żeby nie zapraszać nieznajomych do domu? Przypominam, znamy się tydzień. - zauważyłam, próbując jakoś wybić mu to z głowy. Cholera, ja wiem, że jeszcze chwilę temu marzyłam po cichu o tym, aby zobaczyć jego dom, ale nie spodziewałam się że moje zaproszenie przyjdzie tak szybko.

- Mimo to lubię cię, więc nie widzę problemu. To tak jakbym zapraszał Larissę. - wytłumaczył spokojnie, porównując mnie do mojej przyjaciółki.

- To różnica, ją znasz znacznie dłużej. - zauważyłam szybko, nie dając sobie czasu na przemyślenie jego słów. Już kiedy usłyszałam, że mnie lubi, miałam ochotę zastrzelić najpierw jego, a potem siebie. Dlaczego? Bo doskonale wiedziałam, że ja też w jakimś stopniu go lubię.

- Przyjadę po ciebie jutro o czternastej, tylko wyślij mi adres. - powiedział, totalnie ignorując moje protesty i wymówki. Cholera, zaczynałam panikować, ale nie znaczyło to, że zamierzałam tak po prostu się poddać.

- A co jeśli ci go nie wyślę? Zamierzasz mnie śledzić w drodze do domu? - wypytywałam, starając się, aby moje emocje pozostały wewnątrz. A wiedziałam lepiej niż ktokolwiek inny jak zdradliwy potrafił być mój głos. Naprawdę chciałam zrozumieć, dlaczego tak desperacko zapierałam się przed tym spotkaniem, przecież nie było w tym nic złego.

- Może. Tak czy siak, na pewno znajdę jakiś sposób, więc bardzo byś mi wszystko ułatwiła swoją współpracą. - odpowiedział spokojnie z tym swoim popisowym uśmiechem.

Hard Happiness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz