Zgubiłam się w swoich myślach i to konkretnie. Zastanawiałam się, czy w rodzinie Alec'a również tak mocno dba się o zewnętrzny wizerunek. Chociaż ciężko było mi w to uwierzyć, to nowinka o tym, że jego mamą była Margaret Cartis sprawiła, że niczego nie byłam pewna.
- Chyba masz rację, ale może powinniśmy się przekonać czy faktycznie robi aż takie wrażenie? - zasugerował, przerywając moje rozmyślania, które zdecydowanie zaczęły wchodzić na zły tor. I byłam mu za to szczerze wdzięczna, mimo że początkowo nie interesowała mnie treść pytania.
Moja wypowiedź zupełnie gdzieś wypadła mi z głowy. Nie byłam w stanie sobie przypomnieć o czym w ogóle rozmawialiśmy, na szczęście dosyć szybko sobie przypomniałam.
- Mówisz tak dlatego, że jesteś przyzwyczajony. Na gościach na pewno zawsze robi wrażenie.
Tak, teraz to wszystko miało znacznie więcej sensu. Rozmawialiśmy o jego domu. Choć nadal nie rozumiałam toku myślenia bruneta. Nie miałam ochoty na kolejną burzę mózgów.
- Co masz na myśli? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a na twarzy Aleca momentalnie wykwitł piękny uśmiech. Tylko że to nie był ten szczery, pełny szczęścia uśmiech, który mnie fascynował. - Ten uśmiech ani trochę mi się nie podoba, Cartis. - oznajmiłam, dając mu do zrozumienia, że cokolwiek sobie myśli, nie jestem do tego ani trochę przekonana.
Ale wiedziałam również, jak uparty był ten chłopak, więc poszłam nam obu na rękę i postarałam się być najbardziej otwarta na jego idiotyczne pomysły jak tylko mogłam.
- Chcę żebyś osobiście oceniła czy mój dom jest naprawdę tak niesamowicie urządzony jak ci się wydaje. - powiedział wreszcie, a ja nie wiedziałam czy wewnętrznie krzyczę ze szczęścia, strachu czy niedowierzania w jego głupotę.
Przez moment jeszcze czekałam na to, aż brunet wybuchnie śmiechem i powie mi, że dałam się nabrać, ale nic takiego nie miało miejsca. Ba! Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem i wlepiał we mnie te swoje zajebiście śliczne zielone oczy czekając, aż jakoś skomentuje jego genialny plan.
- Zapraszasz mnie do siebie? - upewniałam się, nadal nie dowierzając w propozycje Aleca. A kiedy pewnie kiwnął głową niemal bez zastanowienia, zaczęłam masować dłonią czoło.
- Alec, nie uczyła cię mama, żeby nie zapraszać nieznajomych do domu? Przypominam, znamy się tydzień. - zauważyłam, próbując jakoś wybić mu to z głowy. Cholera, ja wiem, że jeszcze chwilę temu marzyłam po cichu o tym, aby zobaczyć jego dom, ale nie spodziewałam się że moje zaproszenie przyjdzie tak szybko.
- Mimo to lubię cię, więc nie widzę problemu. To tak jakbym zapraszał Larissę. - wytłumaczył spokojnie, porównując mnie do mojej przyjaciółki.
- To różnica, ją znasz znacznie dłużej. - zauważyłam szybko, nie dając sobie czasu na przemyślenie jego słów. Już kiedy usłyszałam, że mnie lubi, miałam ochotę zastrzelić najpierw jego, a potem siebie. Dlaczego? Bo doskonale wiedziałam, że ja też w jakimś stopniu go lubię.
- Przyjadę po ciebie jutro o czternastej, tylko wyślij mi adres. - powiedział, totalnie ignorując moje protesty i wymówki. Cholera, zaczynałam panikować, ale nie znaczyło to, że zamierzałam tak po prostu się poddać.
- A co jeśli ci go nie wyślę? Zamierzasz mnie śledzić w drodze do domu? - wypytywałam, starając się, aby moje emocje pozostały wewnątrz. A wiedziałam lepiej niż ktokolwiek inny jak zdradliwy potrafił być mój głos. Naprawdę chciałam zrozumieć, dlaczego tak desperacko zapierałam się przed tym spotkaniem, przecież nie było w tym nic złego.
- Może. Tak czy siak, na pewno znajdę jakiś sposób, więc bardzo byś mi wszystko ułatwiła swoją współpracą. - odpowiedział spokojnie z tym swoim popisowym uśmiechem.
CZYTASZ
Hard Happiness
RomanceNie miałam pojęcia czym jest szczęście przez bardzo długi czas, jednak instynktownie za nim goniłam. Próbowałam je znaleźć tak wiele razy, bezskutecznie. Myślałam, że w końcu to ono odnalazło mnie, lecz jeszcze wtedy nie wiedziałam jak bardzo się my...