Kiedy wreszcie usłyszałam dźwięk oznajmiający koniec zajęć na dzień dzisiejszy, jak na skrzydłach pobiegłam w stronę szafki. Wreszcie mogę wrócić do ciepłego łóżeczka, no po prostu już widzę siebie otuloną kołdrą z twarzą zatopioną w miękkiej poduszce.
Tak, oczywiście Mika, właśnie tak będzie, ale najpierw musisz przedrzeć się przez tę ulewę, przez którą ledwo co widać. - pomyślałam podchodząc do drzwi wyjściowych. Lało jak z cebra, a ja nawet nie miałam parasola który swoją drogą i tak w żaden sposób by nie pomógł.
Nie pozostawało mi nic innego, niż zmiana mojego celu z łóżka, na najbliższy przystanek. Co prawda w tej chwili dystans między budynkiem szkoły a małym zadaszonym przystankiem wydawał mi się naprawdę ogromny, lecz nie miałam innej opcji.
Naciągnęłam kaptur rozpiętej bluzy tak bardzo, jak to tylko było możliwe i biegiem pokonywałam kolejne metry przez pokaźnych rozmiarów szkolny parking. Po drodze co prawda kilka razy prawie wpadłam pod samochody odjeżdżających uczniów, ale kto by się tym przejmował, miałam teraz ważniejsze rzeczy na głowie, które nazywają się „ostry i zimny deszcz”.
Gdybym tylko mogła pozwolić sobie na zakup własnego auta, wszystko byłoby łatwiejsze. Na przykład nie musiałabym teraz pędzić przez ten morderczy wybryk natury na przystanek, na którym spędzę jeszcze najbliższe pół godziny. No ale cóż, takie życie, a jakoś trzeba sobie radzić.
Zbliżając się do przystanku miałam jedno realne marzenie. Chciałam spędzić te 30 minut w spokoju i samotności, bez żadnych ludzi. Nie lubię ludzi. Nie w takich sytuacjach.
I naprawdę byłam pewna, że chociaż to pragnienie się dzisiaj ziści, więc wyobraźcie sobie, jak wielkie było moje zdziwienie, gdy po tej zaciętej walce o życie jakim było przebiegnięcie mini maratonu w towarzystwie atakujących mnie kropel, zastałam tam chłopaka w czarnej oversize'owej bluzie i ciemnych jeansach, który jakby nigdy nic siedział na moim przystanku.
Spod jego kaptura wydostawały się niesforne, ciemne loczki, zaś ich posiadacz był lekko zgarbiony, wydawało mi się, że słuchał muzyki, ale nie byłam pewna. Wbijał wzrok w chodnik, więc nie byłam w stanie stwierdzić niczego więcej na jego temat.
Nie kojarzyłam go, ale chyba chodził do równoległej klasy, jednak postanowiłam nie zaprzątać sobie nim głowy i w miarę możliwości spędzić czas oczekiwania na autobus w spokoju, tak jak planowałam.
Szybko i bez słowa usiadłam na drugim końcu ławeczki, kładąc ciążący mi plecak tuż obok. Postanowiłam podłączyć słuchawki i puścić moją ulubioną playlistę dla zabicia czasu. Niestety nie mogłam długo nacieszyć się rozluźnieniem pod wpływem muzyki, ponieważ stale czułam na sobie wzrok mojego niepożądanego towarzysza.
Początkowo starałam się go ignorować, zaczęłam liczyć minuty. Jedna, druga, szósta… W końcu odwróciłam się w jego stronę z zamiarem wygarnięcia mu, że gapienie się na jakieś przypadkowe dziewczyny na przystanku jest co najmniej nieodpowiednie, lecz coś mnie powstrzymało.
Były to jego oczy. Oczy o przepięknej barwie wiosennej zieleni, tak intensywne, że odbierały mowę. Gdy tylko je ujrzałam, zapomniałam o wszystkim, co chciałam powiedzieć. Nigdy wcześniej nie spotkałam osoby o tak ciepłym spojrzeniu, które wręcz przyciągało, a jego twarz, wbrew moim wcześniejszym przypuszczeniom, była niewyobrażalnie przyjazna, jednak dopiero gdy na jego ustach rozciągnął się przepiękny uśmiech. Kiedy go nie było, wyglądał jak typowy bad boy prosto z książek, ale widocznie pierwszy raz w życiu się pomyliłam.
Nie mam pojęcia, jak długo mu się przyglądałam, ale przysięgam, to wszystko przez te oczy. Najzwyczajniej w świecie nie sposób było przerwać z nim kontakt wzrokowy.
CZYTASZ
Hard Happiness
RomanceNie miałam pojęcia czym jest szczęście przez bardzo długi czas, jednak instynktownie za nim goniłam. Próbowałam je znaleźć tak wiele razy, bezskutecznie. Myślałam, że w końcu to ono odnalazło mnie, lecz jeszcze wtedy nie wiedziałam jak bardzo się my...