28. Mój wybawiciel

7 4 0
                                    

  Nie lubiłam ufać, miałam zaufanych ludzi i to mi wystarczyło, ale przyjaciele Alec'a byli wspaniali. Byli tak idealnie wpasowani w moich przyjaciół, że niemal mogłabym nazwać nas wszystkich grupą.

  Dopełnialiśmy się i to było piękne. Zdążyłam już polubić każdego z nich, ale nikt nie zaskrabił sobie mojej sympatii w taki sposób, w jaki zrobił to Alec.

  I nie byłam pewna czy ktokolwiek w ogóle mógłby tego dokonać. Choć pewnie tylko mi się wydawało. Teraz nawet siebie próbujesz okłamywać?

  Odchrząknęłam cicho, próbując pozbyć się tego pieprzonego głosu. Nie był dla mnie nowy, ale czasami cholernie irytował. Być może po prostu było ze mną coś nie tak, ale to nie miało znaczenia.

  Wiele rzeczy we mnie było po prostu nie tak. I po cichu miałam nadzieję, że jeśli kiedyś Alec się o tym dowie, to nie będzie mu to przeszkadzać.

- Ale nie powiem, trochę tu klaustrofobicznie. - brunet odezwał się po chwili z tym swoim zadziornym uśmiechem. Czyli jednak, jak zawsze miałam rację.

  W końcu kim byłby Alec Cartis bez tych swoich irytujących komentarzy? Bo na pewno nie byłby sobą i szczerze odpowiadało mi to. Nasze charaktery nieco się gryzły, ale właśnie to sprawiało, że byliśmy tak nietypowym, aczkolwiek zgranym duetem.

- Otwórz okno, może będzie ci lepiej. - odpowiedziałam z pozoru miło. Nawet sam chłopak był w szoku, ale faktycznie podszedł do okna i otworzył je na oścież.

- Jeśli dalej ci nie pasuje to zawsze możesz też skoczyć. - dodałam po chwili rozciągając słodki uśmiech na twarzy. Z kolei ten widniejący na twarzy Alec'a nieco zbladł słysząc moje słowa.

  Przewrócił na mnie oczami i jakby nigdy nic zaczął kierować się w stronę mojego łóżka. Wszystko byłoby okej, gdyby nie ten mały błysk w jego zielonych tęczówkach. Zdradził go.

  A jednak mimo to, gdy Alec zawrócił, rozpędzając się w stronę otwartego okna instynktownie sięgnęłam w jego stronę, próbując jakoś go zatrzymać. Doskonale wiedziałam, że się zgrywa, lecz widok tego debila biegnącego tak, jakby zamierzał wyskoczyć przez to okno na główkę w locie robiąc salto sprawił, że prawie padłam na zawał.

- Nie! - krzyknęłam, zupełnie nie kontrolując tego wybryku. Od razu zakryłam usta dłonią, widząc, jak brunet momentalnie się zatrzymuje. To nie tak, że dałam się nabrać na jego idiotyczny żart, co to to nie.

  Po prostu ciężko było mi powstrzymać strach jaki czułam patrząc na to wszystko. Możliwe, że odrobinę skojarzyłam sobie to z próbą samobójczą Dylan'a, ale nie byłam pewna.

  Nie wykluczałam tej opcji, w końcu mój przyjaciel faktycznie chciał skoczyć, tylko, że tamten budynek był znacznie wyższy. Kiedy tylko przypomniałam sobie wszystko po kolei moje ciało przeszyły dreszcze.

  Niepotrzebnie w ogóle zaczynałam ten temat. Nie chciałam nikogo tracić. Byłam po prostu tak zaślepiona strachem, bałam się, że zaraz zacznę się trząść. A przecież zupełnie nie miałam powodów, aby tak się czuć.

  W końcu nawet gdyby ten idiota nie wyhamował, nic by mu się nie stało. Co najwyżej trochę by się poobijał, ale nic poza tym, zwłaszcza, że pod moim oknem rozciągał się trawnik. Wzięłam głębszy wdech próbując jakoś zatuszować swoją chwilową panikę.

- Czyli jednak ci na mnie zależy. - odezwał się głupio brunet, przez co naprawdę zaczęłam żałować, że nie pozwoliłam mu skoczyć. Bosko, teraz na pewno będzie mi to wypominał. Momentalnie przewróciłam oczami, żałując, że w ogóle pozwoliłam sobie na taką chwilę słabości.

Hard Happiness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz