Rozdział XI
Clove
Spuściłam głowę chcąc choć trochę ukryć swój uśmiech, którego nie mogłam powstrzymać.
Miałam zobaczyć się ze Stevenem. Cieszyłam się jak małe, naiwne dziecko, które mimo świadomości rzeczywistego świata wierzyło, że się nie zmienił. Wierzyłam, że do Kenario wróci mój stary Steven.
Upiłam łyk herbaty wracając wspomnieniami do czasów dzieciństwa.
- Dzień dobry .- usłyszałam na co podniosłam wzrok
Zza ściany wyłonił się Noah. Jego włosy były jak zawsze w nieładzie a twarz wyglądała na dosyć zaspaną.
- Dzień dobry, Noah. - odpowiedziała moja mama
Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Brunet wyglądał jakby wyczekiwał, że coś powiem. Z grzeczności rzuciłam jedynie nieme „cześć" po czym zmusiłam się, aby uśmiechnąć się lekko.
Od naszej ostatniej rozmowy starałam się zachować co do niego dystans. Po tamtej nocy miałam cholerne wyrzuty sumienia, że otworzyłam się za bardzo. Nie powinnam aż w takim stopniu udzielać wstępu Noahowi do mojego prywatnego życia. Nie był dla mnie przecież nikim ważnym, prawda?
Był tylko tymczasową osobą w moim życiu, która zaraz miała z niego zniknąć i już nigdy więcej się w nim, nie pojawić. A przynajmniej to właśnie starałam się sobie wmawiać.
- Śniadanie masz w kuchni. - powiedziała z radością oraz entuzjazmem w głosie blondynka na co chłopak uśmiechną się z wdzięcznością
Odwrócił się a następnie ruszył we wskazanym kierunku.
Dokończyłam w ciszy picie herbaty wciąż mimowolnie wracając wspomnieniami do przeszłości. Zaraz po tym wyszłam na zewnątrz, aby już kilka minut później znaleźć się na samym końcu sadu.
Tam właśnie znajdowała się stara, ogromna czereśnia, o której istnieniu wiedzieli tylko nieliczni. U stóp drzewa postawiona była drewniana ławka, na której przysiadłam. Cień padł na moją twarz co ułatwiło mi widzenie.
Uniosłam głowę i zaczęłam przyglądać się soczystym oraz dorodnym owocom. Zerwałam się z miejsca unosząc następnie ręce ku górze. Jak się okazało nie dosięgłam ani jednej czereśni. Podskoczyłam, jednak to również zupełnie nic nie dało. Wcale mnie to nie dziwiło, ponieważ byłam bardzo niskiego wzrostu.
Prychnęłam oburzona zakładając ręce na piersi. Odwróciłam się a następnie pognałam do starej, drewnianej altany, pod którą przechowywane było dosłownie w s z y s t k o. Znaleźć tam można było zarówno klakson do roweru jak i wałki do włosów lub kosmetyki.
Weszłam do środka, aby następnie odnaleźć w tamtym ogromnym bałaganie drabinę. Drewniana konstrukcja stała w rogu schowana za całą stertą różnych kartonów. Jęknęłam cicho po czym ruszyłam na misję wydobycia jej stamtąd. Już po jakimś czasie podniosłam drabinę idąc z nią następnie w stronę wyjścia. Oparłam ją o pień drzewa po czym przetarłam zmęczona twarz ręką. Postawiłam nogę na pierwszym stopniu podnosząc następnie rękę ku górze. Złapałam kilka owoców po czym zerwałam je. Zadowolona z siebie zaczęłam przeżuwać czereśnie oglądając w tym samym czasie widoki z góry.
Nagle w pewnym momencie poczułam lekkie szarpnięcie. Spanikowana spojrzałam szybko w dół ujrzawszy Noaha, który trzymał rękami drabinę. Oparł się o drewnianą konstrukcję i po prostu patrzył w górę przyglądając się mi.
CZYTASZ
Rich Homeless [POPRAWIANE]
Romance- Pojedziesz do miasta, w którym ona studiuje. - [...] - Tam będziesz udawał biednego bezdomnego. Zobaczymy wtedy czy ma dobre serce no i czy nie leci tylko na hajs. - Takie słowa usłyszał jeden z głównych bohaterów od swojego przyjaciela, który wpa...