Pov William
- Idziemy do baru - zarządził Josh - Musimy coś opić.
Bez słowa sprzeciwu ruszyliśmy w kierunku wspomnianego miejsca. Chyba nawet podejrzewałem to co chciał nam powiedzieć, co było warte takiej celebracji. Mogło mi się tylko wydawać, ale na palcu jego blondwłosej dziewczyny pojawił się nowy pierścionek. I o ile mogła kupić go sobie sama, to on nie wyglądał jak zwykły pierścionek. Mój młodszy braciszek kiedyś wspomniał o swoim marzeniu. Był z Leylą od lat. Ten krok był dość oczywisty, a jeśli w końcu się na niego odważył to mogłem mu pogratulować.
Po kilku minutach spaceru dotarliśmy na miejsce. To był jedyny bar, który był otwarty o tak wcześniej porze. Gdyby nie fakt, że serwowali tu również obiady, byłby otwarty dopiero za kilka godzin. Weszliśmy do środka zajmując miejsce przy największym stoliku. Hunter udał się do lady, by zamówić jakiś alkohol.
- Co mamy opić? Nie żebym miał coś przeciwko, ale chciałbym wiedzieć - zaczął Cameron, ale Josh mu przerwał.
- Dowiecie się wszystkiego, gdy Hunter wróci - niechętnie pokiwał głową na zgodę.
Mój wzrok padł na przyjaciela Emory. Po jego twarzy mogłem wywnioskować, że czuł jakby tu nie pasował. Cóż mogło to być prawdą, nie znaliśmy się na tyle, żeby wdrażać w nasze problemy, ale napić się z nim dało. Tym bardziej, że najprawdopodobniej pewnie chciał nam coś powiedzieć razem z Hunterem. Jego wcześniejszy nastrój jasno wskazywał na ich zgodę. Po chwili obok blondyna pojawił się jego chyba-chłopak.
- Niestety alkohol serwują dopiero od siedemnastej. Kazali nam się zadowolić soczkiem - prychnął kładąc na stole dwulitrowy dzbanek i szklanki. Z moich ust wydobył się śmiech. Zresztą nie tylko z moich. Po chwili przed nami stały szklane kubki z sokiem pomarańczowym. Spojrzałem na brata w momencie, gdy wstawał z miejsca.
- Panowie, zrobiłem to! Oświadczyłem się Leyli! - wydusił z siebie.
- Żartujesz?! - pisnął Hunter, a reszta zaczęła się śmiać - Rzeczywiście trzeba to opić.
- Mój braciszek nie jest już pizdą! - wzięliśmy w dłonie szkła i jednym ruchem przechyliłem jego zawartość do gardła. Ten cholerny sok był kurewsko kwaśny. Skrzywił mnie, jak niejedna wódka - Jestem z ciebie dumny - odparłem klepiąc go po ramieniu w geście aprobaty - Mój mały braciszek dorasta - zamrugałem i uniosłem dłoń, by zetrzeć niewidzialną łzę.
- Ty lepiej powiedz, co z Emory. Przespaliście się? - spojrzałem na Camerona z konsternacją wymalowaną na twarzy. Usłyszałem odchrząknięcie Damona - Co tak patrzysz? Sądzisz, że Katherine spałaby na kanapie? Jeszcze bez kłótni i dobrowolnie?
To miało sens. Pozbawiona go była myśl, że brunetka się na to zgodziła. Oni musieli jej zapłacić.
- To jak? Było coś? - przymknąłem powieki w geście irytacji - Nie bądź taki. Jesteś wśród swoich - dopowiedział Josh. Westchnąłem, a gdy miałem potwierdzić mój wzrok padł na Logana. Patrzył na mnie z uniesioną brwią.
- Pomidor - parsknąłem chwytając w dłoń dzbanek. Wlałam sobie więcej płynu i napiłem się. Chciałem, żeby to pomogło mi zabrać z głowy myśli o tej cudownej nocy. Nie mogłem teraz o tym myśleć. Tylko wzrok Damona i Logana ciągle mi o tym przypomniał.
- Od kiedy ty jesteś taki wstydliwy? Wcześniej się chwaliłeś - wtrącił Cameron.
Już słyszałem, jak Logan zdaje Emory relacje z tego, co tutaj usłyszał. Nie chciałem, żeby znów się do mnie zniechęciła. Było zbyt dobrze. Czułem, że byliśmy na dobrej drodze. Nie wiedziałem, czy chciałem związku, czy byłem na to gotowy, ale wiedziałem, że chciałem jej całym sobą. Cameron nie mógł mi tego zepsuć. Mój seks z Emory nie powinien go obchodzić. To była tylko nasza sprawa. Już wystarczająco dziwna była spokojna reakcja jej brata. Przecież jeszcze rok temu urwałby mi za to jaja. Teraz patrzył tylko z dezaprobatą na Camerona.
CZYTASZ
I Wanna Die When You Touch My Body
RomanceI Wanna Die #2 #2 - die - 22.02.24 #3 - die - 03.02.24 #8 - die - 30.01.24