Rozdział 12

292 20 1
                                    

Pov Emory

Usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam sama, bo Rory i Melody pojechały na zakupy. Stwierdziły, że pogoda ich nie powstrzyma, za co je podziwiałam. Ja byłabym za leniwa.

Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Przekręciłam zamek i pociągnęłam za klamkę. Nawet się nie zastanawiałam kto to może być. Może po prostu dziewczyny zapomniały kluczy?

Zamarłam na widok przed sobą. Drzwi otworzyły się do końca, a ja walczyłam ze sobą, żeby mu nie przywalić w twarz.

William był cały mokry. Włosy lepiły mu się do czoła, a ubrania do ciała. Jego biała koszulka zrobiła się przezroczysta. Nie mogło umknąć mojej uwadze to co trzymał w dłoniach. Białe róże i dwa kubki kawy. Jego zielone oczy niosły ze sobą błaganie. Nie spodziewałam się go zobaczyć dzisiaj, a już tym bardziej, że przyniesie mi róże. Patrzyłam na niego bez słowa. Nie wiedziałam co powiedzieć.

Ta ulewa była od rana, a on tu przyszedł i... o mój boże.

Brunet wpatrywał się we mnie z wyczekiwaniem. Otrząsnęłam się z oszołomienia. Nie mogłam go nie wpuścić. Bez słowa odsunęłam się dając mu aluzje do tego by wszedł do środka. Albo mi się zdawało albo odetchnął. Zamknęłam za nim drzwi. Praktycznie słyszałam, jak kamień spadł mu z serca.

- Przepraszam cię za wszystko, wiem, że róże tego wszystkiego nie załatwią, ale to zawsze jakiś początek, prawda? - niemrawo pokiwałam głową. Chłopak wręczył mi bukiet - Podobają ci się? - spytał niepewny. Spojrzałam na białe płatki. Były piękne.

- Tak.

- Czekoladowe cappuccino - wskazał na kubek kawy. Delikatnie się uśmiechnęłam - Porozmawiamy? - pokiwałam głową. Czułam się przekupiona.

- Zaraz wrócę - otworzyłam drzwi od swojej sypialni i rozejrzałam się. Nie miałam w czym trzymać tych badyli. Na razie położyłam je na biurku. Później coś z nimi zrobię. Wróciłam do pokoju. Will już siedział na jednej z kanap. Na tej, na której przyłapałam go no seksie.

Jak uroczo.

- Mam tylko jedno pytanie - zaczął - Widzisz w ogóle szansę na to byś mi wybaczyła?

Usiadłam obok niego. W mojej głowie od razu pojawiły się wszystkie za i przeciw. Widzę, że się stara, czyli mu zależy. Gdyby tak nie było, to by tu chyba nie przyszedł, co nie? Mimo wszystko kiedyś czułam się przy nim dobrze. Nie wiem co by z tego wyniknęło, gdyby nie pojawił się ojciec chłopaka. To on tak naprawdę wszystko zepsuł. Nie powiem, że między nami było idealnie, ale przecież chyba możemy być przyjaciółmi? Możemy spróbować. Zresztą unikanie go byłoby problematyczne. Hunter się z nim przyjaźni, a nie powiem, że nie stęskniłam się za naszą ekipą z Miami.

- Możemy spróbować być przyjaciółmi, na nic więcej nie licz, Will - pokiwał głową.

- Więc... przyjaciele? - skinęłam - Kawa stygnie - zaśmiałam się cicho. William podał mi kubek i sam napił się swojej. Upiłam mały łyk. I kurwa dzięki Bogu, że mały. Zaczęłam kaszleć - Chyba pomyliłem kubki - parsknął. Od razu zabrałam mu odpowiednią kawę. Szybko popiłam gorycz - Jak ty możesz pić ten cukier?

- A jak ty możesz to pić? Kto normalny lubi zwykłą czarną. Już rozumiem z toną cukru, ale bez... ty szatanie - może poczułam się zbyt swobodnie, ale mało mnie to interesowało. Przynajmniej nie było drętwo i niezręcznie.

- A ten twój cukier to chyba wyparowuje, bo słodka nie jesteś ani trochę - parsknęłam.

Ten mój cukier poszedł w moją małą dupę.

I Wanna Die When You Touch My BodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz