Pov Emory
Pieprzone zawroty głowy nie pozwalały mi się skupić. Nie rozumiałam tego, co się wokół mnie działo. To była jakaś popierdolona abstrakcja. Nic do mnie nie docierało.
Ezra był moim bratem? Moja matka żyła? Człowiek, którego nazywałam tatą, nim nie był? To brzmiało jak scenariusz niskobudżetowego paradokumentu. Miałam ochotę się stamtąd wyrwać, ale liny ciasno otulające moje ciało mi na to nie pozwalały. Chciało mi się płakać. Jeszcze bardziej dobijała mnie myśl, że William o wszystkim wiedział i mi nie powiedział. Naprawdę mógł mnie tak okłamywać? Jeszcze może nasze spotkanie wcale nie było przypadkowe? Powoli popadałam w obłęd.
- Ty sobie z nas żartujesz? Spędziłem pół życia w bidulu, bo postanowiłaś bawić się w matkę Teresę? - podniesiony głos Ezry pobudził w moim mózgu procesy mózgowe. W mojej głowie pojawiło się średnio jedno pytanie na sekundę. Powstrzymałam się od wypowiedzenia choćby słowa, bo żadna moja wypowiedź nie byłaby składna ani tym bardziej logiczna.
- Ezra... To było dla waszego dobra.
- Dość tych ckliwych historyjek. Przejdźmy do rzeczy - wtrącił się Stefano. Z przerażeniem obserwowałam przebieg wydarzeń. Nie widziałam go, ale wystarczył jego głos, żeby moja krew zawrzała. Po chwili wyłonił się zza moich pleców. Skinął w kierunku jakiegoś faceta, a ten jak zaprogramoway robot przyłożył mojej matce broń do skroni. Pisnęłam niekontrolowanie.
- Nie taka była umowa. Obiecałeś... - Aurora próbowała się wyrwać, ale człowiek Stefano wykręcił jej ręce do tyłu.
- Że ich tu sprowadzę. Wywiązałem się z umowy - powiedział. Dałabym wszystko, żeby zetrzeć z jego ust ten pierdolony uśmieszek - Czas na moją niespodziankę. Odwlekanie tego kolejny rok nikomu nie wyjdzie na dobre.
- Odwlekanie? - spytał William.
- Gdybyś nie strzelił wtedy do mnie, to dowiedzielibyście się tego już rok temu - odparł, a w jego głosie wyczułam irytację.
Emory musi się wielu rzeczy dowiedzieć.
Teraz jego słowa miały sens. Nigdy się nad nimi nie zastanawiałam. Teraz poczułam się, jakbym dostała z liścia.
- Wtedy mówiłeś o naszym ślubie - odezwałam się. Wzrok wszystkich spoczął na mnie - Po co ci to było?
- Od początku wiedziałem kim jesteś.
- Chciałeś mnie związać z dziewczyną, której siostra zabiła mi matkę!? - spojrzałam na Williama z wyraźnym szokiem.
Więc dlatego Adele była przeszłością. Dlatego się rozstali. Momentalnie coś do mnie dotarło. Głos Williama był szorstki, jakby brzydził się wypowiedzianymi słowami. Jego oczy były puste.
- To była zwykła zabawa - odparł rozbawiony - Emory i tak miała zginąć tamtej nocy.
Dla mnie świat się zatrzymał. Głosy do mnie nie docierały. Poczułam gulę w gardle, której nie umiałam przełknąć. Miałam umrzeć. Dwudziesty siódmy lipca miał być moim dniem ostatecznym. Poczułam dreszcz, zimny pot oblał mój kark. Nie chciałam dopuścić do wiadomości tego, do czego miało dzisiaj dojść.
- Oboje mieli tego dnia zginąć - dodał patrząc na Ezrę - Na pewno pamiętasz ten wypadek - zwrócił się do chłopaka - Może ty nie umarłeś, ale ktoś inny owszem, prawda? - widziałam jak szatyn zaciska mocno szczękę. Momentalnie zaczął próbować zerwać liny, ale to było na nic. Stefano widząc jego próby tylko się zaśmiał.
- Ty skurwielu!
- Zważaj na słowa - powiedział, po czym wyjął broń. Wycelował lufę z kierunku Ezry - Tak bardzo spieszy ci się do przybranego tatusia?
Nie miałam pojęcia o czym mówili, ale sądząc po reakcji chłopaka, miał ochotę rozszarpać Stefano na strzępy. Czy on... On zabił...
- Stefano! - odezwała się Aurora - Dlaczego? Pomogłeś mi...
- Sądzisz, że zostawiłbym śmierć żony bez ukarania sprawcy? - prychnął - Znasz mnie, Auroro. Uwielbiam się mścić
- Co chcesz zrobić? - wtrącił się William. Praktycznie zapomniałam, że nadal stał obok mnie. Jak dla mnie mogło go tu nie być.
- Ja? Tak bardzo kochałeś mamusie to teraz możesz ją pomścić - mężczyzna podszedł do syna i siłą zmusił do wyjęcia pistoletu - Zacznij od niego - brunet wycelował lufą w kierunku Ezry.
Nie mogłam już odpychać tej myśli.
Dzisiaj umrę. Przeznaczenie mnie dopadło. Rok temu udało mi się tego umknąć, śmierć musiała mnie w końcu dopaść.
- William, błagam. Nie rób tego! - krzyknęła Aurora w momencie, gdy palec Williama odnalazł spust - Błagam cię! Nie chcesz tego! - po policzkach szatynki płynęły łzy.
Chciała nas chronić? Cudownie jej to wyszło.
Nie mogłam na to patrzeć. Twarz Williama nie zdradzała nic. Nie wiedziałam, czy był do tego zdolny, ale wolałam się nie przekonywać. Modliłam się do Boga, żeby chęć zemsty w brunecie nie była aż tak silna.
Być może ostatni raz spojrzałam na brata. Nasz wzrok się spotkał. Nie widziałam w nim strachu.
- Nie bądź pizdą! Zabij mnie! W końcu to ja zabiłem ci matkę - prychnął wypowiadając ostatnie zdanie. Nie mogłam na to patrzeć. Zbyt dużo łez nagromadziło się w moich oczach. Musiałam dać im upust.
Odwróciłam głowę w chwili, gdy nastąpił huk wystrzału i krzyk Aurory.
- Trafić nie umiesz? - prychnął. Kamień spadł mi z serca, gdy usłyszałam głos Ezry. Zanim zdążyłam odwrócić głowy usłyszałam kolejny strzał, ale dźwięk nie dobiegał z broni Williama.
On dał komuś sygnał.
Nie minęła minuta, a człowiek, który trzymał pistolet przy skroni matki upadł na ziemię. Zdezorientowany Stefano sięgnął po swoją spluwę. Po chwili usłyszeliśmy skrzypienie schodów i zza ściany wyłoniła się postać. Spojrzałam skołowana na Josha. Ojciec zdecydowanie nie spodziewał się zobaczyć swojego najmłodszego syna.
- Josh? Co ty tutaj robisz? - mężczyzna opuścił broń na tyle nisko, żeby stać się celem. William bezszelestnie zmienił cel lufy pistoletu. Zanim Stefano zdążył się zorientować brunet pociągnął za spust. Kula przeszyła udo mężczyzny. Nie minęła chwila, a druga kula wylądowała w drugiej nodze. Stefano upadł na podłogę klnąc siarczyście. Broń wypadła mu z rąk - Nikt cię nie nauczył, że strzelanie od tyłu jest niehonorowe?! - krzyknął wciskały. Próbował się podnieść, ale marnie mu to szło.
Nie kontrolując siebie prychnęłam pod nosem. Zresztą tak samo jak William. Zdążyłam odwrócić wzrok od kałuży krwi powstającej pod nogami Stefano i zobaczyłam skierowany we mnie pistolet. Nawet nie mrugnęłam, a głuchy huk rozszedł się echem po pomieszczeniu. Przymknęłam oczy, gdy ból zaczął ogarniać moje ciało. Chciałam przyłożyć dłoń do rany, ale nie mogłam przez związane ręce. Udało mi się uchylić powieki, żeby zobaczyć, jak Aurora wyrywa mężczyźnie broń. Najprawdopodobniej udało jej się zmienić trajektorię lotu pocisku, bo zamiast natychmiastowej śmierci od postrzału w głowę wciąż czułam ból. Momentalnie ktoś się przy mnie znalazł. Próbowałam ponownie otworzyć oczy, ale mi się to nie udało. Czułam tylko jak ktoś próbował rozwiązać liny krępujące moje ciało.
Potem była tylko ciemność.
______________
Koniec drugiego tomu trylogii I Wanna Die.
01.28
31.08.24
CZYTASZ
I Wanna Die When You Touch My Body
RomanceI Wanna Die #2 #2 - die - 22.02.24 #3 - die - 03.02.24 #8 - die - 30.01.24