Part 2

129 14 2
                                    

Wieczór był straszny po powrocie do domu, kolejny raz zostałam zmuszona to stosunku z Marselem. Nie chciałam tego, nigdy nie chcę gdy mówi o mnie takie straszne rzeczy. Z samego rana, bo już o 6 uciekłam z mieszkania, zabrałam torbę sportowa i pojechałam na siłownię, muszę o tym wszystkim zapomnieć a tam skupię się na ćwiczeniach. Na miejscu czekał już na mnie trener, James. Przebrałam się w strój i dołączyłam do niego. Pierwsza bieżnia.
-Nowa biżuteria?-zapytał uporczywie przyglądając się mojej ręce. No tak, pierścionek.
-Zaręczynowy-mruknęłam
-Powiedz, że żartujesz Mo...
James znał mnie dobrze a nawet bardzo dobrze, jest przyjacielem Harrego. To dlatego od kilku miesięcy ćwiczę tutaj a nie w innym miejscu.
-Nie żartuje. Nie mów nic Harremu
-Dlaczego?
-Będzie zły
-Naprawdę tego chcesz? Wszyscy wiemy co on ci robi...
-W jakiś sposób go kocham
-To chore
-Nie chcę o tym gadać.
Temat Marsela się skończył a ja spokojnie mogłam zająć się ćwiczeniami. Po powrocie do domu odetchnęłam z ulgą, Marsela nie było. Chyba powoli zaczynam mieć go dość. Wzięłam szybką kąpiel i wyszykowałam się do pracy. W biurze pojawiłam się punktualnie o 8. Rzuciłam się w wir pracy i starałam się o tym wszystkim nie myśleć. W trakcie lunchu zadzwonił do mnie Harry chciał się spotkać jednak miałam tyle pracy że nie dałam rady wyjść. Umówiliśmy się na wieczór, gdy Marsela za pewne znów nie będzie.

*kilka tygodni później*
Od czasu przyjazdu Harrego i tej szopki z zaręczynami wiele się zmieniło. Więcej pracuje ale nie przesadzam, więcej ćwiczę, więcej unikam Marsela. Jest też kilka powodów przez które już nie jest tak kolorowo. Marsel na siłę chce zrobić ze mnie dziwkę. Raz jego kierowca próbował mnie wykorzystać, nie zdążył. Zadzwonił Marsel i kazał mu wracać. Harry za to wraca do stałych nawyków gdy nie jest na akcji. Znowu miesza się w nielegalne wyścigi. Zawsze mówi że to sposób na fajną zabawę z laskami, wszyscy wiemy o jaką zabawę chodzi.
Dzisiejszy ranek zaczął się jak zwykle. 6.00 stawiam się na siłowni gdzie jest już jak zawsze James. Ćwiczymy do 7, potem prysznic i firma. Według takiego schematu żyłam ostatnie kilka tygodni, nie miałam czasu nawet jeść. Nie chciałam robić nic dzięki czemu miałabym czas na zastanawianie się nad bezsensownymi rzeczami. Pod koniec pracy dostaję telefon od Harrego.
-Co potrzebujesz Styles?
-Ciebie. Masz czas po pracy?
-Mam, coś się dzieje?
-Nie, po prostu nie masz już czasu żeby się ze mną zobaczyć, dlaczego?
-Przyjedź za godzinę, powiem ci-westchnęłam.
Zamieniliśmy jeszcze kilka słów i po skończonej pracy pojechałam do domu. Wzięłam gorącą kąpiel, narzuciłam cokolwiek i czekałam na Harrego. Ledwo usiadłam na kanapie a zadzwonił dzwonek do drzwi. Za każdym razem boję się je otwierać. Nie wiem czy stoi za nimi wściekły Marsel bo nie wziął kluczy, czy któryś z jego kolegów by się mną zająć, czy po prostu Harry. Tym razem czekała na mnie ta fajna opcja.
-Cześć Harry-uśmiechnęłam się tuląc go.
-Cześć Mała. Jesteś sama?
-Mhm-mruknęłam.
Wpuściłam go dalej. Zajął miejsce przy kuchennej wysepce.
-Jak współpraca z Jamesem? Świetnie wyglądasz
-Skoro świetnie wyglądam to jak inaczej może iść współpraca? Pomyśl Styles-zaśmiałam się
-Okej, okej. Gdzie Marsel?
-Nie wiem
-Jak to?
-Po prostu nie wiem. Nie obchodzi mnie to
-Mo co się dzieje?
-To skomplikowane-nie byłam pewna czy chce o tym mówić
-Mów, miałaś się przyznać dlaczego nie masz czasu
-Harry dobrze wiesz-odwróciłam się w jego stronę-nie przepadacie za sobą, on nie chce żebym się z tobą spotykała
-To nie jest jedyny powód, czuje że chodzi o coś więcej
-Widzisz to?-podniosłam rękę z pierścionkiem-Oświadczył się, szkoda tylko że zaraz po tym nazwał mnie dziwką i że już nie wycofam się z tego na co się zgodziłam. Co noc gdzieś znika, nie wiem gdzie jest, nic mi nie mówi. Nie chce tak żyć ale boje się odejść, coraz częściej miewa napady agresji, uderzył mnie kilka razy. To dlatego uciekam, unikam jego i jego ludzi. Jest jeszcze jeden problem...chyba go jeszcze trochę kocham
-To ty nie wiesz że on..-urwał nagle, tak jakby przez przypadek powiedział prawie coś czego nie powinien-Nie ważne. Po co z nim jesteś? Mo on cię krzywdzi! Odważ się i zostaw tego dupka, nie wiesz o nim nic konkretnego a on już chce ślubu. Zaufam mi i uciekaj póki masz możliwość
-Wiesz coś co ja też powinnam, przyznaj się Harry
-Im mniej wiesz tym lepiej. Chcę cię chronić, dobrze wiesz...
-Wiem. Zmieńmy temat. Lepiej powiedz co z twoimi panienkami-zaśmiałam się podając mu kubek z kawą.
-Mo serio?-prychnął-Dobra jak chcesz. Jest rewelacyjnie, co jedna to lepsza. Dziś liczę na kolejne. A wiesz jak dobrze robią....
-Dość! Harry błagam! Okej zrozumiałam!-śmiałam się
-Sama widzisz, ciekawość to pierwszy stopień do piekła
-Oh spadaj. Dzisiaj kolejny wyścig?
-Tak. Przyjdziesz?
-Nie wiem, mam kolejny trening
-Musisz? Przecież macie je rano
-Skąd wiesz?
-Rozmawiam z nim, halo Mo to mój przyjaciel a jeśli chodzi o ciebie to wiesz że nawet im zbytnio nie ufam
-Dlaczego?
-Nie chcę by ktoś cię skrzywdził. Dlatego gdy dowiem się że Marsel znów co zrobił to go zabiję, obiecuję.
Styles został ze mną do późnego po południa. Potem musiał się zbierać, wyścig ważniejszy. Marsela za to długo nie było. Nie widziałam go od rana, pomimo tego jaki jest to zaczynałam się martwić. Odwołałam nawet trening z Jamesem ale potem stwierdziłam że to nie był dobry pomysł. Jeśli wróci wściekły a co gorsze nie sam to będzie źle a nawet tragicznie dla mnie. Zadzwoniłam do Jamesa umówiłam się że będę za 15 minut. Pobiegłam szybko do sypialni, włożyłam strój i w pośpiechu wiązałam buty. Od wyjścia z sypialni dzielił mnie krok. Nie pokonałam tego malutkiego dystansu bo usłyszałam trzaskające drzwi. Stałam przez chwilę w bezruchu.
-Callaway wyłaź!-jego krzyk dokładnie rozszedł się po mieszkaniu.
Widziałam jak zmierza do kuchni, odczekałam kilka sekund i podbiegłam do drzwi. Pech chciał że musiałam upuścić kluczyki od auta. Jego dłoń momentalnie znalazła się na moim przedramieniu.
-Zostajesz, będę miał gości. Chcemy się zabawić
-Oszalałeś. Puść mnie
-Nie ma mowy
-Błagam pozwól mi wyjść
-Zamknij się-ryknął.
Nie wytrzymałam, zadałam mu mocny cios z pięści w twarz. Jestem dupkiem. Harry miał rację, muszę uciekać dopóki mogę. Popatrzyłam na niego kilka sekund, zaraz po nich chcąc uciec. Ale parzyłam zbyt długo wtedy mój refleks gdzieś się zagubił i dostałam w twarz. Czułam jak ciepła ciesz spływa mi na usta.
-Kiedy wrócę ma cię tu nie być! Spierdalają stąd! Jeśli nie odejdziesz to zadzwonię po policję- wykrzyczałam i uciekłam z płaczem. Bałam się że pobiegnie za mną, ale to uczucie wstąpiło tylko na chwilę. Doszło do mnie że mogę z tym wszystkim zrobić porządek.

''Jeśli boisz się czegoś wiedz, że przyczyna twego strachu tkwi nie poza tobą lecz w tobie...''


BAD VIBES (BOOK 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz