Part 3

112 13 1
                                    

Wsiadłam do auta i od razu ruszyłam, nie chciałam by mnie złapał, wtedy byłoby tylko gorzej. Tak bardzo chciałam uciec że zapomniałam o krwi na mojej twarzy, wbiegłam tak na siłownię. Szczęście, że nie było nikogo oprócz Jamesa. Jego mina była straszna. Zaalarmowany moim wyglądem szybko do mnie podbiegł.
-Co się kurwa stało?!-wykrzyczał
-Daj mi to zmyć-zbyłam go.
Wróciłam na salę i bez słowa zabrałam się za ćwiczenia. Widziałam jak James na mnie patrzy, chciał wyjaśnień ale ja w dalszym ciągu nie chciałam o tym rozmawiać. Boję się że powie Harremu a wtedy nie będzie łatwo. Kilka razy dzwonił mój telefon ani razu nawet na niego nie spojrzałam, czułam kto to może być.
-Kurwa albo wyłącz ten telefon i mi powiedz co się stało albo wychodzę-warknął nagle.
-Marsel się wkurzył...tyle
-O co tym razem? Mo to nie pierwszy raz w takim stanie przychodzisz
-Wiesz, że czasem wkurza się bez powodu. Tym razem go miał by mnie uderzyć...Sama wcześniej to zrobiłam
-Uderzyłaś go?
-Tak, poczułam nagłą odwagę ale potem mi oddał i uciekłam...A no i powiedziałam mu że ma spierdalać-wyłączyłam bieżnię i usiadłam na ziemi, nie miałam już sił-James boję się tam wrócić
-To nie wracaj
-Nie zapominaj że to moje mieszkanie i nie łatwo jest zostawić kogo
-Pojadę z tobą. To on musi odejść nie ty. Dobrze zrobiłaś, odejdziesz zanim wpląta cie w gówno
-O czym ty mówisz?
-Mniejsza z tym, weź się za ćwiczenia.
Zbył mnie ale ja czułam że on jak i Harry coś ukrywają na jego temat. W tamtej chwili jednak mnie to nie obchodziło, chciałam się od niego odciąć. Z każdym zmienionym sprzętem moja wściekłość wzrastała a zmęczenie znika. Im więcej o tym myślałam tym bardziej się denerwowałam że tak frajersko uciekłam. To on miał wyjść za to co zrobił a nie ja. Kiedy byłam blisko zenitu wydarzyło się coś czego nie spodziewałam się nawet w koszmarach. To środka wbiegł wystraszony James i cos mówił do siebie wyłączając sprzęt.
-James co się dzieje?-zapytałam ale on nie odpowiadał tylko dalej robił swoje-James? James do cholery!
-Musimy jechać! Kurwa Mo szybko!
O nic więcej nie pytając pobiegłam za nim do samochodu. Przez połowę drogi nie wiedziałam gdzie jedziemy ale kiedy James skręcił w boczne ulice dobrze mi znane wtedy do mnie doszło co musiało się stać.
-Powiedz mi że to nie Harry, że to jakaś pomyłka-zaczynałam panikować
-To nie pomyłka Mo. Tam nie ma pomyłek.
Już nic nie mówiłam. Zaczęłam płakać, boję się w jakim stanie go zobaczę. Tak bardzo martwiłam się że na misji coś mu się stanie a tu tak blisko i jeszcze może odejść. Wiedziałam że jeśli tam są kłopoty to to nie żarty. Na miejscu James momentalnie wyskoczył z auta i zaczął rozglądać się za Harrym. Pytał ludzi ale oni nic nie mówili, nie wiedzieli za bardzo kim jesteśmy, nie zbyt często tutaj bywaliśmy więc woleli się nie odzywać. Z zamyśleń wyrwał mnie James, zdałam sobie sprawę że ja nadal tkwię w samochodzie.

-Mo dalej! Tam są!-krzyczał.
Wyskoczyłam jak poparzona i pobiegłam za nim. Wystarczyło kilkadziesiąt metrów żeby dostrzec go leżącego na ziemi między starymi magazynami. Wokół Harrego było kilka osób ale kiedy się pojawiliśmy została tylko dwójka, czarnowłosy chłopak i jakaś także czarnowłosa dziewczyna. Klęknęłam przy jego głowie i położyłam dłonie na policzkach. Rozejrzałam się po stojących osobach ale oni nic nie robili.
-Ruszcie się do cholery! Zróbcie coś!-krzyczałam, czułam że zaraz jeszcze bardziej się rozpłaczę-Trzeba zadzwonić po karetkę!
-Oszalałaś?! Będą kłopoty!-ryknął czarnowłosy
-Chcesz ratować swoje dupsko jego życiem?!
-Nie ale...
-Zamknijcie się!-krzyknął James- Spakujemy go do mojego samochodu a ty Mo zabierzesz jego.
Nikt się nie odezwał. Czarnowłosy i James wzięli Harrego i zanieśli do auta. Kiedy już leżał na tylnych siedzenia, wygrzebałam mu kluczyki z kieszeni.
Po 20 minutach byliśmy pod domem Stylesa. Mieszkał sam, po powrotach z misji chciał mieć trochę spokoju przynajmniej tak mówił ale dla wszystkich było jasne że teraz mógł swobodnie sprowadzać sobie panienki. Umieścili Harrego w mgnieniu oka w jego sypialni i zaraz potem pojawił się jakiś mężczyzna. Nie pozwolił nam tam wejść. Zostało nam tylko czekać. Zeszłam do salonu a za mną cała reszta. Obecność czarnowłosego mnie nie zdziwiła ale po co tutaj ta dziewczyna?
Cała trójka rozmawiała, ja postanowiłam się nie odzywać ale gdy szloch dziewczyny stawał się coraz głośniejszy to nie wytrzymałam.
-Oh zamknij się już-warknęłam do niej-Skoro już dzielicie ze mną czas to powiedzcie co się stało!
Chłopak i dziewczyna spojrzeli po sobie.
-Harry lubi pakować się w kłopoty...-zaczął chłopak
-To wiemy wszyscy-wtrąciłam
-Ja widziałem tylko jak jacyś kolesie się do niego dobrali. Zanim się do niego dostałem to zdążyli uciec. Andrea była z nim od początku. Powiedz im-zwrócił się do dziewczyny.
-Poczekaj-powiedziałam do niej i wróciłam wzrokiem na chłopaka-Długo znasz się z Harrym?
-Odkąd zaczął jeździć więc tak, długo
-Więc jakim cudem jeszcze cię nie widziałam?
-Harry nie chce mieszać cię w sprawy wyścigów, woli cię chronić. Jak widzisz nie dzieje się tam nic dobrego, rozumiem dlaczego to robi, sam mam osoby których nigdy nie dam dotknąć...-chłopak sprawiał wrażenie naprawdę dobrego przyjaciela
-Jak masz na imię?-postanowiłam mu odpuścić widząc że wchodzę na niebezpieczny grunt.
-Zayn-kiwnęłam głową w odpowiedzi lekko się uśmiechając.
-Andrea mów co widziałaś-odezwał się James.
-Więc wygrał dwa wyścigi, zgarnął kasę i poszedł się naćpać po prostu. Pomieszał to jeszcze z alkoholem, wziął wszystkiego więcej niż zwykle. Zdenerwował się po rozmowie telefonicznej. Potem przyszła mu ochota więc poszliśmy na stare magazyny i tam dopadli nas ci kolesie. Zaczęli go bić i krzyczeli coś o...wyścigu chyba, że miał tym razem dać jakiemuś nowemu fory, że dostałby więcej forsy. Było też coś o Marselu ale chyba nie muszę tłumaczyć kto to taki?-spojrzała na mnie i na Jamesa.
Ja byłam w szoku, miałam nadzieję że się przesłyszałam albo że chodzi o kogoś innego. Nie powiedziałam ani słowa tylko tempo wpatrywałam się w dziewczynę aż nie ''wybudził'' mnie głos lekarza.
-Moja robota skończona-oznajmił.
-I jak z nim?
-Powinien wybudzić się maksymalnie za dobę, podałem mu kroplówkę żeby go nic za bardzo nie bolało jak się obudzi.
-Dzięki Peter-James uścisnął mu dłoń
-A i jeszcze jedno. Namówcie go na odwyk, jeśli nie przestanie to popadnie w jeszcze większy nałóg, ostatnio byłem tutaj częściej, zawsze potrzebował morfiny bo wariował
-Odwyk? Jest aż tak źle? Niczego po nim nie było widać-wtrąciłam
-Musi to zrobić jeśli chce dalej wyjeżdżać
-Porozmawiam z nim-mruknęłam.
James odprowadził doktora do drzwi. Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, Zayn jednak martwił się o przyjaciela.
-Zostawię swój numer na kartce w kuchni, zadzwoń do mnie gdyby coś się działo. Jutro przyjadę z samego rana.
Pokiwałam głową potwierdzając że przyjęłam informację. Zaraz do Zaynie i Andrei pojechał James. Było późno a on ma jutro pracę, ja wezmę trochę wolnego. Zamknęłam za nimi drzwi na klucz, zrobiłam sobie kawę i poszłam do sypialni gdzie leżał Harry. Otworzyłam powoli drzwi. Bałam się zobaczyć go w takim samym stanie jak przy magazynach. Jednak wyglądał trochę lepiej. Peter zmył z niego krew i zakleił mu rany.
-Styles coś ty narobił-szepnęłam czując płynące łzy.

''Pójdziemy ze sobą powoli obok. Do końca wszystkiego żeby zacząć na nowo''


BAD VIBES (BOOK 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz