Part 22

34 7 2
                                    

Co teraz mam z nim zrobić? Nie wiem ile czasu już tak tkwimy ale zaczynają boleć mnie kolana, jednak żal mi go puścić, tak długo nie miałam go obok. Trudno mi określić to co czuję teraz, najbardziej uderza we mnie ulga. Poruszam się trochę by się poprawić a on momentalnie zacieśnia uścisk.
-Spokojnie nigdzie nie ucieknę ale możemy wstać?-pytam go.
Odpowiada mi tylko kiwnięciem głowy. Wstał i nie ruszał się z miejsca. Co się stało z tym silnym i pewnym siebie mężczyzną? Gdzie zniknął?
-Napijesz się czegoś?
Czuję potrzebę odkupienia swoich win. W sumie gdyby nie moja reakcja na Melody pewnie nie byłoby tego całego zamieszania. Chcę się nim zaopiekować, pokazać też, że nie mam do niego żalu, że tak długo czekał i ma się nie martwić bo nic w stosunku do niego z mojej strony się nie zmieniło. Dalej jest dla mnie cenny.
-Jest późno, nie będę ci przeszkadzał
-Nie mów tak, przyjaciel nawet o takiej porze nie przeszkadza.
Stał w odległości kroku a widać było jak się rozluźnia, jakby te słowa przyniosły mu pewnego rodzaju ukojenie.
-Zrobię nam herbaty, rozgość się-posłałam mu delikatny uśmiech.
W kuchni przetarłam swoje policzki, by zamazać ślady łez. Bałam się co zrobię gdy go zobaczę, że nie będę umiała wybaczyć a teraz gdy przyszedł, powiedział to wszystko to i ja poczułam ulgę. Nie wiem jak inaczej opisać to uczucie. Czuję, że zrobiłam dobrze, gdybym zrobiła inaczej to postąpiłabym wbrew sobie. Zrobiłam dwie herbaty i zaniosłam je do salonu. Harry siedział całkiem z boku kanapy, jakby się czegoś bał.
-Co się dzieje?-pytam siadając po drugiej stronie i podkurczając nogi-Harry, Co się dzieje?-ponawiam pytanie gdy nie otrzymuje odpowiedzi-Dlaczego wydaje mi się, że czegoś się boisz?
-Nie boję się, wszystko jest okej
-Ale coś się nie układa
-Po prostu źle czuję się ze sobą, dwa dni nie byłem w domu
-Dlaczego? Przecież Melody się martwi
-Nie obchodzi mnie to
-Jak to? Przecież jesteście razem
-Nie mówmy o tym. Powiedz lepiej jak sobie to wyobrażasz?
-Jak to jak? Normalnie, wrócimy do normalności tylko proszę nie krępuj się tak jak teraz-odstawiłam kubek i przysunęłam się do niego-Chcę żeby tamten Harry wrócił- przytuliłam go.
Przez chwilę był spięty ale potem rozluźnił się i oddał uścisk.
-On cały czas tutaj jest-przytuliłam go mocniej.
Siedzieliśmy tak długo, prawie wcale nie rozmawiając, cieszyliśmy się tylko swoja obecnością. Nie potrzebowałam niczego więcej w tamtym momencie. Koło 3 w nocy odezwał się, że już pójdzie.
-Możesz zostać, nie musisz wracać
-Nie będę ci się narzucał . Dam ci szansę na przemyślenie tego wszystkiego
-Jak wolisz
-Odezwij się jak już wszystko sobie poukładasz, nie będę się narzucał.
-Do zobaczenia, Harry.
Tulę go raz jeszcze a później odprowadzam do drzwi. Mam nadzieję, że to taki nowy początek dla nas. Zaraz po jego wyjściu kładę się spać, następny dzień na pewno będzie ciężki.
Budzę się przez budzik o 7 rano ale jestem zbyt zmęczona, dzwonię do Leilii i oznajmiam jej że będę później. Na dzisiaj i tak nie mam wiele spotkań, dopiero po południu, poza nimi dalej będę się przygotowywać. Ponownie zapadam w głęboki sen, budzę się dopiero o 10 potem śniadanie, toaleta, garderoba i praca. To ostatni dzień i szansa na dokładniejsze przygotowanie się przed spotkaniem. Musze się skupić i dać z siebie wszystko. Wyłączam telefon, zamykam się w gabinecie i jeszcze raz sprawdzam całą prezentację na jutro. Krążę po pomieszczeniu i układam sobie w głowie kilka scenariuszy, przetwarzam informacje. Kilka razy odrywają mnie od pracy, przeszkadzają ale odsyłam ich do Adama ja muszę mieć wszystko perfekcyjnie poukładane. Dzięki temu spokojnie prześpię noc. Do domu wracam późno, biorę kąpiel i kładę się do łóżka. Włączam telefon i widzę kilka nieodebranych połączeń ale nie sprawdzam kto to. Moje myśli zajmuje Harry i to co działo się wczoraj. Miałam się odezwać ale nie miałam czasu, mam nadzieję, że mi to wybaczy. Wyjaśnię mu wszystko zaraz po spotkaniu z Radą. Zasypiam z jego obrazem przed oczami, obrazem tego zmarnowanego i smutnego Harrego.
Jestem prawie gotowa, ostatnie poprawki i mogę wychodzić jednak teraz ktoś zdecydował się złożyć mi wizytę. Otwieram drzwi i widzę kogo?
-Ambrose? Co ty tutaj robisz?
-Pomyślałem, że potrzebujesz wsparcia. Nie odbierałaś wczoraj
-Nie miałam czasu, przepraszam ale muszę już jechać
-Zawiozę cię.
Przytaknęłam głową i uprzednio zamykając dom wsiadłam z nim do samochodu. Jazda była odrobinę niezręczna ale to dlatego, że miałam nadzieję zobaczyć Harrego przed drzwiami. Muszę odezwać się do niego zaraz po spotkaniu, jeśli wszystko się uda to z nim będę to świętować.
Ambrose niby się nie odzywał, skupiał się na drodze ale coś mnie w nim irytowało. Nie wiem co to było, może to przez stres ale chciałam już wysiąść i trochę od niego odpocząć. Wreszcie ktoś wysłuchuje moich próśb i zatrzymuje się pod firmą.
-Przyjadę po ciebie kiedy skończysz tylko zadzwoń
-Nie musisz, poradzę sobie-uśmiecham się chcąc delikatnie go spławić.
-Ile czasu potrzebujesz? Mam dla ciebie niespodziankę
-Co najmniej 2 godziny
-Więc będę za 2 godziny.
Uśmiecham się sztucznie i odchodzę. Już wiem co mnie irytowało. Ta zbyt duża pewność siebie i chęć władzy nade mną. Raz to przerabiałam i nie mam ochoty robić tego ponownie. Zadzwonię do niego po wszystkim i powiem, że wyskoczyły mi inne plany.
Nieco zdenerwowana wchodzę do firmy, boję się tego spotkania. Na około ludzie pracują dokładniej niż zwykle, muszą wiedzieć o spotkaniu Rady. Idę najpierw do Adama.
-Witaj Montano
-Dzień dobry.
-Gotowa na starcie tytanów?
-Przygotowywałam się długo ale boję się że nie podołam.
-Dasz sobie radę tylko uwierz w siebie i swoje możliwości. Za 15 minut zaczynamy.
Kiwnęłam głową i opuściłam jego biuro. Leila dostarczyła mi resztę dokumentów, którymi będę się posiłkować gdy zadają jakieś pytania, wkładam je do teczki i nawet nie wiem kiedy mija 15 minut.
-Montano czekają na ciebie.
-Już idę.
Biorę głęboki oddech i idę za Leilą do konferencyjnej. Po drodze dołącza się do nas Adam.
-Będzie dobrze, mają dobre humory.
Uśmiecham się na ta uwagę i troche pewniej wchodzę do sali. Witam się z nimi no i zaczynamy. Brnę przez wykresy, pozytywy, negatywy, propozycje a na końcu pytania, które chyba są najcięższą częścią. Przynajmniej tak myślałam na początku ale kiedy zapytali o sprawy bieżące to przestałam się bać.
Co chwilę zerkałam w stronę Adama, nic się nie odzywał jedyne co robił to uśmiechał się i kiwał głową. Kiedy wreszcie pytania się wyczerpały a ja nie miałam nic więcej do dodania to mogłam śmiało powiedzieć, że skończyłam.
-Jestem pod ogromnym wrażeniem Panno Callaway -wstał jeden z członków Rady-Musze przyznać, że nie byłem przekonany co do osoby w tak młodym wieku ale wykonała Pani kawał dobrej roboty.
Zaczął klaskać a reszta mu zawtórowała. Czułam się dumna, dumna z siebie samej bo podołałam.
-Chciałbym jeszcze coś dodać razem z przewodniczącym Panem Hudsonem. Po tej prezentacji chyba wszyscy myślimy, że firma będzie w dobrych rękach...-Adam przerwał i spojrzał na faceta obok niego.
-Pan Collins jest już w podeszłym wieku, przez wiele lat opiekował się tym dziełem. Zdecydowaliśmy, że nie będzie Pani współwłaścicielem-ogarnęło mnie zaskoczenie, przed chwila była mowa, że firma będzie w dobrych rękach.
-Mo, widziałem trud twojej pracy, widziałem jak solidnie sprawdzasz każdą rzecz nim zobaczy ją ktokolwiek inny poza tobą. Jak to powiedział Les Brown ''Nie musisz być wielki, żeby zacząć, ale musisz zacząć, żeby być wielkim''. Zaczęłam i się taka stałaś. Teraz firma będzie twoja, ja usunę się w cień.
Adam zamilknął a ja chyba powinnam coś powiedzieć ale nie umiałam. Zaskoczyli mnie, nigdy nie myślałam o takiej możliwości, cała firma moja? Nie odbiorę jej Adamowi.
-Przecież to całe twoje życie...-odezwałam się wreszcie.
-Teraz będzie twoim, ja wreszcie zajmę się moją Grace. Poradzisz sobie dziecko-szepnął i przytulił mnie.
Mieć takiego człowieka przy sobie to skarb, nie wiem ile bym miała teraz gdyby nie on, może nic. Ostatecznie się zgodziłam, co reszta skwitowała ponownymi brawami.
-Teraz zapraszam was na bal, trzeba to uczcić. Zaproszenia czekają już w waszych domach.
Spojrzałam zaskoczona na Adama.
-Wiedziałem, że sobie poradzisz więc to była tylko formalność-uśmiechnął się i razem wyszliśmy z sali.
-Ty także masz wszystkie informacje już w domu. Mamy co świętować
-A czy....Nie ważne
-Mów, coś się stało?-położył dłoń na moim ramieniu i przyglądnął się
-Wysłałeś je też...
-Tak, wysłałem zaproszenie też do Harrego -przerwał mi. Spojrzałam na niego zaskoczona, skąd wiedział-Uznałem, że pora się dogadać nie uważasz? Mo to twój przyjaciel
-Tylko, że on wczoraj w nocy u mnie był, rozmawiałam z nim
-Naprawdę?
-Tak, chciałaś właśnie z nim świętować ten sukces-uśmiechnęłam się chyba troche nieśmiało
-Będziesz miała okazję a teraz wracaj do domu, odpocznij a wieczorem staw się na balu
-Do zobaczenia.
Wróciłam po swoje rzeczy, włożyłam płaszcz i gorączkowo szukałam telefonu by zadzwonić do Harrego. Nawet nie zauważyłam gdy na kogoś wpadłam, myślałam, że to Leila.
-Leila przepraszam ale spieszę się
-Tyle, że to nie Leila -znam ten głos. Momentalnie na ciele pojawiły się ciarki.
-Ambrose...-jak się z tego wyplątać?-Przepraszam cię ale nie mogę dzisiaj się z tobą spotkać, muszę coś załatwić
-Wieczór masz wolny?
-Nie, mam jakiś biznesowy bankiet
-Mogę ci potowarzyszyć
-Nie trzeba, idę z Adamem-nie powiem mu o Harrym.
-W takim razie pozwól, że odwiozę cię do domu a spotkamy się jutro.

*****
Stoję znowu pod jej domem, waham się czy wejść. Myślałem, że zadzwoni ale nie odezwała się do dzisiaj. Może mam jakąś chorą paranoję ale chyba zrezygnowała z nas. Jeżeli jednak zadzwoni to zrobię wszystko by to naprawić i zniszczę każdego kto zawaha się nam przeszkodzić. Wczoraj dostałem do domu list polecony, było to zaproszenie na bal dla Mo. Ma przejąć firmę, była data, miejsce i godzina. Odbywało się to dzisiaj ale skoro się nie odezwała to chyba nie powinienem iść i niszczyć jej tego dnia. Słyszę nadjeżdżający samochód więc chowam się i czekam aż przejedzie. Jednak on zatrzymuje się przed bramką domu Mo. Poznaję tego faceta. Widziałem ją już z nim. Smutek, żal i strach bo czuję jak wszystko tracę. Wybrała jego, to proste. Nie ma się nad czym zastanawiać. Odwracam się i wsiadam do pozostawionego kawałek dalej samochodu. Jestem już prawie pod domem kiedy dzwoni ten cholerny telefon, nienawidzę rozmawiać gdy prowadzę ale odbieram.
-Halo?-odpowiadam chyba zbyt ostro.
-Harry?-Moja...
-Mo
-Masz dzisiaj czas?
-Oczywiście
-Pojawisz się na balu prawda? Wiem, że otrzymałeś zaproszenie
-A chcesz żebym tam był? Nie odezwałaś się, myślałem, że...
-To nie myśl. Przepraszam ale przygotowywałam się na spotkanie, od niego zależało moje być albo nie być
-Rozumiem, jak tylko chcesz to będę
-Musisz być, proszę
-Dobrze. Przyjechać po ciebie?-pytam po chwili ciszy. Tylko frajerzy nie walczą
-Naprawdę?
-No chyba że masz już jakąś inną propozycję
-Nie, nie, nie-protestuje szybko. Czyli odmówiła temu kolesiowi albo wcale jej nie proponował
-Będę pół godziny wcześniej.
-Do zobaczenia, Harry
-Do zobaczenia, Mo.
Oddychaj. Uspokój się. Nie mogłem, czułem tak przeraźliwą radość. Odzyskuję ją. Odzyskuje coś czego mi brakuje, bliskość, jej bliskość.
Wchodzę do domu jak na skrzydłach ale wiem, ze czeka mnie jeszcze jeden ważny punkt.

BAD VIBES (BOOK 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz