Part 7

61 11 1
                                    


Podobały mi się spojrzenia tych wszystkich mężczyzn. Czułam jak palą mnie ich spojrzenia. Ja mogłam mieć każdego z nich ale żaden z nich mnie. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Kilka wygranych z zespołu Judasa, wyhaczenie jednego faceta, którym mam się zająć i powrót do domu. Czekałam tylko na czytelny znak że mam zniknąć. Wszystko było okej do momentu kiedy zaczęliśmy opuszczać płytę dzisiejszych torów. Zrobiło się straszne zamieszanie, myślałam że tom minie ale usłyszeliśmy kilka strzałów. Odwróciłam się do źródła dźwięku i zobaczyłam szczupłą, wysoką brunetkę z bronią w dłoni a zaraz przed nią leżącego mężczyznę. To był...Taylor! Zbiła Taylora! Marsel gdy to zobaczył wpadł w szał. Rzucił się na nią, zaczął bić. Nie mogłam na to patrzeć. Zaczęłam go od niej odciągać.
-Judas przestań! Zostaw ją!-krzyczałam.
Nie powinnam tego robić. Odwrócił się i spojrzał na mnie z mordem w oczach. Wszyscy widzieli jak mu się stawiam, nie powinnam tego robić ale chciałam chronić ta dziewczynę. Zrobiła to na co Taylor zasłużył. Zdechł jak pies za te wszystkie krzywdy.
Marsel nic nie powiedział. Rozejrzał się tylko po ludziach chcąc widzieć ich reakcję na to wszystko. Nikt się nie odzywał, byli w szoku przez to co przed chwilą zrobiła dziewczyna. Podniósł się.
-Zabierać je obie! Do czerwonego!-wydarł się.
Spojrzałam na ludzi. Byli zdezorientowani, nie wiedzieli o co mu chodzi. Ja jednak bałam się przekonać o tym co znaczy czerwony.
W mgnieniu oka znalazłam się w samochodzie. Marsel nie jechał ze mną, byłam tylko dziewczyna z założonym na głowę workiem. Szyby były przyciemnione, nie wiele widziałam ale wystarczająco by rozpoznawać okolicę. Im dłużej jechaliśmy tym worek przy ustach dziewczyny poruszał się gwałtowniej.
-Dlaczego to zrobiłaś?
Nie odpowiedziała. Bała się.
-Zamknąć się!
Ryknął kierowca akurat gdy miałam zamiar ponowić pytanie. Odpuściłam.
Po może godzinie jazdy drzwi od strony dziewczyny otworzyły się. Dwóch nieznanych mi kolesi wytargało ją ze środka i zamknęło je z powrotem. Chciałam wyjść  ale drzwi były zablokowane. Im dłużej czekałam tym bardziej się denerwowałam.
-Wyłaź.
Drzwi otworzyły się i zobaczyłam jednego z tych co wyciągali dziewczynę. Chyba uznali że jestem mniej szkodliwa skoro przyszedł sam. Od drzwi domu dzieliło nas może kilkanaście metrów. Zdążyłam zobaczyć większość otoczenia. Dlaczego domu? Bo tak wygląda, z zewnątrz to normalny duży dom. Nie wzbudza podejrzeń. Właśnie...nie wzbudza, więc co musi dziać się w środku? Ochroniarz pchnął mnie do środka uprzednio otwierając drzwi. Korytarze były jasne, wnętrze przyjemne tak jakby rękę przykładała do tego jakaś kobieta. Im głębiej budynku wchodziliśmy tym bardziej mi się podobało. Za mną tą samą trasę pokonywała dziewczyna, która minęłam na początku korytarza. Poznałam że to ona po rozmowie ochroniarzy. Wygrażali jej, grozili że zemszczą się za śmierć Taylora. Swoją drogą ciekawe co Marsel zrobił z ciałem i tymi ludźmi którzy to widzieli. Co wymyśli by uniknąć problemów? Nie wiem ale boję się że stanie się to naszym kosztem a konkretnie moim.
Ochroniarz kazał zatrzymać mi się przed dużymi drewnianymi, w miarę ładnymi drzwiami. Otworzył je i gdy spojrzałam do środka to przestało mi się podobać. Wepchnął mnie do środka, mało co nie spadłam z masy schodów które musiałam pokonać. Ściany tutaj już były obskurne, pod sufitem wisiały pająki. Pokonaliśmy masę schodów, myślałam że to koniec ale gdy otworzył kolejne drzwi pojawiła się kolejna ich ilość. W tym korytarzu było już ciemniej, światło mrugało, zła widoczność wpływała na moje ruchy. Potykałam się.
-Krzywdzenie was przypada nam, nie rób tego sama. Zostaw ta przyjemność nam.
Zatrzymałam się słysząc te słowa. Krzywdzono mnie wiele razy, przestałam się tym przejmować ale co chcą robić tutaj? Do czego zdolni są ludzie których Marsel tak dobrze ukrywa? Chcę stąd uciec!
-Dalej!
Pokonałam jeszcze te kilkadziesiąt schodów i chyba dotarliśmy już na sam dół. Światło świeciło się tam samo słabo jak na drugim korytarzyku. Kilka drzwi do ''pokoi'' było zabitych dechami tak jakby specjalnie je wzmocnili. Co tam jest? Nie wiem i nie chciałam się o tym przekonać. Zaprowadzono mnie do jednego z tych które miały otwarte drzwi. Zostałam dzisiaj już kolejny raz popchnięta, tym razem z większą siłą. Upadłam do środka pomieszczenia na kolana. Drzwi szybko się zatrzasnęły, zamki postrzelały.
Nie mam opcji ucieczki. Nie mam jak uciec. Ile tutaj będę? Co zrobią?
Tylko te pare zdań miałam w głowie.
W rogu świeciła się tylko mała, zakurzona lampka. To było jedyne wyposażenie. Pomieszczenie było dosyć wysokie. Odwróciłam się i moja wyobraźnia zaczęła działać. W ścianie zamocowane były łańcuchy, dla dwóch osób.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Usiąść i czekać? Dobijać się do drzwi aż ktoś usłyszy? Nie ma szans, jestem zbyt daleko od części mieszkalnej. Postanowiłam skulić się w rogu i czekać.
Nie wiem ile czasu tak spędziłam. Czułam jakbym się zawiesiła, nie umiałam nawet myśleć. Bałam się myśleć o tym co mnie czeka.
Minęło może kilka godzin aż drzwi otworzyły się ponownie. Chciałam wstać ale wrzaski odsunęły mnie od tego pomysłu. Do pokoju wpadła dziewczyna, która jechała ze mną samochodem. Była pokrwawiona, z ubrań miała na sobie tylko potarganą koszulkę. Ochroniarz nie dawał za wygraną. Nawet nie wiem co do siebie krzyczeli, byłam w jakimś cholernym amoku. Nie jestem w stanie stwierdzić kiedy wstałam i dlaczego. Rzuciłam się na faceta i tak wiedząc że nie mam szans. Zaczęłam go uderzać, chcąc odwrócić uwagę od biednej dziewczyny. Nie opłaciło się. Pojawił się drugi i zostałam sprana przez nich obu. Plułam krwią. Przypięli nas obie do łańcuchów. Nie wiem kiedy zasnęłam czy straciłam przytomność...nie wiem, po prostu zamknęłam oczy.
-Dlaczego to zrobiłaś?-usłyszałam to samo pytanie które zadałam....kilkanaście godzin temu? Nie wiem ile już tutaj jestem.
Chciałam przetrzeć dłonią oczy jednak łańcuchy skrępowały moje ruchy.
-Krzywdzili cię- odpadłam po kilku minutach-Co tam się stało?
-Nie powinnaś się interesować
-Dlaczego zabiłaś Taylora?
-Przestań pytać jeśli chcesz stąd wyjść.
Nie powiedziałam już nic. Miała rację chciałam stąd wyjść i zrobię wszystko by się wydostać.
Zapadłam w kolejny sen. Nie spałam zbyt długo. Obudził mnie ból w prawej ręce. Otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam nikogo innego jak ochroniarza a może posłańca Marsela. Podawał mi coś. Zaczęłam się szarpać ale i tak zdołał skończyć to co zaczął. Spojrzałam w drug stronę, dziewczyny już nie było.
-Co jej zrobiliście?!-krzyknęłam
-Nie twój interes złotko, dołączysz do niej za jakiś czas.
I wyszedł! Tak wyszedł! Zostawił mnie! Co do cholery jasnej ten skurwiel mi wstrzyknął?! Szarpałam się dopóki nie zabrakło mi sił. Chciałam ale nie mogłam, nie czułam kończyn. Stawałam się ospała, wiotka. Ostatnie co pamiętam to całkowite zsunięcie się na ziemię. Głowę w powietrzy przytrzymywały tylko ręce zostające w kajdanach.

BAD VIBES (BOOK 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz