Minęły ciężkie 3 dni. Wreszcie mogę wyjechać! Uciec! Odpocząć! Zresetować się! Czuję że to mi pomoże. Muszę odbudować siebie. Mam nadzieję że to letnie hiszpańskie powietrze zdziała cuda.
Peter przywiózł dwie walizki moich rzeczy, karty bankowe, nowy telefon, laptop i trzy pary kluczy. Jedne były od samochodu a drugie od mieszkania i trzecie od domu w Hiszpanii.
-Jak ci się do udało?
-Mam swoje sposoby. Mieszkanie masz czyste i tylko twoje. Po powrocie nikt nie będzie miał prawa cię tam nachodzić
-A po co laptop?
-Nie uwierzę ci przez telefon, czasem sprawdzę cię przez video chat-zaśmiał się
-Jesteś niesamowity-przytuliłam go.
-Wiem-zaśmiał się-Samochód będzie czekał tutaj, nic mu nie grozi. Konta bankowe są pełne. Marsel niczego nie zdążył ci zabrać. Przepraszam że nie mogę z tobą jechać na lotnisko ale mam obowiązki. Taksówka powinna zaraz być
-Dziękuję za wszystko co zrobiłeś
-Nie ma o czym mówić. Byłem tobie to winien za to że namówiłaś Harrego na odwyk.
-Mam jeszcze jedno pytanie....Co z...
-Mamą i jego rodzicami?-kiwnęłam głową -Wygląda na to że Marsel w jakiś sposób ich przekupił by nie zwracali uwagi na twoje krzywdy. Przykro mi
-Nie ważne.
Położyłam rękę na czole czując wzrastający ból. Nie czułam się jeszcze najlepiej ale nic nie mówiłam, chciałam jak najszybciej wyjechać.
-Wszystko okej?
-Tak, spokojnie
-Pamiętaj o kontakcie, będę dzwonił. Taksówka już jest.
Przytuliłam go raz jeszcze, podziękowałam już po raz setny i ruszyłam w stronę taksówki. Podczas gdy taksówkarz chował moje bagaże ja podjęłam decyzję.
-Peter sprzedaj je-wypaliłam podając mu klucze od mieszkania
-Jesteś pewna? Na pewno szybko znajdzie się kupiec na taki apartament
-Tak. Nie chcę go, zbyt dużo się tam stało. Do zobaczenia!
Odjechałam. Odetchnęłam głęboko.
-Ucieczka od realiów-odezwał się kierowca.
-Bingo.
Więcej nie rozmawialiśmy. Przez tą chwilę drogi patrzyłam przez okno i zastanawiałam się czy w ogóle chcę tu wracać. Może tam zostanę? Znajdę mieszkanie, pracę by nie zajmować miejsca Petera i zacznę żyć na nowo? To nie jest taki zły pomysł, odcięłabym się od tamtych ludzi. Ale Harry? Szukał mnie i mam go tak zostawić? Nie zasługuje na moją ignorancję. Matko mam taka ochotę go teraz przytulić, potrzebuję jego wsparcia, jego obecności. Tęsknię za nim.
-Jesteśmy. Pan Peter Waller uregulował płatności
-Dziękuję-uśmiechnęłam się. Przynajmniej próbowałam.
Pomógł mi wyciągnąć bagaże i bez oglądania się pognałam do hali odlotów. Przeszłam wszystkie formalności. Zajęłam jedno z wolnych miejsc i czekałam na komunikat. Rozejrzałam się po hali i złapałam spojrzenia kilku osób. Ludzie! Wiem że źle wyglądam ale to nie powód by tak na mnie patrzeć!
-Zapraszamy podróżnych do bramek. Samolot do Hiszpanii już czeka.
Upragniony komunikat. Wzięłam torebkę i ruszyłam o wyznaczonych miejsc. Bagaże już spokojnie czekały w samolocie a ja szukałam swojego miejsca. Na moje szczęście siedziała obok mnie jakaś starsza Pani. Nie miałam ochoty na zawiązywanie nowych znajomości, nie teraz więc cieszyłam się że sąsiadem nie jest żaden młody chłopak czy dziewczyna. Włączyłam w telefonie tryb samolotowy i posprawdzałam co tam takiego wgrał Peter. Okazało się że zadbał o wszystko. Miałam nawet te same numery co w poprzednim telefonie, musiał go znaleźć bo skąd by je miał.
Po 2 godzinach udało mi się całkowicie oderwać od Los Angeles. Zajęłam pierwsza lepszą taksówkę i po nie długim czasie stałam już pod domem Petera. Dom był piękny. Nie duży, nie mały. Posiadał ten tutejszy klimat. Wokoło znajdowały się kolorowe kwiaty, ktoś musiał się nimi zajmować skoro tak pięknie wyglądały. Wyjęłam klucze i weszłam do środka. Wnętrze wygląda jakby mieszkała tutaj słodka, kochająca się rodzinka. W salonie mieściła się ogromna kanapa z tuzinem kolorowych poduszek, na przeciw niej znajdował się kominek, nad nim telewizor. Jeszcze na innej ścianie była masa zdjęć. Większość z nich to piękne widoczki ale znalazły się też zdjęcia dzieci, rodziców. Zapytam o nie Petera przy najbliższej okazji. Z salonu przechodziło się do przytulnej kuchni. Była nie wielka ale wystarczająca. Potem piękna łazienka, jadalnia i dwie sypialnie. Mogłabym tutaj zostać. Na myśl że mam spędzić tutaj 4 miesiące uśmiechnęłam się. Już pokochałam to miejsce. Czułam że tutaj odzyskam swój spokój. Po obejrzeniu chyba wszystkiego wtaszczyłam swoje bagaże do środka. Rozpakowałam się, wzięłam kąpiel, ubrałam się w coś wygodnego i zeszłam do salonu z chęcią odpoczynku. Jednak moją uwagę przykuło coś czego wcześniej nie zauważyłam. Było wyjścia na taras. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Rozlegał się stamtąd widok na piękny ogród. Stałabym tam z pewnością długo ale mój telefon rozdzwonił się.
-Tak?
-Jesteś już za miejscu?
-Oh Peter, tak jestem
-I jak?
-Tu jest pięknie, przytulnie. Mogę o coś zapytać?
-Śmiało
-Ktoś tu mieszkał w ostatnim czasie? Ogród jest taki zadbany a wnętrze wygląda jakby urządzała go jakaś kobieta
-Jeśli chodzi o wystrój to przyjeżdżam tam często z rodziną, żona się tym zajmuje. A co do ogrodu to wszystkiego pilnuje Alice, mieszka blisko więc płacę jej za pracę. Zadbała tez o wyposażenie kuchni dla ciebie, masz tam świeże jedzenie.
-Dziękuję, nie wiem co bym zrobiła gdyby nie ty
-Gdyby nie Harry
-To on poprosił o pomoc odpowiednich ludzi. Jemu podziękujesz gdy wróci. Musze kończyć Mo, odezwę się znów. Pamiętaj o lekach, do usłyszenia.
-Narazie Peter.
Po rozmowie wróciłam na górę, uprzednio zamykając taras i drzwi wejściowe. Położyłam się spać, nie było zbyt późno ale źle się czułam.Mijały dni, tygodnie a ja zaczynałam zaaklimatyzować się w nowym miejscu. Wychodziłam częściej, czułam się coraz lepiej. Poznałam nawet dziewczynę która także przyjechała tutaj na wakacje. Wydawała mi się dziwnie znajoma ale za każdym razem odsuwałam od siebie tą myśl gdy się spotykałyśmy. Miała na imię Olivia. Była rok młodsza. Poznałam ją przez przypadek, gdy nie mogłam dogadać się ze starszą kobieta w jednej z restauracji. Było to zaraz na początku mojego pobytu tutaj. Tak razem przetrwałyśmy prawie 4 miesiące. Zostały jeszcze 2 tygodnie do mojego wyjazdu. Do powrotu Harrego. Olivia zostaje tutaj jeszcze miesiąc, potem może uda nam się jakoś skontaktować. Ja jednak zastanawiam się nad późniejszym powrotem tutaj. Jestem zakochana w tym miejscu od pierwszego dnia i coraz bardziej kusi mnie myśl wynajęcia własnego mieszkania, znalezienia pracy. Nie byłoby trudno, pobliskie kawiarnie szukają pomocy. Chętnie przyjmują do pracy, z mieszkaniem tak samo, jest dużo miejsc gdzie powstają coraz to nowsze budynki mieszkalne. Zatrzymuje mnie tylko Harry. Nie chcę go zostawiać. Ale z drugiej strony on co jakiś czas zostawia mnie. Wyjeżdża na misję a ja nawet nie wiem czy wróci. Cenię naszą przyjaźń, nie chcę go stracić ale boję się wrócić do miasta gdzie wszyscy wiedzą co działo się przed ''porwaniem''. Być może gdybym zmieniła image to nie poznaliby mnie ale nie mam zamiaru udawać kogoś kim nigdy nie będę. Życie w ciągłym strachu jest okropne. Nawet po przyjeździe tutaj bałam się przez kilka dni że mnie znajdą. Jakbym nie wiedziała o zdolnościach Marsela i jego ludzi to nie martwiłabym się ale wiem że oni potrafią nawet człowieka z końca świata znaleźć jeśli zalazł im za skórę. Przez ten cały czas gdy dawałam się wykorzystywać poznałam wiele tajników jego działania. Pocieszam się jednak myślą że dzięki temu wszystkiemu pomogłam Harremu, że jemu nic się nie stało. Miałam za cel chronić go, by mógł spokojnie skończyć leczenie i nie pakować się ponownie w to gówno jednak boję się że przez ten czas kiedy byłam przetrzymywana on próbując mnie szukać narobił sobie nowych problemów. To nie daje mi spokoju. Im bliżej mojego wyjazdu tym bardziej nie mogę się doczekać aż go usłyszę, przytulę. Gdy siedziałam tam tak sama, w każdej chwili gdy odzyskiwałam przytomność nawet na kilka minut to myślałam o nim, chciałam żeby mnie znalazł. I znalazł, nie osobiście ale rozumiem że musiał wyjechać. Wiem że gdybym dalej tam była to po powrocie znów by mnie szukał. Tylko wtedy już nie wiem czy żywą. Po każdym zastrzyku czułam jakbym powoli umierała.
CZYTASZ
BAD VIBES (BOOK 1)
FanfictionUsłysz. Dostrzeż. Dotknij. Uwolnij. Kochaj. BOOK 2- GOOD VIBES