***
Strzał. Celny strzał. Czuję ból w klatce piersiowej. Upuszczam karabin. Tracę kontakt z rzeczywistością.
-Chłopaki mamy rannego!
-Pomóżcie mu!
-Był kontakt! Ratujcie go!
-Dajcie pomoc!
-Wynieście go!
-Styles nie śpi! Nie zasypiaj! Słyszysz?! Kurwa! Harry!
Nic więcej nie wiem. Nie byłem w stanie rozpoznać kto próbował mi pomóc. Po sekundach odrywam się od rzeczywistości, tego co dzieję się z ciałem i zapadam w sen. Śni mi się moja mama. Mama, która płacze, dlaczego? Tata stara się ja uspokoić ale to nie działa. Co się stało? Potem widzę moją Mo. Kochaną, drobną Mo w łapach Marsela. Widzę jak robi jej krzywdę ale nie mogę się ruszyć by jej pomóc. Musze na to patrzeć.
Widzę kilka takich epizodów a potem znowu ciemność.
-Budzi się
-Nie ruszaj się gwałtownie słyszysz? Harry?
Chcę coś powiedzieć ale mam sucho w ustach. Kilka sekund mija zanim czuję wodę na ustach. Łapczywie spijam jak najwięcej i wreszcie otwieram oczy.
-Jak bardzo?-pytam.
Jestem świadom postrzelenia. Tylko czy dam radę dalej walczyć?
-Do powrotu nie walczysz.
-Muszę
-Chcesz wrócić do domu? Młody jeśli chcesz to odpuść.
Przed oczami znów mam moje sny. Może to było ostrzeżenie? Nie wiem ale posłucham ich, chcę wrócić do mojej Mo. Nie dam jej już tak łatwo uciec. Dostałem list od Petera i uspokoiłem się. W razie gdyby jej nie odzyskał do zgarnąłem tutaj kilku sojuszników obiecali mi pomóc znaleźć ja po powrocie ale teraz już nie ma takiej potrzeby. Mam nadzieję tylko że udało się jej do końca wyzdrowieć.
Kolejne kilka dni spędzam w polowym szpitalu. W dzień wyjazdu wreszcie podnoszę się z łóżka. Próbuję pozbierać swoje rzeczy ale nie mogę, ból się nasila. Chłopaki pomagają mi się zebrać i wsiadamy do samolotów. Lecimy kilkanaście godzin, powoli nie daję rady, pasy uwierają ranę ale zrobię wszystko by dolecieć do Mo.
-Dasz rade stary, już nie daleko.
Kiwnąłem głową by pokazać mu że rozumiem jego słowa pomimo hałasu. Kiedy wreszcie znaleźliśmy się w Los Angeles odetchnąłem z ulgą. Założyłem plecak na jedno ramię, wziąłem z trudem torbę i ruszyłem w stronę rodziny. Pierwsi jak zwykle podeszli rodzice. Mama nie mogła przestać mnie ściskać, odsunęła się jednak gdy zobaczyła że coś jest nie tak. Zaczęło się milion pytań ale nie miałem siły na nie odpowiadać. Potrzebowałem jeszcze odpoczynku. Podczas gdy wszyscy mi się przyglądali, cieszyli się że jestem ja szukałem jednej drobnej istotki. Nie było jej. Peter w każdym liście obiecał mi, że ją zobaczę, że mam się nie martwić a tu co? Nie pojawiła się. Nie mogłem w to uwierzyć. Ojciec zabrał moją torbę i razem ruszyliśmy do domu. Uznałem że spędzę tam pierwszą noc a potem jak zwykle wrócę do siebie. Opuściliśmy mury lotniska, coś mi nie pasowało. Rozejrzałem się jeszcze raz i zobaczyłem biegnącą blondynkę. Coś w sobie miała znajomego, nie widziałem jej twarzy, biegła prosto na halę. Poczułem że muszę za nią iść.
-Zaraz wrócę-mruknąłem i ruszyłem szybko za nią.
Stała na środku i szukała czegoś. Cały czas nie było mi dane zobaczyć jej twarzy. Była tyłem. Ktoś do niej wołał, wskazał jej drzwi. Wbiegła za nie. Przed chwilą właśnie stamtąd wyszedłem. Pewnie na kogoś czekała, spóźniła się. Wyszedłem ta za nią. Wokoło rodziny dalej się witały. Ona jednak stała i rozglądała się. Odwróciła się szybkim ruchem, nie zauważając mnie i znów była plecami. I wtedy już wiedziałem. To była moja Mo. Zmieniła się. Schudła, widać zmęczenie. Płakała, jej ciało się trzęsło. Nie podszedłem od razu. Byłem w szoku, że ją widzę. Myślałem że to już nie będzie mi dane. A jednak. Jest tutaj i płacze. Robię wreszcie kilka kroków w jej stronę. Jej szloch słyszę coraz wyraźniej, ludzie zaczynają na nią patrzeć.
-Prosiłam cie tato-szepnęła.
Nie wiedziałem o co chodzi. Zdecydowałem się jednak wykonać ruch. Nie mogłem patrzeć jak płacze.
-Proszę zostaw mnie. Nie chcę słyszeć tego od Pana. Wiem co Pan powie.
Myślała że nie żyję, że mnie straciła. Dlatego płacze. Dotknąłem jej ramienia. A ona w ułamku sekundy odwróciła się i już po chwili była w moich ramionach. Moja słodka, kochana Mo.
-Jesteś. Powiedz że to nie sen, że jesteś, wróciłeś, nie zostawiłeś mnie. Powiedz to Harry, błagam.
Moje serce rozwalało się za coraz mniejsze kawałeczki. Zapomniałem o rozrywającym bólu w klatce, liczyła się tylko ona.
-Jestem tutaj. Nie płacz już.
Kiedy choć trochę się uspokoiła puściłem ją. Nie mogłem się na nią napatrzeć.
-Tak długo cię nie widziałem
-Tęskniłam za tobą. Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało, myślałam, że nie dam rady
-Ale dałaś. Przyjedź wieczorem
-Rodzice na pewno chcą spędzić z tobą czas
-Przyjedź.
Nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową. Nie wystawi mnie, pojawi się. Jestem tego więcej niż pewien. Ruszamy się wreszcie z tego miejsca i wychodzimy z lotniska. Żegnam się z Mo i przypominam jej o spotkaniu.****
Kolejny raz wróciłam do domu. Pustego, w którym nikt nie czeka. Niby po ostatnich wydarzeniach powinnam się przyzwyczaić do samotności ale nie potrafię. Nigdy nie byłam zupełnie sama a teraz stało się to tak nagle. Muszę wrócić do poprzedniego rytmu życia bo nie wytrzymam tutaj, prędzej czy później coś sobie zrobię.
Biorąc głęboki oddech rzucam się na łóżko. Myślę nad tym co dalej robić. Jak sobie poradzić by nie zginąć w tym chorym świecie i jak uczynić moje życie lepszym i bezpieczniejszym? Boję się tutaj zostać, w Hiszpanii czułam się bezpieczniej ale tak samo samotnie. Już sama nie wiem gdzie moje miejsce. Może powinnam go dalej szukać? Czasami czuję że najlepszym wyjściem byłoby znalezienie się przy boku taty, tam czułabym się najlepiej. Ale nie mogę tego zrobić, nie bez walki, nie tego mnie nauczył. Idąc tym tokiem myślenia zyskiwałam lepsze nastawienie. Tak. Musze to zrobić dla niego, nie poddawać się. Pomógł wrócić Harremu więc teraz moja kolej by się odwdzięczyć. Poradzę sobie jeśli tylko Styles m w tym pomoże. Spojrzałam na zegarek-19.07. Jadę. Zabrałam telefon, klucze.
Wchodząc do jego domu znów czułam się jakbym nie była tutaj co najmniej kilka lat.
-Mo?
-Tak, jestem!-zawołałam
-Chodź na górę.
Zdjęłam buty i ruszyłam do znajomej mi sypialni. Weszłam nie pukając, wiedział że tutaj jestem. Stał do drzwi tyłem, zakładał koszulkę. Przynajmniej próbował, jego prawa ręka nie do końca sprawnie pracowała. Potem spojrzałam dalej. Bandaż. Był przewiązany wokół niego. Musiał mieć ranę w boku klatki.
-Byłeś ranny?
-To nic takiego-uśmiechnął się.
-Pokaż.
Odwrócił się z westchnięciem, podniósł koszulkę a pod nią zobaczyłam ogromna gazę, powoli nasiąkającą krwią. Rana musiała być duża.
-Jak to się stało?
-Nie wiem, nie zorientowałem się że ktoś we mnie mierzy-nie uzyskał żadnej mojej reakcji.
Widziałam go leżącego na ziemi, tracącego kontakt i ogromną ilość krwi.
-Chodź tutaj, nie myśl o tym za dużo. Zagoi się i będzie okej.-przytulił mnie.
-Kiedy znów wyjeżdżasz?
-Dopiero przyjechałem Mo-zachichotał a ja się automatycznie uspokoiłam. Tak dawno tego nie słyszałam
-Ale chce wiedzieć ile mam czasu
-Dużo.
Nie pytałam o szczegóły. Później czas mijał szybko. Nim się obejrzałam była 1 w nocy a my razem leżeliśmy na jego ogromnym łóżku i patrzyliśmy w sufit. Rozmawialiśmy o głupotach tak jak to mieliśmy w zwyczaju ale potem...potem zaczął się trudny temat.
-Mo? Możesz mi powiedzieć jak to się stało?
Doskonale wiedziałam o co pyta.
-To było wieczór przed tym jak miałeś wrócić z odwyku. Dziewczyna na wyścigu zabiła Taylora w sensie chłopaka z ochrony. Postawiłam się i tym sposobem oberwałam. Tamta dziewczyna nie przeżyła, zabił ją. Nie wiem w jaki sposób mnie faszerowali jakimś świństwem.-po chwili ciszy dodałam-Bałam się Harry. Bałam się, że znów cię nie zobaczę.
Nadal leżałam bez ruchu, czułam jak po policzkach spływają łzy, bez pozwolenia. Nienawidzę ich.
-Po co to robiłam? Wiem mogłam się nie zgodzić. Zaraz po twoim wypadku zmusił mnie do wszystkiego a ja głupia nie odezwałam się. Ubzdurałam sobie że to dla twojego dobra.-na te słowa podniósł się i zaczął mi się przyglądać. Czułam to.-A później on to wykorzystał. Powiedział że gdy będę chciała odejść zniszczy najpierw ciebie a później mnie. Nie mogłam na to pozwolić. Chciałam cię chronić tak jak ty kiedyś mnie, nadal to robisz. Ja chciałam się w jakiś sposób odwdzięczyć i wyplątać cię z tego całego gówna. Przepraszam ale byłam za słaba by go wsypać. Bałam się że to źle się skończy dla ciebie. Nie myślałam o sobie tylko o tobie, cały czas miałam cię w głowie. Wizja że może ci sie coś stać przez moje nieposłuszeństwo była straszna. Tym razem to ja płaciłam za ciebie. A teraz gdy wróciłam byłam o taty. Nie wiem dlaczego i co mnie tam ciągnęło. Po prostu musiałam tam być i bałam się że to przez to że ty nie wrócisz, że to miało mnie przygotować na stratę ciebie i wiesz? Ze wszystkich rzeczy na świecie o jedno tylko prosiłam. Żebyś żywy do mnie wrócił. Niczego więcej nie chciałam i nie będę chcieć po każdym twoim wyjeździe. Jeśli tam zginiesz, pojadę za tobą i będę kazała zrobić to samo ze sobą. Nie poradzę sobie sama a ty kiedyś obiecałeś mnie chronić więc musisz wracać. Żywy.
CZYTASZ
BAD VIBES (BOOK 1)
FanfictionUsłysz. Dostrzeż. Dotknij. Uwolnij. Kochaj. BOOK 2- GOOD VIBES