Part 23

47 8 1
                                    

Po tym telefonie padam na łóżko i oddycham głęboko. Udało się. Dlaczego tak bałam się tej rozmowy? Dlaczego wszystko przeżywam od początku? Czuję się w jego obecności inaczej, nie tak jak wcześniej, tak...lepiej. Może dlatego, że długo go ze mną nie było, muszę nauczyć się go na nowo. Po chwilowym rozpłynięciu się dochodzę do wniosku, że nie mam sukni na wieczór. Gorączkowo zastanawiam się gdzie znajdę teraz coś odpowiedniego. Czas chyba wykorzystać stare kontakty. Szukam jednego z nich i dzwonię.
-Witaj Loren!-zaczynam
-Montana? Witaj! Co się z tobą działo?!
-Miałam chwile przerwy -oh tak delikatnie mówiąc
-Powiedz, dlaczego dzwonisz? Potrzebujesz czegoś?
-Tak, jest bal dziś wieczorem a ja nie mam co na siebie włożyć
-Bądź na pół godziny coś znajdziemy.
Od razu wychodzę z domu i jadę do niej. Znam ją już kilka lat. Kiedy zatrudniłam się w firmie, pomagała mi się stosownie ubrać na jakieś imprezy, bale czy bankiety. Zawsze mknęłam do niej a ona mi pomagała.

********
Dobra. Załatwię to teraz, nie będę zwlekać. Przechodzę próg domu i pierwsze co widzę i czuję to Melody. Zarzuca mi ręce na szyję i próbuje zbliżyć ale odsuwam się.
-Co się znowu stało?
-Musimy porozmawiać-odeszła na krok i chwilę stała nieruchomo chcąc wyczuć o co mi chodzi.
Zrzuciłem kurtkę i zająłem miejsce na kanapie. Czekałem aż usiądzie ale stała nade mną jak kat.
-Powiesz coś wreszcie?-żachnęła się.
-Musisz się wyprowadzić-prosto z mostu. Mam jej dość
-Dlaczego?
-To już nie twoja sprawa. Do wieczora ma cię tutaj nie być
-To przez nią prawda? Znowu chce twojej uwagi.
-Przestań
-Mówiłam jej, że ma nie wtrącać się w twoje...ba! Nasze życie! Niszczy cię nie widzisz? Człowieku otwórz oczy i zobacz, że ona robi z tobą co tylko zechce. Biegniesz do niej za każdym razem gdy kichnie!
-Przestań Melody, ostrzegam cię
-Przed czym? Zrobiłeś dla niej wszystko a ona tak po prostu odeszła, zostawiła cię. Stoczyłeś się przez nią. Ty na prawdę nie rozumiesz? Nie widzisz?
-Jeżeli ktoś był dla Ciebie ważny, nie zapomnisz go, serce nigdy go nie odda.
-A co kiedy znowu kopnie ci do dupy? Przyjdziesz z podkulonym ogonem ale ja cię już nie przyjmę. Wiesz co? Zastanów się nad tym, co mi kiedyś mówiłeś i nad tym, co teraz robisz. Zapomniałeś już jak mówiłeś mi że on to przeszłość? Że jej nienawidzisz za to co zrobiła? Że nigdy do niej nie wrócisz? Że jest suką? Że zasłużyła na wszystko co ją spotkało? Że kochasz tylko mnie? Że...
Nie dałem jej skończyć, nie mogłem tego słuchać. Pchnąłem ja na ścianę, chwyciłem za szyję i mocno zacisnąłem dłoń. Miała rację ale chciałem już zapomnieć a ona ciągle mi przypominała. Kiedy zaczynała tracić kontakt z rzeczywistością to puściłem.
-Spakuj się, wyjdź i nie wracaj. Ostrzegałem....
Zostawiłem ją samą i pojechałem tak gdzie zawsze odreagowywałem. Nie, nie wyścigi, nie tym razem. Za cel obrałem halę sportową, James prowadzi tam zajęcia z boksu więc na pewno będzie otwarta. Wolałem odreagować wszystko za worku treningowym niż na Melody, nie chcę mieć jeszcze jej krwi na rękach.

******
Loren zadbała o mnie wspaniale, wyciągnęła chyba najlepszą suknię jaką miała. Była długa, czarna z dekoltem wyciętym prawie do pępka. Była skromna, nie miała żadnych zdobień, koronek, cekinów, nic z tych rzeczy, elementem wow był tylko dekolt. Strzał w dziesiątkę. Zawiozłam suknię do domu i co dalej mam ze sobą zrobić? Mam jeszcze 4 godziny do przyjazdu Harrego, nie będę siedziała w domu. Zadzwoniłam do Olivii, może będzie miała dla mnie czas.
Umówiłyśmy się w pobliskiej kawiarni, obiecała na chwilę wyskoczyć z pracy. Może uda mi się wreszcie dowiedzieć co to za chłopak skradł jej serce. Wsiadam w samochód i jadę na umówione miejsce. Co dziwne aż od domu po sama kawiarnię jedzie za mną szary samochód, nie byłam w stanie zobaczyć kto prowadzi ale zwaliłam to na przypadek. Zaparkowałam gdzie popadło i zajęłam stolik. Nie czekałam na nią długo, kelnerka akurat przyniosła moją kawę kiedy Olivia wchodziła do lokalu. Nie widziałyśmy się przez dłuższy czas więc było o czym rozmawiać.
-Chcę wreszcie zobaczyć tego chłopaka-walnęłam prosto z mostu-wiesz, że jestem ciekawska, już i tak długo czekam
-Więc przyjedź dzisiaj wieczorem na spotkanie
-Nie mogę, mamy bal
-Bal?
-Przejęłam firmę, Adam z tego powodu chce wyprawić bal, jest już dziś. Przyjdziesz?
-Nie mogę, umówiłam się z Marselem. Będziemy świętować w sobotę co ty na to? Zaproszę go i wreszcie się poznacie.
-Idealnie. Może pokażesz mi chociaż zdjęcie?
-Nie, wytrzymasz te dwa dni.
Tematy przechodziły z jednego na drugi. Opowiedziałam jej o dzisiejszym spotkaniu, o rozmowie z Harrym ale też o Ambrose. Olivia była nim zachwycona co jednak mnie już się nie udzielało. Wrócił Harry a on automatycznie poszedł w odstawkę. Olivia zaś opowiedziała mi troche o Marselu, opowiadała o nim w taki sposób, że bałam się o jej stan. Była taka szczęśliwa, myśl że to może być Hilton zniknęła, on nie potrafiłby się tak zachować jak ten chłopak o którym ona opowiada.  Taki człowiek się nie zmienia.
-Ostatnio miał wypadek
-Marsel?
-A o kim rozmawiamy? Mo, pobudka- zaśmiała się
-Co się stało?
-Ktoś go zaatakował gdy wracał ode mnie, niestety będzie miał okropną bliznę na policzku. Dlatego proszę nie zwracaj na nią aż tak uwagi gdy się spotkamy
-Czemu tego nie zgłosił? Znaleźliby sprawcę...
-Nie chciał, powiedział, że nawet nie widział jego twarzy, było ciemno. Nie dałby im żadnych wskazówek
-Niby tak ale warto spróbować
-Nie namówisz go, jest strasznie uparty
-Jego sprawa. Masz jakiś plan na miejsce spotkania?
-Może wyjdziemy gdzieś?
-Skoro mamy się poznać to lepiej pogadać. Wpadnijcie do mnie, zaproszę Harrego -automatycznie na twarzy pojawił się uśmiech, nawet nad tym nie panuję.
Przystała na moją propozycję z zadowoleniem. Nim się obejrzałam zostały mi nie całe 2 godziny do wyjścia. Przeprosiłam Olivię i wróciłam do domu. Gorąca, relaksująca kąpiel, godzina całkowicie wyłączona z życia. Potem ogarnięcie niesfornych włosów i makijażu. Zabrakło mi dosłownie 3 minut by być gotową ale nie udało się. Makijaż nie skończony a dzwonek już wydaje dźwięk.
-Wejdź Harry!-zawołałam nie przerywając swoich czynności.
Czas w ciągu którego dostawał się na górę wystarczył mi by wszystko skończyć. Pukanie do drzwi łazienki, ostatni rzut okiem na siebie w lustrze, głęboki oddech, wychodzę. Dlaczego tak bardzo się boję? Może dlatego że dawno nie byłam z nim w takiej sytuacji? Może dlatego że oboje postrzegamy siebie teraz inaczej niż członka rodziny, czy przyjaciela? Cóż życie ma wiele możliwości, wiele torów a ja wybrałam właśnie ten u jego boku, chyba nikogo to nie zdziwi. Tylko cały czas przed krokiem w przód zatrzymuje mnie jedna myśl. Przecież on zaraz wyjedzie, wyjedzie i nie wiadomo czy wróci. Będę siedziała i żyła tak samo jak mama? W ciągłej niewiedzy? To strasznie trudne do zaakceptowania, można powiedzieć, że ta jego miłość do walk jest jego wadą. Musi mi dać pewność, że to wszystko jest tego warte ale zrobię ten krok bez wahania.
Otwieram drzwi i zastygam. Jego wygląd jest tak perfekcyjny, że aż mnie onieśmiela. Przyglądamy się sobie nawzajem. Harry wygląda jakby chciał coś powiedzieć ale kiedy mu nie wychodziło to tylko się uśmiechnął i zaczął klaskać. Zareagowałam na to nieco nieśmiałym śmiechem.
-Dobrze wyglądasz-szepcę wreszcie.
-Tylko dobrze? Kurde a tak się starałem!-dobry humor go nie opuszczał czym całkowicie rozluźniał atmosferę
-Świetnie wyglądasz
-Już lepiej. Ty za to olśniewająco. Możemy jechać?-wyciągnął dłoń w moją stronę.
Złapałam ja kiwając głową. Zeszliśmy razem na dół, musiałam przytrzymywać suknię by nie zaplątała mi się między nogami, nie chciała wylądować twarzą w dół. Powoli, schodek po schodku a na plecach ciepła, wręcz gorąca dłoń asekurująca moje drobne ciało. Czego chcieć więcej? Postawny, silny i opiekuńczy mężczyzna obok, w dopasowanym garniturze idący ze mną na bal. Chyba mam wszystko czego chciałam. Spędzę tę noc najlepiej jak potrafię, wykorzystam ją tak jakby miała być ostatnią szansą na zabawę z nim, jeśli wyjedzie to będę miała co wspominać.
Podaje mi płaszcz, otwiera drzwi, ostrożnie pomaga mi wsiąść do samochodu, dba by drzwi nie przycięły mojej sukni. Co się stało? Jest całkiem inny niż tej nocy gdy przyszedł pierwszy raz, był taki słaby, nieśmiały, wystraszony. Ale wolę tą mocniejszą jego wersję, lubię czuć, że ma przewagę, zdrową przewagę nade mną. Droga przemija nam w milczeniu, co chwilę posyłamy sobie niepewne uśmiechy, tajemnicze spojrzenia. Kiedy zatrzymujemy się przed wejściem, biorę głęboki oddech, delikatnie drżę.
-Boisz się-stwierdza.
-Czego?
-Ty mi powiedz, drżysz, szybciej oddychasz, przymykasz oczy...
Kiedy to zauważył? Patrzył na mnie? To prawda, gdy biorę głęboki oddech i wypuszczam powietrze, przymykam oczy, rytuał pomagający mi się uspokoić.
-Będzie tam tyle ludzi...
W naszą stronę zmierza mężczyzna chcąc przejąć samochód i zaparkować go ale Harry go powstrzymuje.
-Przecież to twój żywioł, lubiłaś takie rzeczy
-Miałam zbyt długa przerwę, poza tym to nie były imprezy dla mnie. Będę centrum
-Zasłużyłaś. Zamień strach na ciekawość, nie wiesz co cię czeka ale z pewnością nie będzie to nic złego. Jeśli posiadasz odrobinę pewności siebie to możesz wszystko, dlatego możesz tam wejść bez żadnego stresu.
-Dziękuję -mówię po chwili ciszy-Mieć cię dzisiaj obok to skarb. Chodźmy.
Ściskam jego dłoń ale tylko przez chwilę by pozwolić mu wysiąść. Otwiera drzwi z mojej strony i pomaga wysiąść. Z sekundą gdy moja stopa dotyka ziemi, uaktywniają się migawki aparatów. Informacja o balu obiegła już wszystkie gazety i portale internetowe dlatego teraz jest tu tyle dziennikarzy. Cały czas myślę o tym co powiedział Harry, spoglądam na niego i widzę ogromny uśmiech, który buduje moja pewność siebie do maksimum. Opuszczam miejsce pasażera i łapiąc go pod rękę przechodzimy wśród aparatów do wejścia. Tam przejmują nasze płaszcze, dostajemy po kieliszku szampana. Harry odmawia, prowadzi. Udajemy się na ogromną salę, gdzie znajduje się multum gości, zajmują miejsca przy pięknie przystrojonych, okrągłych stołach. Łapię wzrok Adama, który kiwa by zająć miejsce obok niego. Po drodze zatrzymują nas biznesmeni, których na wcale nie znam, gratulują mi i witają się z Harrym.
-Witajcie dzieci-serdecznie przytula nas Grace.-Mo, pięknie wyglądasz
-Dziękuję, ty także Grace. Piękna suknia
-Loren-powiedziałyśmy równo co spotkało się z naszym śmiechem.
Loren to cudowna kobieta, powinna się tutaj też dzisiaj znaleźć ale cóż...
Kolacja mija spokojnie, goście rozmawiają, nam nikt nie przeszkadza. Dopiero po niej Adam postanawia coś powiedzieć. Jego przemówienie jest piękne, wzruszam się ja jak i Grace. Ten stary dziadek ma jeszcze wiele do powiedzenia. Po jego przemówieniu goście ruszają na parkiet. Czuję dłoń Harrego na ramieniu jednak nie jest mi dane wysłuchać co miał do powiedzenia. Przerywa nam jeden z członków Rady. Prosi mnie do tańca a ja nie mogę odmówić. Spoglądam na przyjaciela ale on nie mówi nic, wzrusza tylko ramionami z uśmiechem i znika. 

*******
Pozwoliłem jej odbyć ten taniec z jakimś biznesmenem, dzisiaj i tak chyba wiele jej nie zobaczę, jest tu tyle ludzi, którzy przyszli dla niej, że nie ma szans. Ja za to przetańczyłem kilka kawałków z jakimiś snobkami i wyszedłem na dwór. Za dworkiem znajdował się nie wielki kawałek ogrodu. Usiadłem na wolnej ławce i wyciągnąłem paczkę. Zapaliłem.
-Można?-słyszę za sobą.
-Zapraszam -uśmiecham się do miłego staruszka.
-Porwali ci Montanę?-zapytał, wyciągając swojego papierosa.
-Nie miałem nic do gadania-zachichotałem.
-Moja Grace także skradziona.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć więc siedziałem cicho, jednak Adam jeszcze nie skończył.
-Dbaj o nią-spojrzałem na niego zaskoczony-Dbaj o nią, jest dla mnie jak córka. Jej tata był dla mnie bardzo bliski, kiedy zmarł to ja poczułem, że muszę się nią zająć, teraz twoja kolej. Zadbaj o nią, kochaj ją, chroń ją, zrób wszystko by była szczęśliwa, kochana i bezpieczna.
-Nie pozwolę jej skrzywdzić...
-Jesteś dla niej ważny, to nie pojęte jak bardzo. Ma tylko nas, zróbmy wszystko by zapomniała o tej złej stronie jej życia, zasługuje na to, dość wycierpiała. Rozumiesz? Daj jej wszystko co masz a ona odda ci dwa razy więcej...

BAD VIBES (BOOK 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz