Co się z nimi stało? Gdzie zniknęli? Nigdzie nie mogę znaleźć Harrego, Grace wspomniała że Adam także zniknął. Nie wiem jak długo tańczyłam, straciłam poczucie czasu, co chwilę podchodził do mnie ktoś nowy a ja nie mogłam odmówić więc pozwalałam na taniec. Teraz udało mi się wymknąć a jego nigdzie nie ma. Cóż, zostały dwie możliwości, jeśli nie ma ani na sali, ani w kuchni, ani na żadnym korytarzu to albo jest na ogrodzie albo w łazienkach.
-Przepraszam, widział Pan wysokiego szatyna w lokach?
-Siedzi tam dalej z Adamem.
Mężczyzna nieco mnie zadziwił, co takiego Adam robi z Harrym? Udałam się w stronę ławek. Przechodziłam między grupkami biznesmenów wymieniających się poglądami, młodymi jak i z większym stażem małżeństwami. Zobaczyłam ich dopiero na ostatniej ławce. Oboje spokojnie siedzieli patrząc przed siebie, rozmawiali, kiedy pojawiłam się w zasięgu wzroku to oboje wstali.
-Szukałyśmy was z Grace-spojrzałam na Adama a następnie zawiesiłam wzrok na Harrym. Wyglądał tak idealnie, nie mogłam się napatrzeć.
-Przecież nie zaginęliśmy. Pójdę do niej. Dziękuję za towarzystwo młody człowieku
-To ja dziękuję.
Harry posłał mu swój słodki uśmiech po czym starzec zostawił nas samych.
-Siedziałeś tutaj przez cały czas?
-Przyszedłem nie dawno, miałem wracać ale Adam się dosiadł-wskazał na ławkę prosząc bym usiadła.
O co mam go zapytać? Nie wiem jak dalej pokierować rozmowę, brakło mi słów co normalnie się nie zdarza.
-Nadal chcesz żebym tutaj był?
-Oczywiście, że tak. Dlaczego pytasz?
-Nic nie mówisz, w samochodzie też się nie odzywałaś. Jeśli się rozmyśliłaś to powiedz...
-Przestań ja po prostu nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. Najpierw to co działo się z nami, potem ta firma, teraz ten bal z tobą obok...*****
Adam chyba miał rację. Nie mówiłaby tego teraz a jednak, słowa opuszczają jej usta, usta pokryte delikatna szminką, które kuszą by ich dotknąć ale nie mogę, jeszcze nie teraz. Z każdym dniem kiedy czekam, nagroda staje się coraz lepsza, warta trudu. Kiedy zobaczyłam ją w drzwiach łazienki to nie mogłem uwierzyć, że to ona. Taka delikatna, idealna jak z porcelany, bałem się jej dotknąć a jak położyła dłoń na mojej to tak jakbym trzymał piórko, dotyk był tak lekki i delikatny, że prawie jej nie czułem. Teraz po kilku szalonych tańcach nadal wyglądała perfekcyjnie. Rozmawialiśmy przez chwilę ale gdy zobaczyłem na jej ciele gęsią skórkę to poprosiłem o powrót do środka. Od razu porwałem ja do tańca by troche ją rozgrzać. Jej uśmiech rósł z każda przetańczoną nutką, miło było na to patrzeć. Właśnie takie drobiazgi sprawiają że chcę jej jeszcze bardziej.
Kręciliśmy się powoli w rytm muzyki, przestawała istnieć cała reszta. Łapała ze mną kontakt wzrokowy, zaraz potem go przerywała i spoglądała w dół, tak w kółko. Chciałbym być bliżej ale nie mogę, desperacko chcę. Szkoda tylko że zawsze to czego chcę jest zwyczajnie nie osiągalne. Nie po to próbuję wszystko odbudować żeby teraz przez jeden impuls to zniszczyć ponownie. Wiem, że w życiu nie można mieć wszystkiego dlatego dobrze przemyślałem czego potrzebuję, czego i kogo.
Mijają kolejne piosenki a my dalej kręcimy się między ludźmi, przychodzi jednak czas kiedy ona znowu znika. Znowu ją tracę, czuję jak jej dłonie odrywają się od moich ramion, tracę ciepło.
-Pan pozwoli-odzywa się sprawca pustki.
Stoję jak posąg i próbuję sobie przypomnieć gdzie go widziałem. Spoglądam na Mo i już wiem. To z jego samochodu wysiadała, jego widziałem u jej boku. Miałem ochotę interweniować, powiedzieć, że nie ma mowy ale zobaczyłem jej minę. Nie chciała zamieszania, nie teraz, nie w tym miejscu, nie przy tych wszystkich ludziach. Odpuściłem, pozwoliłem mu objąć jej drobne i delikatne ciało. Powoli przesuwałem się do tyłu, inne pary stopniowo zasłaniały mi widok na jedną konkretną. Zostawiłem ich i ponownie wróciłem na zewnątrz. Odpaliłem papierosa, gdzieś z boku by nikt mnie nie poznał. Potem przyszła mi do głowy myśl, dlaczego to ja zawsze muszę odpuszczać? Dlaczego to ja zawsze rezygnuję z czegoś czego pragnę? Ah no tak, dla jej dobra. Tylko że ten facet to nie jest dobro, nie jest tym którego ona chce. Gaszę połowę papierosa i wracam na salę. Nikt nie lubi patrzeć jak ktoś zajmuje jego miejsce. Staję w progu i szukam wzrokiem tych dwóch osób. Tańczą prawie na środku więc tam się udaję. Rozmawiają o czymś ale Mo nie wydaje się być zbytnio zainteresowana.
-Wyczerpałeś swój limit-próbowałem powiedzieć to całkiem przyjaźnie ale chyba nie do końca mi wyszło.
Mo spojrzała na mnie i zachichotała pod nosem.
-Chciałem-uśmiechnąłem się kiedy wreszcie to ja ją obejmowałem.
CZYTASZ
BAD VIBES (BOOK 1)
FanfictionUsłysz. Dostrzeż. Dotknij. Uwolnij. Kochaj. BOOK 2- GOOD VIBES