Mama pytała go o różne rzeczy, temat armii omijała szerokim łukiem a ja czułam, że zaraz wybuchnę. Nie mogłam znieść już tego czekania.
-Muszę wam coś powiedzieć. Od razu mówię, że to nie jest tak, że utrzymywałem to w tajemnicy, sam dowiedziałem się dopiero dzisiaj w nocy.-Nareszcie coś mówi.
-Synku...-Mama przysunęła się bliżej niego, złapała go za rękę ale ten jakby wcale się tym nie przejął.
Nie zaczął od początku, zapadła cisza. Cała nasza trójka wpatrywała się w niego jak w święty obrazek. Nie wiem czy chciał zbudować napięcie czy po prostu nie wiedział jak to powiedzieć.
-Dokończ wreszcie-odezwałam się ale w tym samym momencie Harry także zabrał głos i miałam ogromna nadzieję, że coś źle zrozumiałam.
-Wyjeżdżam, jutro o 12.15 mam samolot.
Znowu ta cholerna cisza, przerwana tylko szlochem jego mamy. Zareagował w końcu jakoś i przytulił ją do siebie. Tata siedział bez ruchu, przetwarzał informacje, nie dało się wyczuć ani wyczytać żadnych emocji.
-Żartujesz.
Nie umiałam określić czy powiedziałam to ze złością albo śmiechem, reakcja na kiepski żart. Serio myślałam, że wymyślił kolejny słaby żart i nie pomyślał, że ten temat nie jest do tego. Im dłużej czekałam na jego odpowiedź tym bardziej mój nastrój biegł w kierunku nicości.
-Może lepiej będzie jak zostawię was samych.
Płacz kobiety stawał się coraz silniejszy a ja nie jestem ważniejsza niż oni, to jego rodzice, to dla nich jest gorsza wiadomość. Widziałam jak Styles otwiera buzię, chcąc coś powiedzieć ale tata do niego podszedł, zasłonił widok na mnie więc wyszłam. Ze stoickim spokojem zabrałam swoja kurtkę, nałożyłam buty i opuściłam dom. Nie płakałam, nie śmiałam się, nie wyrażałam żadnych emocji po prostu szłam przed siebie. Nogi prowadziły mnie w przeciwna stronę niż dom. Jego rodzice mieszkali na obrzeżach Beverly Hills, znaki przy drodze, którą szłam wskazywały kierunek Santa Monica. Od plaży dzieliły mnie 2 godziny, za daleko by iść na nogach. Podjęłam decyzję, że przejdę tylko kawałek ale w efekcie szłam już ponad godzinę. Błądziłam myślami nie wiadomo gdzie, zastanawiałam się co teraz będzie, jak to wszystko będzie wyglądało, czy wróci. Dopóki nie powiedział, że wyjeżdża to byłam spokojna, byłam wręcz pewna, że wróci ale teraz pojawił się strach, jak za każdym razem. Nie mam odwagi by poprosić go by został, wiem, że to dla niego ważne więc nie zrobi tego, nie zrezygnuje teraz. Służbę w armii ceni sobie ponad wszystko, niczego nie stawia wyżej. Kiedy dostaje wezwanie to leci na złamanie karku, jest na każde zawołanie. Szkoda tylko, że oni w zamian nie mogą mu niczego dać prócz pieniędzy. Nie mogą zagwarantować mu bezpieczeństwa co pokazał ostatni jego powrót.
Po ponad godzinie bezustannego marszu zaczęły boleć mnie nogi. Usiadłam na pobliskiej ławce i wyjęłam telefon. 18.02, czas wracać ale jeszcze chwilę odpocznę.
-Słucham-odebrałam telefon.
-Gdzie jesteś? Nie mogę nigdzie cię znaleźć, prosiłem....
-Jedź w stronę Santa Monica
-Ale...
-Jedź, zauważysz mnie.
Nadal nie miałam w sobie żadnych wyraźnych emocji, byłam w szoku i może dlatego nie potrafiłam się odnieść do tego co się dzieje. Czekałam na niego niespełna 20 minut. Zatrzymał się na drodze, nawet nie zjechał na pobocze. Wybiegł z samochodu jak poparzony. Chciał mnie przytulić ale złapałam go za ręce.
-Jedźmy.
W oczach malowała mu się jedna wielka niewiadoma ale zignorowałam to i wsiadłam do samochodu. Co mu miałam powiedzieć...Super, świetnie, że jedziesz ale zostań ze mną. Nie posłuchałby mnie, nawet nie robię sobie nadziei, potrzebuje tylko chwilę czasu by to zaakceptować.
Zauważyłam, że nie zawrócił od razu w stronę domu ale może obrał inną drogę. Odezwałam się dopiero gdy zobaczyłam tabliczkę Santa Monica.
-Myślałam, że pojedziemy do domu.
Nie odpowiedział, zaparkował i wysiadł. Myślałam, że idzie po coś i zaraz wróci ale obszedł samochód i otworzył drzwi z mojej strony.
-Spędź ten czas ze mną, nie mamy go zbyt wiele. Chociaż tyle mogę zrobić w ostatniej chwili
Dlaczego zabrzmiało to jakby chciał żebym zapamiętała go jak najlepiej? Zrobiło mi się go żal, może źle go oceniałam? Może to wcale nie jest aż tak ważne i chce zostać? Przyjęłam jego dłoń, złapałam go i wysiadłam z samochodu. Prowadził nas w stronę plaży. Zawsze gdy tata wracał na wakacje to spędzaliśmy je tutaj. Razem chodziliśmy właśnie na tą plażę, kąpaliśmy się w tym oceanie i kilka metrów dalej kupowaliśmy lody. Za każdym razem tata kupował mi oprócz lodów to dodatkową bitą śmietanę do wafelka. To była taka nasza tajemnica przed mamą, musiałam zdążyć ją zjeść zanim dotrzemy na miejsce gdzie ona była. Nie pozwalała mi jeść zbyt dużo słodyczy, mówiła, że za każdym razem gdy tata przyjeżdża i kupuje mi te łakocie to niszczy jej pracę. Oczywiście wszystko działo się w formie żartu, mama nigdy nie była zła ani na mnie ani na tatę, tylko troche kręciła nosem. A teraz co? Jestem na ten samej plaży, w ciepły wieczór razem z Harrym, który następnego dnia wyjeżdża w to samo miejsce co tata. Niby najlepsze jeszcze przed nami ale co z tego będzie jeśli on nie wróci? Nic a nic. Z każdym wyjazdem musi liczyć się z ryzykiem, że nie wróci. On i my tak samo.
Zdjęłam buty gdy byliśmy już na plaży. Troche się zrelaksowałam gdy nagie stopy dotknęły piasku, od razu lepiej. Jeszcze szum oceanu. Mogłabym tutaj zamieszkać i słuchać tego codziennie. Do jednej ręki chwyciłam buty a druga schowałam w dłoni chłopaka.
-Co byś powiedział, gdybym poprosiła cię byś został?
Chwile zastanawiał się nad odpowiedzią ale ja nie wyobrażałam sobie nie wiadomo czego.
-Pytam czysto teoretycznie, oboje wiemy, że byś nie został...
-Aż tak źle o mnie myślisz?
-A zostałbyś?-odpowiedziała mi cisza-No właśnie.
-Dobrze wiesz, że nie mogę. Podpisałem kolejną zgodę, umowę, nazwij to jak chcesz. Zobowiązałem się na jeszcze 4 wyjazdy
-Jeśli wrócisz z pierwszego
-Mo...
-Czy to tak trudno zrozumieć, że się martwię? Nie chcę żebyś jechał Harry.
Dopiero teraz poleciały pierwsze łzy, wcześniej nie czułam potrzeby by płakać ale teraz...ta rozmowa, pusta plaża, szum oceanu i on. Strasznie przytłacza w takim momencie.
-Przecież możesz być pewna, że wrócę
-Nie. Nikt nie jest tego pewny, nawet ty czy cała reszta znajdująca się tam na miejscu. Oczywiście, możesz wrócić ale nie tak jak tego chcę
-Przestań, tworzysz najgorszy scenariusz. Nic takiego się nie zdarzy.
-Nie do końca potrafię uwierzyć w twoje słowa
-A jeśli ci powiem, że to mój ostatni raz?
-Przed chwila powiedziałeś, że będą 4
-Mogę zrezygnować ale nie teraz, potrzebują ludzi a nie zostawię ich w ostatniej chwili. Uwierzysz, że to ostatni raz? Obiecuję ci to, wrócę cały a potem zostawię to za sobą
-Naprawdę zrobisz to?
-Dlaczego nie? Skoro mam z kim być tutaj to po co będę jeździł tam?
-Nie chcę zabierać ci czegoś to do tej pory było najważniejsze, przecież ty tylko tym żyłeś, tylko o tym myślałeś
-To prawda ale liczyłem się też z tym, że kiedyś nadejdzie koniec. Postawiłem sobie granicę, której nie mogę przekroczyć
-Jaką?
-Że jeśli znajdę tutaj kogoś dla kogo będzie warto to wszystko zostawić to zrobię to.
-Zastanów się, jeśli to zrobisz ja będę szczęśliwa ale ty? Ty też musisz
-Nie martw się o mnie. Teraz proszę, zapomnij o tym, że jutro wyjadę i bądź tutaj ze mną a nie myślami gdzieś daleko.
Przytulił mnie mocno i staliśmy tak wpatrując się w ocean. Idealna sceneria prawda? Nikt z zewnątrz nie pomyśli, że ta para właśnie jutro o 12.15 będzie musiała się rozstać.
Czułam się uspokojona. Może zdecyduje się na ten krok? Byłoby wspaniale nie bać się o jego bezpieczeństwo, w końcu to te ramiona dawały mi schronienie a ja nie chcę zostać bez niego.
Spacerowaliśmy dosyć długo, mogliśmy rozmawiać i rozmawiać ale musieliśmy wracać. Droga do domu troche zajmie a on musi się przygotować na jutro.
-Wracamy?-zapytałam-Jest późno a ty...
-Nie kończ-uśmiechnął się-Miałaś zapomnieć
-A ty jesteś zmęczony i chce ci się spać-wybrnęłam co spotkało się z jego śmiechem a moim szerokim uśmiechem.
Miał rację, jeśli mamy na jakiś czas się rozstać to nie w płaczu czy smutku. Może nie będzie tak boleć kiedy wyjedzie z uśmiechem.
-Trafna uwaga Panno Callaway. Chodź-objął mnie ramieniem i poprowadził do auta.
Jak na prawdziwego dżentelmena przystało otworzył mi drzwi, pomógł wsiąść i zapiął pas przy czym wyglądał jak nadopiekuńczy tatuś. Wyśmiałam go na co on tylko się uśmiechnął.
-Poczekaj-przytrzymałam drzwi by ich nie zamknął.
Odpięłam pas i usiadłam bokiem na siedzeniu.
-Właśnie zrujnowałaś moją pracę-przysunął się.
Chciałam go mieć jeszcze bliżej więc splotłam ręce na jego karku i delikatnie przyciągnęłam do siebie. Rozsunął mi nogi i oparł się biodrami o fotel.
-Nie chciałam, przepraszam
-Chciałaś -taa, ten bezczelny uśmiech utrzymywał się cały czas i był zaraźliwy.
-No dobra, chciałam.
-Dlaczego to zrobiłaś?
-Bo...Harry?
-Mhm?
-Kochasz mnie?
-Oczywiście, że tak. Nigdy w to nie zwątp
-Ja ciebie też
-Nie żeby coś ale spodziewałem się takiej odpowiedzi.
Zaśmiałam się w głos i odtrąciłam do siebie.
-Nie chciałem też innej usłyszeć.
Przysunął się znowu i złączył nasze usta. Całował tak jakby nie mógł się nasycić, oboje chcieliśmy więcej i więcej ale trzeba było wracać.
-Musimy jechać-mruknęłam między pocałunkami.
-Już.
Ucałował mnie ostatni raz i zamknął drzwi gdy usiadłam jak należy. Całą drogę uśmiechał się jak głupi do sera a ja nie umiałam mu nie towarzyszyć. Gdy wyjechał na główną drogę, ruch był nie duży, mógł troche zmniejszyć swoją czujność, położył więc dłoń na moim udzie a ja przykryłam ją swoją. Lepszego ostatniego wieczoru nie mogliśmy mieć.
CZYTASZ
BAD VIBES (BOOK 1)
FanfictionUsłysz. Dostrzeż. Dotknij. Uwolnij. Kochaj. BOOK 2- GOOD VIBES