ZANIM ROZDZIAŁ! Jak widzicie okładka została zmieniona. Chcę za nią bardzo ale to bardzo podziękować smallpiceofme, wykonała mi 4 świetne okładki, nie mogłam się zdecydować!
Jeżeli macie chęć to napiszcie czy wam się podoba ;)
Okej więc teraz rozdział! zapraszam! ♥++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Ile czasu spałam? Nie wiem. Czy dostałam następną dawkę? Nie wiem. A może mnie wykorzystali? Tego też nie wiem. Nie wiem co się ze mną działo. Pamiętam tylko jak powoli odpływałam po podanym mi środku. Obolała podniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam na swoje ręce. Było więcej niż tylko jeden ślad bo wbitej igle. Nie miałam władzy w nogach, nie mogłam się na nich unieść. Dziewczyny z którą dzieliłam przez moment to pomieszczenie w dalszym ciągu nie ma, nie wiem co się z nią stało. Kiedy tak myślałam w jaki wyszukany sposób ją zabili to do pomieszczenia wszedł Marsel. Judas we własnej osobie.
-Nareszcie kurwa, nie wiedziałem że jesteś taka słaba
-Co mi podaliście?
-Same lekarstwa kochanie-uśmiechnął się szyderczo, podchodząc coraz bliżej-szczególnie na uspokojenie!-krzyknął i wymierzył mi cios w twarz.
-Co zrobiłam złego?-szepnęłam po wypluciu krwi
-Nigdy więcej nie waż się tak do mnie odezwać. Nigdy! Rozumiesz?!
-Wolałeś ją zabić na oczach tych ludzi?
-Zabiła mojego człowieka!
-Był skurwielem. Dostał za swoje.
Kolejny cios.
-Przynajmniej posiadł taka kurwe jak ty. Zostaniesz tu, zobaczymy ile wytrzymasz.
Wyszedł. Znowu zostałam sama. Miałam nadzieję, że chociaż mnie rozkuje ale nic z tego. Nie minęłam ani minuta kiedy w pomieszczeniu znalazł się młody chłopak. Nie widziałam go tutaj jeszcze. Miał w ręce strzykawkę ale widziałam w jego oczach że wcale nie chce tego robić.
-Błagam nie rób tego, daj mi spokój.
Nie odpowiedział.
-Proszę, zostaw mnie-mówiłam płaczliwie.
Dalej nic.
-Po co chcesz to zrobić? Błagam odejdź, nie powiem nikomu że nie wykonałeś zadania.
Nic. Wbił strzykawkę robiąc kolejny ślad i podał płyn do obiegu.
-Wrócę tu.
Wreszcie, chociaż tyle usłyszałam. Tylko o co mu chodziło? Mam nadzieję że pomoże mi stąd wyjść.Mijały dni a ja siedziałam bez jedzenia, wody. Podawali mi tylko to gówno przez co nie mogłam już się ruszać. Ledwo widziałam na oczy. Nie kontaktowałam już kiedy ktoś wchodził i wbijał mi następną dawkę. Tajemniczy młody człowiek od dnia w którym powiedział że wróci nie pojawił się ani razu. Biłam się po głowie za to że dałam w sobie zasiać nadzieję na jego pomoc.
Drzwi otwierają się a ja już wiem co mnie czeka. Zamykam oczy nie patrząc na sprawcę. Cierpliwie czekam na ukłucie które się nie zdarza. Otwieram więc zmęczone i słabe oczy.
-Mówiłem że wrócę.
Zrobił to. Odpiął moje kajdany przez to ciało samo opadło bezwładnie na ziemię. Nie miałam sił się ruszać.
-Musimy się spieszyć.
Mogłam mu zaufać? Chyba naprawdę chciał mi pomóc. Nie protestowałam więc gdy brał mnie na ręce i wynosił z obskurnej piwnicy. Musiało nikogo nie być skoro tak łatwo wyniósł mnie na zewnątrz i wsadził do samochodu.
-Znajdą cię-mruknęłam wyczerpana.
-Nie. Mam pewien układ przez który tobie także dadzą spokój
-Jaki?
-Nie ważne ale lepiej wyjedź na jakiś czas kiedy się wyleczysz.
Rozmowa zakończyła się, nie odezwał się dopóki nie wyjął mnie z samochodu pod jakimś domem. Nawet nie wiedziałam gdzie jestem.*****
-Mo?!-krzyknąłem widząc znajomą m dziewczynę. Właśnie odpływała na rękach nieznajomego mężczyzny. To przez nią mój przyjaciel wariował tyle czasu. Szukał jej na marne....aż musiał wyjechać.
-Truli ją pentobarbitalem. Lepiej działaj szybko, w każdej chwili może umrzeć
-Ile czasu?
-4,5 miesiąca
-Po ile?
-Nie wiem, nie my regulowaliśmy stawki.
Zabrałem ją z jego rąk i od razu zaniosłem do pokoju przeznaczonego do takich wypadków. Szczerze to dziwię się że ona jeszcze żyje. Po góra 2 miesiącach powinna być martwa.
Położyłem ją na łóżku i zabrałem się do pracy. Podałem jej odpowiedni odtrutki, robiłem co w mojej mocy ale nie wiem czy to coś da. Potem przemyłem chociaż jej twarz, kiedy się obudzi to sama pójdzie się wykąpać.
Mijały doby a ona dalej spała. Nie mogłem nic więcej zrobić, tylko czekać. Przez ten czas postanowiłem napisać list. Obiecałem że to zrobię, że mu pomogę. Nie mogę go zawieść.'' Witaj Harry. Mam nadzieję, że z tobą wszystko w porządku. Pamiętam o co prosiłeś mnie przed wyjazdem. Zalazłem ją. Nie pytaj jak, po prostu ją mam. Nie jest w dobrym stanie, postawili na powolną śmierć. Zrobię wszystko co w mojej mocy. Gdy wrócisz za 4 miesiące to będzie jak nowa.
Uważaj na siebie, Peter.''
Chłopak ma ciężkie życie ale sam takie wybrał. Nikt do armii go nie namawiał. Dodatkowo te problemy z nałogami. Spędził kilkanaście miesięcy na odwyku. Myślał że kiedy wróci to wszystko się ułoży ale nie miał pojęcia co działo się tutaj podczas jego nieobecności. Mo stoczyła się prawie na samo dno. Pozwoliła Marselowi pomiatać sobą. Dziwi mnie to że jej rodzina wcale się tym nie interesuje. Już chyba wszyscy wiedzą co działo się na tych wyścigach a oni dalej nic. Nie wiem jak ta dziewczyna teraz sobie poradzi. Będę musiał jej pomóc.
Kończyłem chować list do koperty kiedy usłyszałem hałas na górze. Zerwałem się i jak najszybciej pojawiłem się w pokoju. Obudziła się. Leżała na ziemi i płakała.
-Mo spokojnie.
Nie mogła przestać płakać. Była w strasznym stanie psychicznym. Klęknąłem przy niej i przytuliłem. Widać było że w ten uścisk wkłada całą siłę jaką miała jednak był on ledwo wyczuwalny.
-Pomóż mi Peter, błagam cię pomóż
-Pomogę tylko uspokój się i wróć do łóżka.
-Kim był ten człowiek?
-Pamiętasz kto cię przywiózł?
-Tak. Młody chłopak, nie widziałam go nigdy wcześniej u Marsela
-To nasz człowiek. Jego zadaniem było wydostać cię stamtąd. Marsel nie wpuści byle kogo do tego domu. Młody musiał się postarać by tam wejść i sprawić żeby tamten mu zaufał
-Co masz na myśli mówiąc ''nasz''?
-Harry cię szukał. Robił wszystko co mógł ale nie udawało się aż wpadliśmy na pomysł właśnie by podstawić Młodego
-Gdzie on jest?
-Wyjechał
-Zostawił mnie?
Jej przerażenie w oczach było ogromne.
-Wyjechał na misję, wróci za 4 miesiące. Dlatego odzyskanie ciebie zostawił mnie
-Muszę stąd uciec-powiedziała po chwili ciszy.
Zaskoczyła mnie, nie wiedziałam co odpowiedzieć.***********
-Muszę uciec.
Musze opuścić to miejsce. Znaleźć się jak najdalej stąd. Nie mogę nikogo narażać. Posłucham chłopaka z samochodu. Usunę się na jakiś czas ale wrócę. Wrócę tutaj jak pojawi się Harry. Na razie nie mam po co tutaj siedzieć. Tylko gdzie uciec? Gdzie się zaszyć?
-Mogę ci pomóc a nawet mam taki obowiązek. Mam jeden warunek
-Jaki?
-Wrócisz przed powrotem Harrego
-Dobrze i tak miałam taki zamiar
-I będziesz regularnie się ze mną kontaktowała. Muszę wiedzieć w jakim jesteś stanie
-Jak możesz mi pomóc?
-Mam dom w Hiszpanii, pojedziesz tam nikomu nic nie mówiąc w razie czego powiem że uciekłaś
-Kiedy mogę tam jechać?
-Daj mi 3 dni, załatwię ci lekarstwa i twoje rzeczy z mieszkania.
Byłam zdziwiona tym że jest tak chętny do pomocy.
-Jak chcesz się tam dostać? Na pewno Marsel już je zajął
-Nie zapominaj że to dalej twoje mieszkanie.
Nie pytałam już o nic więcej. Postanowiłam cierpliwie przeczekać te 3 dni.
Czekając na wyjazd co noc przetwarzałam to co się działo. Jak długo tam byłam? Pamiętam tam tylko pierwsze kilkanaście godzin. Nie daje mi jednak spokoju myśl o tym że oni zabili tą dziewczynę. Marsel na pewno jej nie podarował. I dlaczego zabiła Taylora?
CZYTASZ
BAD VIBES (BOOK 1)
FanfictionUsłysz. Dostrzeż. Dotknij. Uwolnij. Kochaj. BOOK 2- GOOD VIBES