Idę zaraz za kelnerem. Mam taki natłok myśli, nie wiem jak się w stosunku do niego zachować.
-Proszę zejść kilkoma schodkami w dół, tam będą czekać
-Dziękuję.
Otwiera przede mną drzwi i wpuszcza mnie na klatkę schodową. Im jestem bliżej tym wyraźniej słyszę rozmowy.
-Wpuście nie tam-wypaplał Harry. Był na sto procent zalany.
Biorę głęboki oddech i pukam w drzwi, te już po kilku sekundach ustępują i widzę trzech mężczyzn. Harry stoi między nimi i patrzy a mnie tym przepitym wzrokiem. Od razu przypomniały mi się słowa Melody, on naprawdę pije. Jestem zła, po co pokazał się tutaj w takim stanie? Dobrze, że nikt o nim nie wie, narobiłby tylko wstydu.
-Po co tutaj przyszedłeś?
-Chciałem cię zobaczyć
-Zobaczyłeś a teraz proszę odejdź
-Ale..
-Albo nie. Panowie zadzwońcie po dwie taksówki, jedna niech zabierze go do domu na mój koszt a druga ma czekać na mnie.
Zapisałam im adres na karteczce i ruszyłam do wyjścia. Styles wyglądał okropnie, ledwo trzymał się na nogach a wypowiedzeniu tych 3 słów sprawiało mu nie lada kłopoty.
-Daj mi znać jak będziesz trzeźwy a ja będę ważniejsza od reszty.
Musiałam wyjść bo nie mogłam patrzeć na yo jak bardzo się stoczył. Wyciągnęłam go z tarapatów, namówiłam na odwyk a on teraz to wszystko zaprzepaszcza. Nie uda mu się to drugi raz, on chyba tego nie rozumie. Wróciłam na salę i starałam wymknąć się tak by nikt mnie nie widział. Jak przekroczyłam prób budynku to odetchnęłam, nikt mnie nie zaczepił.
-Uciekasz?
Głos z zaskoczenia i zimna dłoń na ramieniu to nie dobre połączenie, spotkało się to z moim piskiem.
-Ambrose nie strasz mnie
-Przepraszam-zaśmiał się a ja ponownie zmiękłam-Więc gdzie się wybierasz?
-Jadę do domu, nie czuję się najlepiej
-Odwieźć cię?
-Nie trzeba, mam już taksówkę
-Zawsze możesz ją odwołać-jego uśmiech wywoływał na mojej skórze dreszcze tak jak uśmiech...stop. Nie myśl o tym.
-Dziękuję, wrócę sama. Dobranoc-uśmiechnęłam się i ruszyłam do stojącej zaraz obok taksówki
-Mam nadzieję, że to zobaczenia!
Nie odwracałam się, nie chciałam by zobaczył jak wielki uśmiech rozkwitł mi na twarzy przez te słowa. Miał w sobie coś ciekawego, było też coś co dobrze znałam, przypomniało mi to tylko jedną osobę ale dość. Czas jechać do domu, nie myśleć o tym i położyć się spać.
Na drugi dzień po pracy przyszła do nie Olivia. Opowiedziałam jej o fenomenalnym Ambrose. Mój opis nie pokazywał aż tak idealnie jaki był, musiałaby go sama zobaczyć co chyba będzie na żywo nie możliwe. Nie wziął mojego numeru, nie będzie chciał się skontaktować poza tym jego firma rozrasta się a on z tego co wiem jest nieuchwytny.
-Gdyby tak postawić go obok Harrego to, to są całkowite przeciwieństwa
-Mówiłaś, że mają coś podobnego
-Ale to taka błahostka pomimo tego uśmiechu są całkiem różni
-Co zrobisz z Harrym? Spotkasz się z nim? Zadzwonisz?
-Ja? Niby dlaczego? Dzwoniła raz, nie mam zamiaru ponownie spotykać się z Melody
-Było aż tak źle?
-Gorzej...Kazała mi o nim zapomnieć. Powiedziała też, że Harry się stoczył w co nie mogłam uwierzyć ale jak wczoraj przyszedł taki pijany to zrozumiałam, że ten problem faktycznie istnieje
-Jak on cię tam znalazł? Przecież nikt nie wiedział oprócz ludzi z firmy i to nie wszyscy
-Nie wiem kto mu powiedział, nie zastanawiam się nad tym..
-No tak, Ambrose zawrócił ci w głowie-zaśmiała się.
Pokręciłam tylko głową i nie skomentowałam tego.
-Powiedz mi lepiej kiedy poznam Marsela?
-Wyjechał teraz ale jak tylko wróci to was poznam ze sobą. Opowiadałam mu o tobie i chętnie się z tobą zobaczy.
Ciekawość mnie zżerała, chciałam wiedzieć już co to za typ ale ona trzymała mnie mocno i nie mówiła nic. Wiedziałam tylko imię i że jest rok starszy ode mnie. Cóż, muszę uzbroić się w cierpliwość.Przez kolejne kilka dni nie mam żadnych informacji od Harrego a tym bardziej od Ambrose. Jednak dziś obie te rzeczy się zmieniają. Pracowałam zaciekle w biurze, przygotowywałam się to najważniejszego spotkania rady, które ma odbyć się już za dwa dni. Nie zwracałam uwagi kto wchodzi do gabinetu, skupiałam się na dokumentach i istotnych informacjach. Chciałam wypaść dobrze a nawet lepiej, jeśli będzie wszystko w porządku i rada zaakceptuje moje propozycje na zmiany to Adam zrobi mnie współwłaścicielem firmy. Musiało im sie jednak spodobać bo jeśli nie to wszystko w rękach Adama. Albo uda mu się ich przekonać, pokazać mocne strony mojej pracy albo będzie musiał zrobić samowolkę i wbrew ich opinii zrobić mnie współwłaścicielem tylko wtedy mogą być kłopoty we współpracy. Jest też trzecia opcja...nie będę prowadziła z nim działalności. Może zmienić decyzję w każdej chwili. Robiłam więc wszystko co mogłam, żeby się przygotować. Kilka razy dzwonił telefon służbowy ale nie odbierałam, jeśli było to coś ważnego to na pewno Leila ma wszystko pod kontrolą.
-Proszę-odparłam słysząc pukanie do drzwi.
Nawet nie zerknęłam w ich stronę. Znalazłam pewien ciekawy dokument, który sporo może mi pomóc i nie mogłam się oderwać.
-Oderwiesz się wreszcie.
Znowu ten głos. Ciarki na całym ciele i uśmiech, starałam się go zamaskować ale nie wychodziło.
-Dzień dobry, Montano
-Dzień dobry. Co tutaj robisz?
-Mówiłem do zobaczenia. Spełniam swoje obietnice. Sprowadza mnie tutaj chęć zabrania cię na obiad
-Przepraszam ale nie mogę teraz
-Dlaczego?
-Mam dużo pracy, czeka nie ważne spotkanie.
-Musisz jeść, Montano. Praca nie zając. Chodź ze mną, nie wiem kiedy znów będę w stanie cię zaprosić wiesz, że mój czas jest ograniczony.
Jego uśmiech zdziałał cuda, zgodziłam się. Nie mogłam odpuścić takiej okazji. Zebrałam swoje rzeczy i wyszliśmy z budynku. Ani na moment nie zamilknął, starał się utrzymywać rozmowę, pytał o tak błahe rzeczy. Przy obiedzie przeszedł do konkretów.
-Co to był za facet, przez którego byłaś proszona?
-Skąd o tym wiesz?
-Pytałem kelnera gdzie zniknęłaś
-Pomylił mnie z kimś, sam powiedział, że mnie nie zna gdy mnie zobaczył
-Myślałem, że to jakiś psychol. Podobno był pijany, musi mieć nie równo pod sufitem
-Może zmieńmy temat? Po co rozmawiać o czymś nieistotnym?-uśmiechnęłam się nieco na siłę. Zdenerwował mnie tym, że tak łatwo ocenił Harrego.
-Więc coś przyjemniejszego...Co robisz dziś wieczorem?
-Nie mam planów dlaczego pytasz?
-Zapraszam cię więc na małą zabawę. Będzie można się dobrze pobawić
-Obowiązujący strój?
-Elegancki
-Dobrze-zaśmiałam się-Zgadzam się.
-Dzisiaj łatwo idzie, czemu sobie to zawdzięczam?
-Zrzućmy to na urok osobisty.
Oboje prychnęliśmy śmiechem, jego wzrok zrobił się trochę intensywniejszy. Czułam, że robiło się napięcie, którego chcę uniknąć, było jednak całkiem przyjemne z każdą sekundą, coraz bardziej chciałam z nim odpłynąć. Przerwał nam kelner podchodząc i dając rachunek.
-Nie przerywaj sobie Montano.
Uśmiech jeszcze bardziej podziałał.Gdyby nie to, że muszę wracać do firmy i skończyć pracę to poszłabym za nim gdzie by tylko chciał. Był jak z obrazka.
-Muszę chyba już uciekać, praca czeka
-Do czego się ta przygotowujesz?
-Mam spotkanie z radą
-Ouu to rozumiem twoje zdenerwowanie. Poradzisz sobie
-Dziękuję za obiad-zignorowałam komplement i wstałam od stolika
-Do zobaczenia
-Kolejna obietnica?
-Pamiętaj że ich dotrzymuję, będę o 19.
-Więc do zobaczenia.
Pocałował mnie w wierzch dłoni i powoli się prostował łapiąc kontakt wzrokowy. To było takie delikatne, perfekcyjne. Kiedy wreszcie wróciłam do rzeczywistości to odwróciłam się i wyszłam. Wszystko było takie idealne przy nim, czekałam tylko aż za chwilę coś się popsuje. Było jednak przeciwnie, do końca dnia szło mi wszystko łatwiej, nie działo się nic złego. Czułam się podekscytowana na dzisiejszy wieczór. Nie miałam pojęcia jakie to przyjęcie ale wiedziałam, że muszę wyglądać najlepiej jak potrafię. Godzinę przed przyjazdem Ambrose, wracam do domu i szybko się szykuję. Na gładkie, świeżo wykąpane ciało wkładam czarną, dopasowaną sukienkę za kolano ze złotymi aplikacjami na przodzie. Włosy spinam a makijaż robię delikatny. Robię ostatnie poprawki gdy dzwoni dzwonek. Zaskakiwał mnie, skąd wiedział gdzie mieszkam?
-Jak?-pytam zaraz po otworzeniu drzwi
-Pamiętaj, że jesteś osoba publiczną. Poza tym ja wiem takie rzeczy. Dla ciebie, wyglądasz zjawiskowo-wyciągnął zza pleców mały bukiet róż.
-Dziękuję-zawstydził mnie.
Nie wielu się to udaje a jemu przychodzi to bez problemu, jak to się dzieje? Dlaczego tak na mnie działa? Wpuściłam go dalej, uparł się, że zostanie przy drzwiach i poczeka. Włożyłam kwiaty do wazonu, zabrałam płaszcz, torebkę i wyszliśmy razem. W samochodzie ponownie stworzyło się napięcie tak jak tam w restauracji. Starałam się nie zwracać na nie uwagi.
-Jesteśmy.
Chciałam powiedzieć nareszcie, bo mogłam wyjść z tej małej przestrzeni gdzie miałam ochotę się na niego rzucić. Zaraz po wejściu na wielki hol, młody chłopak zabrał od nas płaszcze a kolejny dał po kieliszku wina. Krążyliśmy długo po holu, potem poszliśmy na salę gdzie odbywały się tańce. Wiele biznesmenów porywało swoje żony i szli na parkiet. Ambrose też zechciał się pobawić więc i my weszliśmy na parkiet. Nie dość, że bym seksowny, przystojny to tańczył fenomenalnie. Co więcej było trzeba? Nic, był idealny. Ludzie mówią, że nikt taki nie jest ale ja uważam inaczej. Gdy się zauroczysz, zakochasz lub pokochasz kogoś to znikają jego wszystkie wady, stają się one zaletami i wtedy uważamy, że druga połówka jest dla nas idealna. Nie zwracamy uwagi na zewnętrzne opinie. Bawiliśmy się świetnie, minęła 23 a my wciąż wirowaliśmy na parkiecie. Trzymałam ręce na jego karku a on obejmował mnie w talii, w oczach wielu ludzi mogliśmy wyglądać na parę.
-Chcesz odpocząć?-szepnął.
Jego głos był jeszcze lepszy gdy szeptał. Lubiłam jego szept. Byłam w stanie kiwnąć tylko głową z uśmiechem, wiem że nie takie odpoczywanie miał na myśli. Czuł to samo co ja. Pociągnął mnie za rękę w stronę schodów. Przeszliśmy chyba na drugie piętro, weszliśmy to jakiegoś pierwszego pokoju i zamknął go na klucz.
-Masz w sobie coś, co możesz pokazać tylko wybranym.
Pewnie kiedyś jak gdyby nigdy nic miniemy się na ulicy lub gdzieś na spotkaniach, nie będzie rozmawiać, nie zrobimy tego znowu ale nie będziemy mieć do siebie żalu.
CZYTASZ
BAD VIBES (BOOK 1)
FanfictionUsłysz. Dostrzeż. Dotknij. Uwolnij. Kochaj. BOOK 2- GOOD VIBES