Przez dłuższą chwilę nie usłyszałam od niego żadnego słowa. Nie wiedziałam co myśli. Nawet na mnie nie patrzył.
-Harry?
-Czemu nikomu nie powiedziałaś? Mogliśmy ci pomóc...
-Nie było Cię jak miałeś mi pomóc poza tym...nie chciałam tego. Chciałam tym razem to ja o coś zawalczyć
-Nie w taki sposób. Nie widzisz do czego się doprowadziłaś? Teraz nie wiem co o tym myśleć jak wiem że to z mojej winy. To nie da mi spokoju
-Zapomnijmy o tym. Ja chcę, pomożesz?
-Pomogę a teraz lepiej opowiedz jak było na...wakacjach?
Zajął swoje wcześniejsze miejsce i z uśmiechem czekał na moją odpowiedź. Coś się zmieniło, zniknęło to napięcie które było wyczuwalne odkąd przyjechałam. Nie ma go, wyparowało.
-Nie tak szybko, jeśli mam ci to opowiedzieć to potrzebuję herbaty
-Wiesz gdzie jest kuchnia
-No wiesz? To twoja rola, ty jesteś gospodarzem
-Ale ja jestem tak bardzo ranny.
Położył dłoń blisko rany i zaczął udawać i skręcać się.
-Pierdol się Styles -zaśmiałam się.
Zrobiłam sobie upragnioną herbatę. Zrobiłam tez i jemu, nie będę aż tak złym i egoistycznym człowiekiem. Chciałam zgarnąć coś do jedzenia ale lodówka świeciła pustkami.
-Jutro robisz porządne zakupy jeśli mam tutaj przebywać
-Tak jest. Opowiedz mi wreszcie.
Podałam mu kubek i usiadłam ostrożnie. Wspomniałam mu o wszystkim, o tym co tam robiłam, o tym że poznałam Olivię.******
Opowiadała o pobycie tam z takim uśmiechem. Była szczęśliwa a ja? Ja nie mogłem się na nią napatrzeć. Brakowało mi tego chichotu, uśmiechu, sposobu bycia. Gdyby jej zabrakło nie wybaczyłbym sobie, że ją zostawiłem na tak długi czas. Nic co ostatnio się działo nie powinno mieć miejsca, nigdy. Marsel jeszcze za to zapłaci.
-Harry słuchasz mnie? Halo!-uśmiechnąłem się na to mając nadzieje że to pomoże-No jasne, ja się tu produkuje a ty nic-śmiała się! Nareszcie głośno się śmiała!-Mówiłam że musisz tam ze mną pojechać
-Już? Teraz? Mam się pakować?
-Przestań-kolejny raz!
-Okej niech będzie ale dla tego śmiechu zrobię wszystko.
Oparłem się a łokciu i znów przyglądałem. Coś się we mnie działo ale nie umiałem stwierdzić o co chodzi. Dlaczego teraz potrzebowałem jej bardziej? Za każdym razem tłumacze sobie tym, że dużo przeszła, nie chroniłem jej i nie widzieliśmy się szmat czasu. Ale to nie było to, to coś innego.
-Nie patrz tak.
Zamachnęła się by uderzyć mnie żartobliwie w ramię ale powstrzymała się. Dobrze zrobiła, obawiam się że bez szwanku na ranie by się nie obeszło.
-Teraz ty
-Co?
-Opowiedz mi
-O czym?
Kiwnęła bym się położył, ułożyła głowę na zdrowym boku i już wiedziałem że zaraz zaśnie.
-Jak tam było? Jak to wszystko się dzieje?
-Chyba nie chcesz wiedzieć
-Opowiedz, nie musisz wszystkiego.
Opowiadałem i opowiadałem. Dla mnie ten temat może się nie kończyć ale dla niej skończył się już dawno.
-Mo? Mo śpisz?
Zasnęła. Zsunąłem ją z siebie i ułożyłem wygodniej. Sam sprawdziłem czy wszystko jest zamknięte by nikt się tu nie dostał, zmieniłem opatrunek i położyłem się w pokoju obok. Nie wiem jak zareaguje budząc się ze mną, zbyt wiele przeszła bym nie miał wątpliwości. Kładę się i momentalnie zasypiam. Odpoczynek po ten całej podróży jest dla mnie zbawieniem.*********
Obudziłam się rano i zauważyłam że jestem sama. Dlaczego ze mną nie został? No nic, nie będę się zastanawiać, pójdę go poszukać. Zeszłam najpierw do salonu ale tam go nie było a potem przypomniałam sobie o jeszcze jednym pokoju na górze. Bingo. Leżał na plecach jedną rękę mając za głowa a drugą wzdłuż ciała. Każdy ruch sprawiał mu ból. Jak to musiało się stać? Nigdy nie wracał z ranami, pierwszy raz jakąkolwiek widzę. Zostawiam go w spokoju i wracam do miejsca gdzie spałam. Zbieram swoje rzeczy, zostawiam mu kartkę z adresem, wiadomością by przyjechał na śniadanie i opuszczam jego dom pierwszy raz od bardzo dawna szczęśliwa. Wsiadam do auta. Godzina? 10.17-zdażę zrobić zakupy. Zmieniam drogę i jadę do pierwszego lepszego hipermarketu, ja tez muszę swój dom zaopatrzyć w jakieś jedzenie.
Kończę śniadanie w sam raz. Stawiam ostatnie rzeczy na stół i słyszę dzwonek do drzwi.
-Peter się postarał-zaczął z podziwem.
-Witaj Harry, jest świetnie. Dziękuję że pytasz-zrobiłam sztuczny uśmiech i wpuściłam go do środka.
-Nie dąsaj się. Przytul mnie lepiej.
Nie odmówiłam, tego nigdy jemu nie odmawiam. Poprowadziłam go do kuchni ale on zamiast usiąść to zaczął krążyć po domu.
-Harry....Harry!
-Czekaj! Musze obejrzeć!
-Nie teraz, wszystko będzie zimne!
Nie odpowiedział. Już lekko podirytowana poszłam go szukać. Znalazłam go w holu piętro wyżej. Przyglądał się zdjęciom.
-Na co tak patrzysz?
-Nasz bal-wskazał na jedno ze zdjęć, chodziło o bal na koniec podstawówki. Byliśmy oboje takimi głupimi bachorami.
-Wtedy wyznałeś mi miłość, pamiętasz? -zaśmiałam się
-Pamiętam! Tego się nie zapomina tym bardziej że mnie wyśmiałaś!
-Byłam dziewczynką, wtedy się wyśmiewało. Gdybym wiedziała że....
-Co?
-Nic nie ważne, chodźmy jeść.
Uśmiechnęłam się delikatnie i ruszyłam na dół.
-Czasem nic się nie zmienia tylko trzeba się bardziej postarać-mruknął Harry.
Udałam że tego nie słyszałam. Nie chcę sobie znów czegoś pomyśleć. Nie chcę nas niszczyć. Nie cena tej przyjaźni. STOP. O czym jak w ogóle myślę? Niczego nie będzie to mój przyjaciel.
Usiedliśmy do stołu, atmosfera, dzięki Bogu się rozluźniła. Nikt nie poruszał więcej tego tematu.
-Potrzebujesz w tym domu czegoś więcej-powiedział rozciągając się.
-To znaczy?
-To znaczy że jedziemy na zakupy. Ja pomogę tobie a ty mi.
-Niech będzie ale najpierw prysznic
-Wspólny?
-Ten jest mój, nie kupowałeś go ze mną, nie przypominam sobie. A ty teraz sprzątasz-zaczęłam uciekać na górę z głośnym śmiechem.
Nie usłyszałam jego protestu a nawet jeśli to nie miał tu nic do gadania. Po kąpieli weszłam do garderoby. Najgorsza część, lubię się przebierać ale nienawidzę szukać zestawów. Nigdy nie umiem się zdecydować. Wyciągnęłam czarne spodnie nad kostkę, szary tshirt i skórzaną, czarną kurtkę. Pomalowałam się i gotowa zeszłam na dół gdzie czekał już jak zwykle idealny Styles.
-Mogę o coś zapytać?
-Śmiało ale w drodze do samochodu, nie ma czasu chcę jeszcze coś zrobić.
Wsunęła bose stopy w czarne tenisówki, drapnęłam szal w kolorze latte i oboje opuściliśmy dom.
-Więc jak ty to robisz, że pomimo tych wszystkich wysiłków ty nadal masz tak zgrabne nogi? Wyglądają jakby zaraz miały się złamać!-wyśmiałam go. Czarne jeansy, które miał na sobie jeszcze bardziej uwydatniały to złudzenie. Wszystko dopełniała niebieska koszula zapięta tylko na trzy guziki od dołu a na głowie brązowy kapelusz. Wyglądał idealnie ale nie powiem mu tego bo wpadnie w samouwielbienie.
-Nie przesadzaj! Nie jest tak źle, wiesz że u mnie przyrost masy jest wyzwaniem. Wsiadaj -kiwnął na swój samochód.
Wskoczyłam na miejsce pasażera. Droga trwała 20 minut, jednak odbijał od centrów handlowych. Jechał w znania w stronę.
-Dlaczego teraz?
-Jeśli to on mi pomógł to chcę tam być, dawno tam nie byłem
-Czemu zabierasz mnie ze sobą?
-Bo ty też powinnaś
-Byłam tam. Tęskniłam za nim i za tobą, czułam że muszę to robić
-Więc pojedź tam teraz ze mną
-Niech będzie.
Boję się że to znów mnie na chwilę zrujnuje, nie chcę płakać. Dzisiejszy dzień zaczął się tak pięknie, nie chcę być teraz tutaj, to miejsce zarezerwowane jest na chwile moich upadków, wtedy przyjdę tutaj jak wczoraj i pozbieram się.
Stajemy oboje nad jego grobem a ja nie wiem jak się zachować. Czuję się....nieswojo, dlaczego?
-Czasem nie wiem jak sobie z tym poradzić-wyrwało mi się. Samo wychodziło z moich ust
-Z tęsknotą?
-Tak ale to coś więcej, inny rodzaj
-Tęsknota to taki rodzaj smutku, na który trudno znaleźć lek. Może to być jedynie powrót osoby, za którą się tęskni.
-Tylko co począć wtedy, kiedy ta osoba nie żyje-objął mnie ramieniem a ja poczułam że jestem tutaj jeszcze dla kogoś. Taki kopniak.
-Wtedy trzeba oddać się miłości. Miłości, która na pewno jest obok ale nie zawsze się ją zauważa
CZYTASZ
BAD VIBES (BOOK 1)
FanfictionUsłysz. Dostrzeż. Dotknij. Uwolnij. Kochaj. BOOK 2- GOOD VIBES