Part 13

45 7 0
                                    

W centrum Harrego chyba poniosła chwila. Jak tylko weszliśmy do meblowego i dostaliśmy się do działu z rzeczami do dekoracji to oszalał. Większość rzeczy która tam była pasowała do domu według jego teorii. Ja tylko chodziłam za nim z wózkiem i głośnym śmiechem.
-Zdecydowanie powinieneś zmienić fach, serio
-Zamknij się Callaway.
W końcu skończyło się tak, że połowę rzeczy z koszyka wyrzuciłam. Harry miał dobry styl, podobał mi się ale nie koniecznie wpuściłabym go do domu. Szczególnie, że ten już jest idealny.
Styles zaniósł wszystko do samochodu a ja w między czasie krążyłam między sklepami. Teraz czas na niego, potrzebuje nowych ubrań takich jak dzisiaj. Zauważyłam pobliski sklep, podeszłam do niego i zerknęłam przez szybę.
-Będzie idealny
-Co będzie idealne?
-Nie strasz mnie-odwróciłam się-Wchodzimy-pokazałam podekscytowana na sklep.
-Żartujesz? Nie znajdę tu nic
-Lubisz w tym chodzić?-wskazałam na jego dzisiejszy outfit
-Tak
-Więc wchodzimy.
Nie czekałam na więcej protestów tylko weszłam do środka a mój wierny paź zaraz za mną. Znalazłam kilka pięknych koszul i kazałam mu je przymierzyć. Kiedy zniknął znalazłam jeszcze kilka ciekawych spodni jednak nie wiem czy zechce je w ogóle założyć.
-Harry jeszcze to-podałam mu wieszaki
-Chyba żartujesz
-Ubierz to proszę
-Nie ma mowy
-Odmawiasz mi?-zawsze działa
-Do czego?
Bingo.
-Tak jak myślisz że będzie pasowało, zdaj się na siebie. Z tobą gorzej niż z babą
-Grabisz sobie Callaway.
Skończyło się tak że zabrał kilka kompletów które znalazłam. Styles odwiózł mnie do domu i myślałam że straci mi się z oczu ale uparł się że wniesie te wszystkie rzeczy do domu i da tam gdzie mają być. Zostawiłam go samego w holu, miał natchnienie. Wyglądało to komicznie. Facet który co kilka miesięcy zabiera ze sobą ciężkie buty, mundur i broń, zabija ludzi teraz biega po domu w dopasowanych spodniach, w seksownej koszuli i rozstawia gdzie popadnie kolorowe ozdoby. Parsknęłam pod nosem na te myśl. Czułam że o czymś zapomniałam. Miałam coś kupić? Nie. Zabrać? Nie. Więc?
-Peter!-krzyknęłam.
Chwyciłam szybko telefon i wybrałam jego numer.
-Cześć Mo. Będziesz dzisiaj?
-Oczywiście, dzwonię właśnie by dowiedzieć się o której mam być
-Przyznaj się zapomniałaś-odparł poważnie
-Nieee no co ty Peter, pamiętam o takich rzeczach
-Jasne-zaśmiał się. Matko już myślałam że jest zły-Bądź o 17 dobrze?
-Będę. Dziękuję!
Rozłączyłam się i już zrelaksowana opadłam na łóżko. Wpadłam na jeszcze jeden pomysł ale zajmę się tym jak Harry zostawi mnie samą. Nie chcę by cokolwiek wiedział, wiem że ma wpływy a ja nie chcę z nich korzystać. Poradzę sobie sama.
-Gotowe!-zawołał z domu
-Świetnie a teraz jedź!
-Ej!-krzyknął a po minucie stał już w drzwiach sypialni-Jakie plany na dziś?
-Idę do Petera, zaprosili mnie na kolację
-Okazja jakaś?
-Chcę poznać jego żonę, to ona zajęła się tym domem
-Szkoda, miałem dla ciebie propozycję
-Zdradź jaką
-Nie, wykorzystam ją później. Lecę, mam kilka spraw do załatwienia
-Jasne. Do zobaczenia.
Przez chwilę jeszcze stał w miejscu, patrzył na mnie. Dziwnie patrzył. Wyglądał jakby chciał coś zrobić ale powstrzymał się, przegrał wewnętrzna walkę. Uśmiechnął się i wyszedł. Potem słyszałam już tylko trzask drzwi wejściowych. Wzruszyłam ramionami i wstałam. Przeprałam się w dres, miałam jeszcze troche czasu. Zrobiłam sobie coś do jedzenia i usiadłam w salonie. Włączyłam telewizor i co kilka sekund zerkałam na telefon. Zastanawiałam się czy tam zadzwonić. Powinnam? Wtedy uciekłam tak bez ostrzeżenia, żadnych wyjaśnień. A co jeśli mnie nienawidzi? Ma kogoś lepszego? Eh, muszę spróbować.
Pierwszy sygnał.
Drugi.
Trzeci.
-Recepcja Inprize Corporation, słucham
-Mogę rozmawiać z Adamem Collinsem?
-Z kim rozmawiam?
-Montana Callaway
-Proszę chwile poczekać
Nie czekałam nawet minuty gdy usłyszałam głos.
-Mo słońce-usłyszałam w słuchawce. Emocje dały o sobie znać. Miał podobny głos do taty, jak to możliwe że tak bardzo mi go przypominał?
-Adam ja chciałam...
-Przyjedź, porozmawiamy, chce cię zobaczyć. Dlaczego uciekłaś?
-To nie na telefon-zaraz wybuchnę
-Spotkajmy się dziś wieczorem, możesz?
-Oczywiście, gdzie mam być?
-W Rollerstar, kojarzysz to miejsce prawda? Bądź o 20. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś obok. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wróciłam do siebie. Ten mężczyzna wywołuje skrajne emocje, przysięgam. Może przez to że zawsze widzę w nim coś z taty. Dziwię się jak tata mógł znaleźć sobie tak dobrego przyjaciela skoro mogliby być braćmi. Są a raczej byli tacy podobni.
Zjadłam to co sobie przygotowałam i gniłam tak oglądając jakieś seriale aż do 16. Potem chcąc nie chcąc musiałam się ruszyć. Najchętniej spędziłabym ten wieczór w taki właśnie sposób. Leżąc i nic nie robiąc. Odkąd w moim życiu wydarzyło się tak wiele to nie mam ochoty szaleć, nie mam na to sił. Po prostu. Leniwie weszłam pod prysznic. Potem wskoczyłam w czarne, gładkie, dopasowane spodnie, do tego golf bez rękawów w biało czarne paski i czarne buty na szpilce. Włosy związałam w ciasnego, niskiego koka z przedziałkiem na środku głowy. Dopełniłam to makijażem i w sumie byłam gotowa. Zabrałam tylko telefon i klucze od samochodu oraz domu. Nie wiem czy nie przesadziłam ale czułam się swobodnie więc to najważniejsze. Po prawie półgodziny byłam pod domem Petera. Spóźniłam się 10 minuta ale mam nadzieję że nie będą mieli mi tego za złe. Drapnęłam do ręki rano kupione wino i ruszyłam do wejścia. Drzwi otworzył mi Peter, jak się spodziewałam. Wręczyłam mu wino i weszłam do środka, było dziwnie cicho jak na to że mają dzieci.
-Nie ma ich, są u babci
-Oh.
Nie wiedziałam co więcej powiedzieć.
-Mo, poznaj moją żonę Kimberly-przedstawił kobietę stojąca w kuchni.
Ta pospiesznie się odwróciła i ściągnęła fartuch.
-Witaj, miło cię poznać
-Mnie Panią również
-Kimberly, nie Pani. Nie sprawiaj że czuję się staro-zachichotała.
Był to miły dźwięk. Miała włosy za ramiona w kolorze ciemnego brązu, delikatne rysy twarzy i piękny uśmiech. Tak, Peter ma piękną żonę. Kazała zająć mi miejsce przy stole. Peter zajął swoje równocześnie ze mną. Pytał o kilka nieistotnych spraw a potem gdy Kimberly podała kolację zapadła cisza. Nie przeszkadzała mi, nie czułam się niekomfortowo. Po całym posiłku zajęliśmy miejsce w salonie. Był cały w drewnie, pod oknem stała ogromna brązowa, skórzana kanapa.
-Jak sobie radzisz?-zapytał Peter gdy Kimberly przyniosła herbatę i zajęła miejsce obok niego.
Co mam mu odpowiedzieć? Ah tak, standard. Nie chcę się otwierać, wiem że mogę ale nie chcę wyjść na ofiarę losu przed Kimberly. Ona jest taka szczęśliwa, wiecznie uśmiechnięta odkąd tutaj weszłam nie widziałam by przestała to robić. Wygląda tak beztrosko, na pewno ma swoje problemy, swoje tajemnice ale nie pokazuje tego albo tak świetnie sobie z nimi radzi że nie musi nic ukrywać. Wszystko rozwiązuje. Chcę tak umieć.
-Jest dobrze, potrzebuję trochę czasu do zaaklimatyzowania się-uśmiechnęłam się.
-Widzę że coś jest nie tak-drążył
-Oj Peter daj dziewczynie spokój. Może nie chce o tym rozmawiać? Powiedz lepiej co myślisz o domu?
-Jest piękny na zewnątrz jak i w środku. Czuję że ty go znalazłaś
-Bingo. Peter nie ma takiego wyczucia
-Ej!-zaprotestował co spotkało się z naszym śmiechem.

BAD VIBES (BOOK 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz