- Jak możesz być tak bezduszny? - wyszeptałam.
- Właśnie tak. - powiedział bez emocji.
- Już nawet nie wiem kim jesteś. - spojrzałam w jego ciemne oczy starając się przywrócić starego Justin'a.Odwzajemnił spojrzenie sprawiając, że poczułam się niekomfortowo i po jakimś czasie odwróciłam wzrok.
- Zabieram dzieci.
Zaśmiał się.
- Nie, nie zabierasz.
- Tak, zabieram.
- One-
- One są wszystkim co mam Justin! Nie zabieraj ich ode mnie! Proszę! - zabłagałam, lecz on tylko pokręcił głową. - Zajmę się nimi lepiej niż Ty! - zaprotestowałam.
-Dobra! - wyrzucił ręce w powietrze. - Weź je! Na dobre! Tylko wyjdź!
- C-co?
- Słyszałaś. Nie obchodzi mnie to.
- Oczekujesz, że sama zajmę się trójką dzieci? - zapytałam w szoku.
- To jest to co myślałaś, że stanie się na początku. Teraz wszystko się stało tak jak chciałaś.
Chyba na odwrót.
- Dobra! - poszłam i wzięłam ciuchy Candice i Mitch'a.
Zeszłam na dół i położyłam walizki na schodach, podeszłam do stolika gdzie zostawiłam dzieci i ujrzałam Candice bawiącą się swoim jedzeniem. Oczywiście słyszała naszą kłótnię.
- Chodźcie kochani! - starałam się brzmieć jakby nic się nie stało. - Idziemy. - wzięłam Mitchell'a i umieściłam go na swoim biodrze.
- Gdzie? - zapytała Candice, czułam się źle wiedziałam, że to nie będzie dobre kiedy Justin wrócił, nie będzie chciała go zostawić.
- Candice. Idź z mamusią. Zobaczymy się później. - Justin powiedział podchodząc do niej bliżej.
- A-ale ja nie chcę iść. - zaatakowała go i owinęła ramiona wokół jego szyi.
- Musisz iść. Nie zadawaj pytań Candice.
- Nie! Nie chcę iść! Nie! - krzyczała przytulając mocniej Justina.
- Chodź idziemy. - powiedział i skierował się za drzwi, ze mną idącą za nim wraz z Mitch'em.
Candice wpadła w straszną histerię w ramionach Justin'a.
- Nie! Przestań! Nie! Nie! Nienawidzę Cię! - uderzyła go w klatkę piersiową.
Położył ją na tylnym siedzeniu z gorącymi łzami spływającymi po jej policzkach.
- Kocham Cię. - Justin pocałował jej załzawiony policzek, zamknął drzwi i spojrzał na mnie. - Mogę obrączkę, proszę?
Miałam ochotę płakać, ale nie mogłam. Powoli zdjęłam obrączkę z palca i spojrzałam na nią.
-Je vous aimerai toujours. (Zawszę będę Cię kochać). - przeczytałam napis który był wygrawerowany w środku i zaśmiałam się. - Bzdura. - wyszeptałam. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego.- Trzymaj.
Wziął ją.
- Niedługo przyniosę Ci papiery rozwodowe. - powiedział spokojnie i odszedł z obrączką w jego dłoniach jakby nigdy nic się nie stało.
Wsiadłam do samochodu i przyłożyłam głowę do rąk. Odczekałam chwile za nim odjechałam.
Justin's POV
Bawiłem się obrączką gdy już wróciłem do domu. Teraz jestem wolnym mężczyzną. Mogę robić co tylko chcę; Natalie nie jest moim szefem.
Czy czuję się źle traktując ją tak? Nie. Ona wyprowadzała mnie z równowagi. To była ostatnia słoma*. Starałem się to wszystko naprawić, ale ona sprawiała że było mi ciężko być blisko niej. To będzie interesujące patrzeć co się dalej stanie. Nie może zabrać moich pieniędzy. Tylko na potrzeby dzieci. Więc będzie musiała znaleźć pracę.
Wyszedłem na taras. Chodziłem dookoła, oglądając zachód słońca. Spojrzałem w dół na pierścionek zaręczynowy obracając go wokół palców.
*Flashback*
- Okej, jeszcze trochę. - powiedziałem prowadząc ją do łodzi gdyż miała zawiązane oczy.
Odwiązałem chustę i ukazałem jej widok na łódź.
- Rozpoznajesz gdzie jesteśmy? - zapytałem kładąc głowę w zgięciu jej szyi oplatając ją ramionami wokół jej talii.
- Tu byliśmy na naszej pierwszej randce i wylałam na Twoją kurtkę drinka. - odpowiedziała. - Założyłeś ją? - zaśmiała się i odwróciła by spojrzeć na kurtkę którą miałem na sobie.
- Tak. - zaśmiałem się.
- Tak dużo na pierwsze wrażenie. - powiedziała sarkastycznie.
- To było perfekcyjne wrażenie.
Podeszła do stołu w centrum łodzi, podczas gdy dźwięk muzyki nadawał lekki nastrój.
Chwyciłem ją zamiast iść do stołu.
- Była słodka z tym. - uśmiechnęła się.
Popatrzyłem w dół na jej uśmiech sprawiając, że sam się uśmiechnąłem.
- Wiesz, wiele ludzi patrzy na mnie jak na osobę którą nie jestem. Jesteś pierwszą osobą przy której mogę być sobą.
- Szczęściara ze mnie.
Obydwoje spojrzeliśmy na ciemne niebo, wyglądało tak jakby zaraz miało zacząć padać.
- Jestem pewny moich uczuć do Ciebie. Ponieważ tak długo jak Cię mam- Mężczyzna podszedł do mnie i wręczył mi parasol. - -Nie mogę przestać. - powiedziałem do niej otwierając go (parasol) by uchronić nas od deszczu.
- Okej, dobrze.. - uśmiechnęła się.
Objąłem ja moją wolną ręką.
- Nikt nie sprawia, że czuję się tak kochany, bezpieczny i rozumiany, jak Ty. Jeżeli mi pozwolisz, chciałbym spędzić resztę mojego życia sprawiając, że poczujesz się tak szczęśliwa, jak Ty sprawiasz, że ja jestem.
Uświadomienie pojawiło się w jej oczach gdy brała głęboki wdech.
Wręczyłem jej parasol i uklęknąłem na jedno kolano. Wyciągnąłem pudełeczko z pierścionkiem z kieszeni i skierowałem w jej stronę.
- Natalie Mckenna Roselle, wyjdziesz za mnie?
Dałem jej chwilę na zrozumienie całej tej sytuacji, ale ona przytaknęła.
- Tak. - powiedziała wypuszczając powietrze.
Uśmiechnąłem się wsuwając pierścionek na jej palec, pocałowałem jej knykcie i z powrotem wstałem. Powoli zabrałem jej parasol. Na chwilę spotkaliśmy się wzrokiem za nim wyrzuciłem parasol na ziemię i zająłem jej usta pocałunkiem. Nie obchodziło nas to, że deszcz sprawia, że jesteśmy kompletnie mokrzy, dalej kontynuowaliśmy całowanie.
*End of Flashback*
Spojrzałem na zachód słońca krążąc po polu, myśląc o tym jak sprawiała, że byłem szczęśliwy.
~~~~
*Jak oglądam filmy po angielsku to tam jest właśnie takie przysłowie tłumaczone na polski "ostatnia słoma w kapeluszu" czy jakoś tak
CZYTASZ
She don't wanna live this life // bieber (tłumaczenie) ✔
FanfictionWszyscy myślą, że tworzymy najlepszy związek w Hollywood, ale to nieprawda. Jest całkowicie odwrotnie. Myślałam, że kiedy weźmiemy ślub on się mną zaopiekuje i nigdy mnie nie zostawi. Nie sądzę, że jeszcze mnie kocha. Rzadko kiedy jest w domu, by by...