4. Kusząca propozycja.

1K 126 15
                                    

- Proszę jeszcze chwilę wytrzymać - dotarł do mnie uspakajający głos lekarza. Choć każdy jego ruch dłoni był precyzyjny i delikatny, nie obeszło się bez mojego bólu i cichych westchnień niezadowolenia, które bezwiednie opuszczały moje spierzchnięte usta. Raz po raz czułam nieprzyjemne ciągnięcie i szczypanie skóry tuż nad łukiem brwiowym, który jak się okazało, nie tylko został nieźle obity,ale także i rozcięty. Moje dłonie zaciskały się mocno na obiciu małego stołka, na którym mnie posadzono, chcąc ulżyć mi w bólu. Nie pomagało. Oddychałam głęboko żeby się uspokoić. A nie było to łatwe, zwłaszcza, że po drugiej stronie sali siedział Charles. Na niskim drewnianym krześle. Kompletnie przemoczony przez nadal padający za oknem deszcz. Wpatrując się we mnie z intensywnością, która mnie potwornie krępowała. Już po paru minutach kłótni z nim uznałam, że nie ma na tej ziemi siły, która zmusiłaby go do opuszczenia sali zabiegowej. Byłam na niego skazana. Jemu najwidoczniej to nie przeszkadzało. Po raz setny tego wieczora przyłapałam go na tym, że wpatruje się we mnie jakby uczył się rysów mojej twarzy na pamięć. Było to niepokojące. Przynajmniej w moim mniemaniu.

- Czy to naprawdę konieczne? - spytałam załamana, patrząc na swoją stopę teraz szczelnie obudowaną białym gipsem.

- Ma pani złamane dwie kości śródstopia. Tak. Gips jest potrzebny - młody lekarz odparł jedynie, nawet nie patrząc mi w twarz, zbyt zajęty wypisaniem mojej kartoteki.

- Na jak długo będę uwięziona w tym białym paskudztwie? - spytałam bez zastanowienia, krzywiąc się słysząc swój pretensjonalny ton.

- Trzy tygodnie.

- Ale ja pracuję! - zawołałam nie dowierzając. Dwie małe kostki. To były tylko dwie małe kostki.

- Gratuluję - lekarz zupełnie mnie zignorował. - Nie zmienia to faktu, że trzy tygodnie, to trzy tygodnie.

- Dwa? - skoro zaczęłam pertraktować, musiało oznaczać to już moją głęboką i niezaprzeczalną desperację.

- Trzy - mężczyzna wyprostował się i spojrzał na mnie z góry. - Jeszcze jedno słowo, a zmienię to na cały miesiąc - westchnęłam jedynie głęboko, po czym pozwoliłam wcisnąć sobie do ręki skierowanie na kolejną wizytę, leki i receptę na kolejne, jeśli uznam to za stosowne. Gdy mój gipsowy oprawca opuścił salę po krótkim i chłodnym pożegnaniu, zsunęłam się powoli ze stołka i stanęłam na zdrowej nodze z trudem. Nigdy wcześniej nie miałam unieruchomionej nogi. Nie wiedziałam jak mam od tej chwili chodzić ani się poruszać, co trochę mnie przerażało. Już zazwyczaj byłam bardzo niezdarna. Gips miał pogorszyć moją sytuację stokrotnie. Zanim się obejrzałam Charles już przede mną stał i podawał mi swoje ramię, bym miała na czym się wesprzeć w drodze do innego pomieszczenia, w którym miano dać mi kule i potrzebne opatrunki. Nie chciałam przyjmować jego pomocy z czystego przekąsu, ale nie miałam innego wyjścia. Jego dłoń pochwyciła moją, a jego druga znalazła się na moim biodrze. Na swoim boku czułam ciepło jego ciała i subtelne perfumy, o których nie chciałam w tamtej chwili myśleć. Idąc z nim u boku starałam się ograniczyć nasz kontakt fizyczny do minimum. Pewnie zastanawiacie się dlaczego. Odpowiedź była dość prosta. On go pragnął, a ja nie byłam zainteresowana. Od lat tak było. Gdy patrzyłam na innych mężczyzn widziałam w nich tylko jedną osobę. Owoc zakazany, odebrany mi przez własną siostrę. Czy byłam przeklęta? Co do tego nie miałam żadnych wątpliwości.

Zdobycie potrzebnych mi rzeczy zajęło nam ponad godzinę, w trakcie której za wszelką cenę starałam przekonać Charlesa do tego, że od teraz świetnie poradzę sobie sama. Nie spodziewałam się jednak tego, że będzie jeszcze bardziej nieustępliwy ode mnie. Jego upartość była zdumiewająca. Rzucałam argumentami jak z rękawa, jednak on za każdym razem przekonywał mnie, że jestem w błędzie. Mój ostatni i najważniejszy argument poszedł w diabły po tym jak prawie że nie zabiłam naszej dwójki nowiuteńkimi kulami.

GOOD ENOUGHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz