27. Kto kogo wykorzystał.

435 54 13
                                    

Odwrócił się za siebie, słysząc mój głos. Nasz głos, uświadomiłam sobie, w momencie gdy przez chwilę zmieszany, spojrzał na moją twarz. Jego wzrok natychmiast odszukał obcięte krótko włosy, utwierdzając go w tym, przed kim właśnie stoi. 

Nie bawił się w pozory ani sztuczną grzeczność. Wyprostował zgarbione ramiona i spojrzał na mnie wyzywająco. Jego niebieskie oczy zabłyszczały w ciemności, pełne wargi zacisnęły się w wąską linię. A więc tak to miało wyglądać. Przełknęłam boleśnie kolejny zawód. 

Postawił kilka kroków w moją stronę i zatrzymał się w bezpiecznej odległości od zasięgu swoich ramion. Ze stresu moje dłonie zaczęły drżeć, a oddech uwiązł mi w gardle. Byłam głupia, tak strasznie głupia. Boleśnie uświadomiłam sobie, że przecież nie miałam mu absolutnie nic do powiedzenia. Nie miałam niczego, poza tym, że desperacko chciałam na niego spojrzeć. By przez jedną chwilę mógł być ze mną, zwieszony w sekundzie, którą ukradłam własnej siostrze. Bym mogła bez skrupułów spojrzeć mu w oczy. Oszukiwać się, że mam dla niego znaczenie. Że jestem na tyle ważna, by się dla mnie zatrzymał. Cała się do niego rwałam. Równie mocno, jak chciałam od niego uciekać. 

To było takie popieprzone. Tak potworne pragnienie kogoś, kto w ogóle nie był tym zainteresowany, albo nawet lepiej, się od tego wzbraniał. Tylko dla tej jeden sekundy, która dla mnie mogłaby trwać wieczność.

- Widziałam cię w klubie i pomyślałam...- wyjąkałam, czując jak moja twarz płonie ze wstydu. - Wyglądałeś na zdenerwowanego. 

- To miłe z twojej strony, że się tak mną przejmujesz - powiedział powoli, dokładnie dobierając słowa. Widziałam jak jego dłonie zamykają w pięści w kieszeniach jego płaszcza. Niemalże czułam plastikowy woreczek zaciskający się pomiędzy jego palcami, na własnej skórze. Wyglądał jakby nie mógł się doczekać, aż zniknie mi z oczu. Oboje wiedzieliśmy dlaczego. Zdradzał go rozbiegany wzrok i stale szurające po chodniku stopy.

- Nigdy wcześniej nie widziałam ciebie w Hulen. 

- Rzadko tam bywam. 

- Gdzie jest Stella? - spytałam, gdy przybliżył się do mnie o kolejny krok. - Nie wiedziałam jej w środku.

- A jak myślisz? - spytał spokojnie, przechylając głowę delikatnie na bok. Oboje wiedzieliśmy, że Hulen było ostatnim miejscem, do którego zawitałaby moja siostra. Gdy rozmyślałam nad jej reakcją, gdyby dowiedziała się o tym, gdzie tej nocy bawił się jej narzeczony, ten jakby przywołany moimi myślami, przybliżył się do mnie o kolejny krok. Nie podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzył. Coś w jego spojrzeniu i mowie ciała, mówiło mi, bym po prostu stamtąd wiała. Wyglądał jak drapieżnik szykujący się do skoku. 

- Widziałam ją parę godzin temu - powiedziałam, czując jak moje stopy niemalże przyrastają do chodnika. - Mówiła, że wpadniesz do nas jutro. 

- Tak - powiedział cicho, stawiając kolejny krok w moją stronę. Nie robił przecież niczego, co mogłoby powodować we mnie tak niekontrolowaną panikę. Niczego, o co mogłabym się skarżyć. Był przecież piękny i elegancki w tym świetle. Tak olśniewający. Coś głęboko we mnie jednak nie potrafiło się uspokoić i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę dlaczego. Jego oczy. Zwykle błękitne niczym poranne niebo, zdawały się niemalże czarne. Był odurzony. Jego rozszerzone źrenice wydawały mi się przerażające. - Zobaczę się z wami jutro.  

- Możesz wysłać nam wszystkie detale odnośnie weekendu w mailu - powiedziałam, nie potrafiąc udźwignąć jego spojrzenia. Żałowałam, że za nim pobiegłam i że właśnie takiego musiałam go oglądać. Najbardziej jednak plułam sobie w brodę o to, że musiałam rozmawiać z nim w chwili, w której w oczywisty sposób tego nie chciał.

GOOD ENOUGHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz