35. Przyjacielskie ostrzeżenie.

140 17 1
                                    

Siedząc kompletnie oszołomiona na siedzeniu pasażera Odyseusza, starałam się pozbierać rozbiegane myśli, obserwując, z niemałym rozbawieniem, jak Esteban zasiada zdyszany za kierownicą, po trwającej prawie od kwadransa walce Hiszpana ze zbyt wąskim oknem, długimi nogami i niesprzyjającą wielkością samochodu starszego niż my oboje razem wzięci.

Łaskawie pomogłam przełożyć mu nogi nad kierownicą i wycelować nimi w stronę ziemi. Błagałam los aby znowu nie wcisnął sprzęgła przypadkowo rozsiadając się na skrzypiącym fotelu. Po ostatnim razie mocowaliśmy się z wyrwaniem go z podłogi przez prawie godzinę. Odetchnęłam z ulgą dopiero gdy zdyszany odgarniając włosy z twarzy oparł obie dłonie na kierownicy.

– Odblokowało się skręcanie w prawo? – oparłam się ciężko o oparcie fotela i sprawnie opuściłam hamulec ręczny. Dłonie od razu pomknęły do kieszeni mojego płaszcza. Było potwornie zimno i niedziałające od lat ogrzewanie nie miało magicznie nagle zadziałać. Pamiętałam jak niejednokrotnie doprowadziło mnie to do szału. Raz nawet prawie do wypadku, w którym potrąciłam samego Charliego, ale na samo to wspomnienie, poczułam bolesny uścisk w żołądku.

– Tak. Uważaj tylko na hamulec. Musisz najpierw dwa razy docisnąć go do połowy. Tak jak kiedyś przed tym jak odpadło nam koło.

Pokiwał głową ze zrozumieniem i powoli ruszył z przyjemnym mruczeniem silnika przed siebie wprost w zapadające w sen Brighton. Zwyczajowo wyciągnęłam lusterko wsteczne spod siedzenia i przytrzymywałam je w górze na bardziej ruchliwych odcinkach trasy. Jechaliśmy w kompletnej ciszy większość drogi, skupiając się na wspólnym prowadzeniu samochodu, który niejednokrotnie wzbudził zainteresowanie mijających nas pieszych. Odyseusz, choć niezły był z niego staruszek, nadal prezentował się z zewnątrz całkiem przyzwoicie. Niejednokrotnie otrzymywaliśmy propozycje jedno kupna, jednak nie potrafiłam go sprzedać. Wiedziałam, że jeśli kiedyś nadejdą takie czasy, będzie to moją ostatnią deską finansowego ratunku. Esteban jakby czytając mi w myślach z głośnym skrzypieniem zatrzymał się na czerwonych światłach i spojrzał na mnie kątem oka.

– Widziałem się z Harrym dwa dni temu – drgnęłam słysząc jego słowa. Oboje wiedzieliśmy, że unikałam go jak ognia, zwłaszcza po tym jak wiele godzin zajęło mi uspokojenie własnej siostry po zrujnowanej kolacji próbnej. Kolacji, którą ja zrujnowałam. Do teraz nie dowiedziałam się, co było powodem kłótni pomiędzy nią a Harrym i po raz pierwszy w swoim życiu chyba mnie to nie interesowało. – Podpisałem wnioski, o których ostatnio z nim dyskutowaliśmy. Powinniśmy mieć spokój na jakiś czas. Jest jeszcze masa długów do spłacenia, ale chociaż nie grożą nam wyrzuceniem na bruk. Odświeżenie lokalu pomogło trochę załagodzić sytuację. Musimy teraz skupić się spłacie kredytu do końca i wzmożonym ruchu klientów. To nasza szansa.

– Wiem – opuściłam lusterko na kolana i spojrzałam wprost na urokliwie oświetlone uliczki centralnej części miasta. – Szkoda, że aby tego dokonać musiałeś stracić swoje mieszkanie.

– Przestań – machnął od niechcenia dłonią i zwinnie ponownie wystrzelił naszym małym garbusem w ciemność. – Miało to nastąpić prędzej czy później. Zapomnijmy o tym. Kiedyś będzie nas stać na spełnienie tak przyziemnych marzeń.

– Este...– zaczęłam miękko, ale posłał mi ostrzegawcze spojrzenie znad swoich pokręconych włosów. Wiedziałam, że drżąc dalej ten temat doprowadzę jedynie do kłótni. Esteban choć znany był ze swojej przesadnie chłodnej ogłady, nienagannych manier i doprawdy paskudnego poczucia humoru był jednym z najczulszych i opiekuńczych ludzi jakich znałam. Podejmował decyzje szybko i nigdy się nie wycofywał. Skoro postanowił sprzedać mieszkanie, tym samym spłacając dużą część naszych długów i ratując nas przed upadkiem, musiałam to zaakceptować.

GOOD ENOUGHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz