6. Tymczasowe rozwiązanie.

1K 122 13
                                    

- Jesteś pewna, że nie chcesz bym z tobą pojechał? - dotarło do mnie pytanie zdane przez najlepszego przyjaciela, aktualnie przerzucającego moje ciuchy w pokoju obok. Uparł się, by posprzątać w mojej garderobie, choć oboje wiedzieliśmy, że to jedynie pretekst do tego by mógł wyrzucić po kryjomu część moich ubrań. Zwłaszcza te, które uznawał za niedorzecznie szpetne.

- Tak - odkrzyknęłam, błagając los by choć raz nie utrudniał mi życia. Doceniałam całym sercem troskę, jaką Ed okazywał mi za każdym razem gdy miałam spotkać się z Harrym w jego kancelarii prawniczej, by omówić naszą tragiczną sytuację finansową. Zauważyłam także, że z każdym kolejnym spotkaniem okazywał mi jej coraz więcej, widząc jak po potwornie długim przesiadywaniu z tym niezaprzeczalnie czarującym człowiekiem u boku, coś we mnie pęka. Może było to moją godnością. Może pewnością siebie i resztkami zdrowego rozsądku. Tego nie mogłam być nigdy pewna.

Kończyło się zawsze na tym, że Ed prosił mnie bym nie szła tam sama, a ja zawsze wyśmiewałam jego obawy. Jego obecność pozbawiłaby mnie jedynej okazji do tego, by bezczelnie ekscytować i delektować chwilami sam na sam z moim owocem zakazanym. Choć było to chore i niesmaczne. Zwłaszcza, że do cholery, był on nadal narzeczonym mojej siostry bliźniaczki. I doskonale o tym wiedziałam, ale tylko do momentu, w którym spojrzałam w jego oczy i czułam jak nogi się pode mną uginają. Wtedy pozostawałam już jedynie sam na sam ze swoimi pragnieniami, gdyż mój mózg wyjeżdżał na krótki urlop na Kostarykę.

- Jak wyglądam? - spytałam, gdy wszedł do kuchni, w której szybko pochłaniałam śniadanie złożone z płatków z mlekiem i kawy.

- Naprawdę chcesz znać moją opinię na ten temat? - spytał, mierząc mnie wzrokiem krytycznie z góry na dół. Tak. Miałam na sobie zbyt obcisłą spódnicę i bluzkę odsłaniającą sporą część moich piersi. I co z tego?

- Chyba nie - odparłam naburmuszona i włożyłam miskę po śniadaniu do zlewu. Całkowicie przepełnionego brudnymi garnkami zlewu może dodam.

- Nie powinnaś brać tego mleka - zignorował mnie kompletnie, chwytając po karton stojący na blacie. - Jest przeterminowane od tygodnia.

- Zawsze takie piję i jakoś żyję.

- No właśnie. Jakoś - znowu rzucił kąśliwą uwagę, a ja nie mogąc już więcej tego znieść, oparłam dłonie na biodrach gotowa do kłótni stulecia. Znałam już nawet jej powód. To było dość proste i przewidywalne, prawda?

- Z czym ty masz dzisiaj właściwie problem, Esteban?

- Z tobą - zawołał i wskazał na mnie dłonią. - I z twoim brakiem godności. Wiesz, że ona jest za darmo? Możesz jej mieć tyle ile zechcesz. Nie wzbogacisz się, rozdając ją na prawo i lewo.

- Och zamknij się. Na moim miejscu zachowywałbyś się tak samo.

- I tutaj się mylisz - powiedział dumnie i w roztargnieniu poprawił mojego koka na głowie, z którym męczyłam się od dobrej godziny. Tak. Chciałam wyglądać idealnie. I miałam do tego prawo. Przerażało mnie to, że tłumaczyłam się przed samą sobą. Co ja robiłam ze swoim życiem. Nawet złość, którą Ed odczuwał w stosunku do mnie nie była wstanie powstrzymać go przed jego denerwującym perfekcjonizmem. - Nigdy bym nie zarywał do partnera mojej siostry.

- Nie zarywam do niego. A ty nie masz siostry i nie wiesz nawet o czym mówisz.

- Mam ciebie i nadal nie zmieniam zdania. To paskudne. Nawet jak na nas.

- Ja tylko z nim pracuję - rzuciłam w swojej obronie. Resztki godności. Właśnie je traciłam wraz z rumieńcem złości wykwitającym na moich policzkach.

GOOD ENOUGHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz