29. Jedno z nas.

247 36 7
                                    

- Musimy się stąd wydostać. Nie zniosę bycia tutaj o nawet chwilę dłużej.

- Przestań - powiedział, a złoty brokat w jego włosach zabłysł zawadiacko. Patrząc na Estebana w blasku chwały namacalnie odczuwałam poczucie winy.  - Ja się wyśmienicie bawię.

- Ty, nie ja. Tylko jedno z nas.

- Nie rozumiem, co ciebie aż tak rozeźliło - był w swoim żywiole. Muzyka na żywo. Złoto i blichtr na każdym kroku. Ciężki zapach drogich perfum i darmowy szampan rozdawany na każdym kroku. Właśnie sięgał po kolejny ze srebrnej tacy, mijającego nas kelnera.

- On - syknęłam, posłusznie przyjmując od niego musujący trunek. Bijący chłód, od pochwyconego w dłoń, wysokiego, smukłego kieliszka, był wyjątkowo przyjemny w panującej wokół duchocie. - To, że ma czelność istnieć w mojej obecności.

- Sama go tutaj przyprowadziłaś.

- Dobrze wiesz, że nie miałam innego wyjścia.

- Dobrze wiesz - powtórzył udając mój ton głosu, za co spiorunowałam go spojrzeniem. - że od samego początku uznawałem to za zły pomysł.

- Nie mam zamiaru się z tobą o to licytować.

- I tak bym wygrał - jego towarzystwo powoli zaczynało działać mi na nerwy. Ed będący w wyśmienitym nastroju bywał potwornie irytujący. Nie wiedziałam, czy wynikało to z tego, że resztki jego delikatności wobec mnie, przechodziły w niepamięć i pozwalał sobie na bolesną szczerość, czy była to mieszanka cekinów i szampana.

Niczym wilk wywołany z lasu, Charles ukazał się w wejściu do sali po raz kolejny tego wieczoru, olśniewając swoim wyglądem otaczający go wianuszek kobiet. Miałam ochotę go wtedy zabić. Nawet nie chciałam swoimi myślami wracać do tego, co wydarzyło się pomiędzy nami zaledwie kilka chwil wcześniej. 

Niezręczne pozowanie do zdjęć. Niechciany dotyk. Sztuczne uśmiechy. Aż skrzywiłam się na samą myśl. Do końca życia miałam zapamiętać, by unikać ksiąg pamiątkowych. 

- Zabiję go.

- Wyglądasz, jakbyś chciała go pocałować.

- Nie gadaj bzdur - powiedziałam obruszona, odrzucając w roztargnieniu włosy z twarzy. Minęły nas po raz kolejny najbliższe przyjaciółki Stelli, patrząc na mnie z niechęcią. Westchnęłąm jedynie głośno po raz kolejny tego wieczoru i stanęłam plecami do wejścia do sali. Musujący napój odnalazł drogę do moich ust, dając mi odrobinę ochłody. Wzrokiem wyszykiwałam wyjścia na ogród, błagając o choć najmniejszy powiew świeżego powietrza. Było na tej sali zdecydowanie zbyt gorąco. Włosy kleiły się mi do karu, strumyczek potu spływał mi po posmarowanych brokatem plecach. Nawet otwarte na oścież okna, sięgające samego sufitu, nie były wystarczające.

- Porozmawiałaś z nim? -  Ed spytał ponownie, tym razem innym tonem. Łagodniejszym. Mniej zawadiackim. Tym razem był poważny. W takich momentach miałam wrażenie, że jestem o wiele bardziej krucha niż mi się wydawało. Jego nagła łagodność powodowała we mnie pewnego rodzaju niepokój. Zanim się obejrzałam, już zaplatałam dłonie na swojej piersi w pozycji obronnej.

- Nie mam z nim o czym rozmawiać - wzruszyłam ramionami, jakby było mi to obojętne. Oboje wiedzieliśmy, że to nie prawda. - Za każdym razem gdy tylko otwierał usta, zastanawiałam się, czy chcę go rzucić z mostu czy...

- Pocałować? - powiedział Ed ze śmiechem, doprowadzając mnie tym do szału.

- Czy mógłbyś przestać? - spytałam, agresywniej, mierząc go gniewnie spojrzeniem.

- A mogę wybrać? - usłyszałam tuż obok swojego ucha. Nagle kieliszek z szampanem, którego przed chwilą trzymałam w dłoni, wypadł mi z dłoni i potoczył się na miękki czerwony dywan, oblewając nasze stopy lepkim płynem.

GOOD ENOUGHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz