7. Cel nieosiągalny.

907 115 8
                                    

Na samym początku myślałam, nie, byłam pewna, że mnie sparaliżowało. Nie byłam w stanie poruszyć ani jedną kończyną swojego zdewastowanego ciała. Nawet najmniejszym palcem u stopy. A potem dotarło do mnie dlaczego. Nawet nie starałam się tego uczynić. Parszywy ból napływał rytmicznymi falami do mojego biednego mózgu, przyprawiając mnie o mdłości. Jęczałam cicho z bólu, błagając o litość. O ułaskawienie. Rzadko kiedy piłam, a gdy już ostatecznie się do tego zabrałam, zawsze kończyło się tak samo. Budziłam się z kacem mordercą, marząc o tym by choć raz czas popłynął szybciej niż zwykle i przyniósł mi kolejny, nowy i tym razem rześki poranek. Tym razem było jednak inaczej i dotarło to do mnie, gdy zorientowałam się, że otula mnie zupełnie nieznany mi zapach, a pościel w której leżałam była o wiele grubsza od mojej własnej. Uniosłam nieznacznie jedną powiekę i od razu tego pożałowałam. Blask słońca mnie poraził i wywołał całą falę nieprzyjemnych wypadków następujących jedno po drugim.

Szarpnęłam swoją zdrętwiałą ręką, by zakryć nią oczy, przez przypadek uderzając śpiącą obok mnie osobę prosto w twarz. I nie zrobiłabym z tego problemu, gdyby w zwolnionym tempie nie dotarło do mnie, że ja przecież, nie miałam do cholery, z kim dzielić łóżka. Potem zerwałam się jak oparzona z posłania wykrzykując stek przekleństw, który zaskoczył nawet mnie samą. Gdy spod pościeli wyłoniła się zaspana twarz Charlesa, zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej. Zaczęłam cofać się z miejsca domniemanej zbrodni, nie mając pojęcia, że stoi za mną niezła sterta książek. Oczywiście się o nią wywróciłam, a Charles nie mogąc znieść więcej z tej dziecinady, zaczął się śmiać. Z całego serca.

- Co ja do cholery robię w twoim łóżku?

- A skąd pewność, że jest ono moje?

- Gdzie jesteśmy? - wystękałam, podnosząc się z lodowatej ziemi.

- U mnie w mieszkaniu – spojrzałam na niego jak na skończonego idiotę.

- Przezabawne. Zwłaszcza to z łóżkiem – mój cynizm mógł swoją dawką zwalać z nóg.

- To dziwne, że najpierw nie spytałaś jakim cudem obudziłaś się ze mną u boku.

- Bo z góry założyłam, że między nami do niczego nie doszło. Nie masz na to szans.

- Chyba powinienem się za to na ciebie obrazić – odparł i potarł twarz dłońmi sfrustrowany.

- Dlaczego spałeś razem ze mną? Nie masz jakieś kanapy czy coś?

- Nie – odpowiedział prosto i opadł na poduszki z cichym jękiem. - Miałem nadzieję, że obudzisz mnie w trochę inny sposób.

- Jaki?

- Mniej...dramatyczny.

- Wybacz, że zniszczyłam tobie twoje marzenia senne.

- Czy mogłabyś choć na chwilę się uciszyć i wrócić do spania? - splotłam ręce na swojej piersi i tylko na niego patrzyłam. Nie miałam zamiaru dzielić z nim łóżka. Nie po takim poranku i zdecydowanie nie, gdy nie miałam bladego pojęcia jakim cudem wylądowałam u niego w mieszkaniu. Czy muszę dodawać, że koszmarnie śmierdziałam alkoholem? To było takie niezręczne. Zmierzył mnie wzrokiem z góry do dołu. Poruszyłam się nieznacznie na swoim miejscu. Przewrócił oczami i zaczął formować z poduszek mur na samym środku łóżka. - Zadowolona? I tak bym cię nie dotknął. Nie wiem dlaczego upierasz się przy tym, że byłoby inaczej.

- Bo w jakiś dziwnie pokrętny sposób chyba cię znam, Charlie.

- Chyba niezbyt dobrze, bo bym tego nie zrobił. Na pewno nie teraz, zwłaszcza gdy wyglądasz jak cholerne nieszczęście i podobnie śmierdzisz.

GOOD ENOUGHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz