30. Nić Ariadny.

288 34 14
                                    

Otaczająca nas cisza była wymowna. Była drżącym oczekiwaniem. Ciężarem wcześniej wypowiedzianych słów. Słodyczą krążących w powietrzu kłamstw. Całunem napięcia i wszystkim tym, czego nie potrafiliśmy powiedzieć na głos. Była tęsknotą i nieprzespanymi nocami. Była powracającymi wspomnieniami. Była żalem i stratą. Najbardziej w tym wszystkim, była jednak przepaścią i kontrastem między tym, co było kiedyś, a jest teraz.

Ciszę dało się usłyszeć.

W tej, która otaczała nas w tamtej chwili, usłyszałam wszystko to, czego potrzebowałam a nie pragnęłam.

Echo tej ciszy obijało się boleśnie o głośne bicie mojego serca. Jeszcze tylko kilka chwil, powtarzałam sobie w duchu. Musiałam wytrzymać jeszcze tylko chwilę. Właśnie wtedy usłyszałam cichy szelest jego marynarki. Odsunęłam się od niego zanim miał szansę mnie dotknąć. Nawet jeśli nie zamierzał. Nawet jeśli chciał tylko poprawić swoje włosy. Strzepnąć nieistniejący pyłek ze swojej białej marynarki. Włożyć dłonie do kieszeni.

Zerknęłam na niego niechętnie kątem oka i od razu tego pożałowałam. To, że wyglądał boleśnie kusząco, było niedopowiedzeniem. Każdy milimetr jego twarzy aż krzyczał o uwagę. Od mocno zarysowanych kości policzkowych muśniętych złotem, po skronie, przy których zaczęły mu się uroczo kręcić czekoladowe loki. Ciemne brwi zmarszczyły się napotykając moje pełne niechęci spojrzenie, a pełne, różowe wargi zacisnęły w wąską linię. Nie miałam śmiałości spojrzeć mu w oczy, gdy byliśmy sami. Odsunęłam się od niego o kolejnych kilka centymetrów, nie mogąc znieść ciepła jego ciała obok siebie. Jego zapachu w powietrzu.

- Eleanor czy to mnie w ogóle słuchasz? - głos Estebana docierał do mnie falami.

Wtedy nauczyłam się drugiej rzeczy. Wspomnienia potrafiły być najgorszą formą tortury.

- El - zaczął swoim irytująco niskim głosem, jednak natychmiast go uciszyłam.

- Nie pozwoliłam ci się odzywać - wysyczałam w jego stronę najciszej jak potrafiłam. - Uśmiechnij się szeroko i miejmy to już za sobą - przyglądający się nam od dłużej chwili fotograf, w zastanowieniu przygryzł dolną wargę i ponownie uniósł do góry swój gigantyczny aparat. Miałam później zadbać o to, by te zdjęcia nigdy nie ujrzały światła dnia.

- Czy mogliby Państwo... - zaczął błagalnie, gestykulując delikatnie byśmy stanęli bliżej siebie.

- Nie - odpyskowałam. - Zrobił ich już Pan z tuzin.

- Żadne z nich nie nadaje się do księgi pamiątkowej - odparł jedynie zirytowany.

- I tak nie chcę w niej być. Idę - powiedziałam prosto i postawiłam krok przed siebie, jednak dłoń Charlesa na moim łokciu, powstrzymała mnie przed ucieczką. Zgrabnym ruchem przyciągnął mnie do siebie i ustawił się szybko do zdjęcia, zanim zdążyłam się na niego wydrzeć. Uniosłam jedynie na niego swoje spojrzenie, a potem oślepił mnie trzask lampy błyskowej.

Nasze spojrzenia się ze sobą spotkały, a ja na chwilę znowu znalazłam się na zakurzonym poddaszu, zamku skąpanego w blasku milionów gwiazd. Kolejny flash przeszedł w kolejne niechciane wspomnienie. Nie mogłam tego znieść. Tego srebrno-szarego spojrzenia. Jego dotyku. Namolnego fotografa. Bycia na tamtej imprezie. Chciałam uciekać i zastanawiałam się, dlaczego jeszcze tego nie uczyniłam. Po kolejnym uderzeniu lodowatej lampy błyskowej, mroczki zatańczyły przed moimi oczami wraz z pulsującymi okręgami, kompletnie pozbawiającymi mnie jasności widzenia. Poczułam jak jego dłoń mocniej zaciska się na moim łokciu, przyciągając mnie mocniej do siebie. Nagle poczułam ciepło jego ciała bliżej niż bym tego sobie życzyła. W akcie desperacji odepchnęłam go od siebie z taką siłą, że aż sama się od niej zatoczyłam do tyłu. Trzask aparatu ustał, a ja poczułam jak moją twarz zalewają gorące rumieńce poniżenia. Oddychałam szybko, nie potrafiąc na nich spojrzeć.

GOOD ENOUGHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz