22. One błyszczą dla ciebie.

1.1K 106 33
                                    

*czytamy z piosenką!*

Otwierając i zamykając oczy po raz pierwszy nie dostrzegałam większej różnicy. Czerń była nadal czernią. Błyszczące pod powiekami punkciki nie znikały gdy otwierałam leniwie powieki. Blask tych drugich nie był tak intensywny, tak onieśmielający. Były przecież zawieszone nade mną na tyle daleko, by ich skrzenie zdawało się być niemalże nieśmiałe. Chłodniejsze. Tak spokojne. Zawsze tam gdzie go szukaliśmy. Zawsze takie same, na tym samym niebie, które wyglądało niezmiennie, nie ważne z jakiego miejsca na ziemi się je obserwowało. Pod jakim kątem. Z kim u boku. Walcząc z jakimi emocjami. Czasem ta myśl koiła moje smutki. Że może czasem patrzyłam na tą czerń wraz z osobami, za którymi tak tęskniłam. W tym samym momencie uniosłam wzrok w górę napotykając na znaną nam na pamięć siateczkę gwiazd. Widząc podobny bezkres. Może nawet myśląc o czymś podobnym. Byłam znużona ciągłym biegiem, gnaniem przed siebie, wielkim rozproszeniem swojego własnego serca. Bo ostatnio robiłam absolutnie wszystko, by nie pamiętać jak bardzo tęskniłam.

Otworzyłam oczy ponownie i nad sobą ujrzałam wysoką sylwetkę mężczyzny, przecierającego energicznie świetlik nad moją głową. Poruszyłam się nieznacznie na swoim miejscu, czując jak każda drewniana deska pod moimi plecami boleśnie wbija się w moją skórę. Nawet jeśli leżałam na grubym, zakurzonym i pachnącym wilgocią kocu, przykryta ciepłą marynarką, którą wręczył mi Charles, obawiając się, że się przeziębię. Z każdym ruchem jego dłoni, w której ściskał szarą ścierkę, małe okienko nad nami się przejaśniało, aż mogłam z zapartym tchem obserwować nieskończoność rozpościerającą się nad nami. Zadowolony z siebie brunet położył się obok mnie, ramię w ramię, patrząc ponad siebie z równie zamyśloną miną, co moja. Nie mogłam powiedzieć, że zapadła wokół nas cisza. Pod nami nadal bardzo głośno grała muzyka. Podłoga, na której leżeliśmy drżała od niej boleśnie.

- I co o tym myślisz? - dotarło do mnie jego cicho zadane pytanie. Obserwowałam z zachwytem rozpościerającą się nad nami Drogę Mleczną, której nie można było dostrzec nawet w najspokojniejszą i najbardziej bezchmurną noc w Brighton. Było tam z byt jasno. Tutaj, z dala od zgiełku, poczułam jakbym na nowo zaczęła dostrzegać piękno otaczającego nas świata. Jakbym nagle ponownie stała się jego integralną częścią. Tak malutką i nic nieznaczącą, że na chwilę poczułam się zatrważająco przytłoczona.

- Leżąc tutaj jako dziecko nigdy nie czułeś się samotny? - spytałam, wzrok przenosząc z rozgwieżdżonego nieba na ramę umieszczonego nad nami okna. Łuszczyła się na nim niebieska farba w sposób, w na tyle irytujący, że miałam ochotę wstać i obdrapać ją własnymi paznokciami. Na samą myśl o tak satysfakcjonującej czynności, zaświerzbiły mnie palce.

- Nigdy.

- Ktoś kiedyś mi powiedział, że te gwiazdy, które widzimy teraz, mogą od setek tysięcy lat, może nawet milionów już nie istnieć. A blask, który dostrzegamy to jedynie ich pośmiertne echo.

- Gdy przedstawiasz to w ten sposób można rzeczywiście poczuć się cholernie samotnym.

- Jakbyś był ostatnim człowiekiem na tej ziemi.

- To ma i swoje plusy – poczułam lekki ruch obok siebie. Jego ciepła dłoń musnęła moją. - Miałabyś ten widok tylko i wyłącznie dla siebie. One wszystkie świeciłyby tylko dla ciebie – ujrzałam nad sobą jego dłoń wskazującą na niebo.

- No właśnie, tylko dla mnie. Z kim mogłabym się wtedy podzielić swoim zachwytem? Wszystko wydaje się o stokroć piękniejsze gdy jest komu o tym powiedzieć, lub z kim podzielić się taką chwilą. Samotność w towarzystwie takiego ogromu byłaby nie do zniesienia.

- Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób – dosłyszałam jego głos tuż przy swoim uchu. Powoli odwróciłam twarz w jego stronę, by napotkać na błyszczące w ciemności oczy. Swobodnie opierał głowę o podłogę i po prostu mi się przyglądał. Jak oboje skrzymy się od otulającego nasze ciała blasku gwiazd. Gwiazdy zalały nas nim, gdy wokół nas panowała nieprzenikniona ciemność. Niczym blaskiem reflektora, którym był wszechświat. - Gdy teraz o tym myślę, dociera do mnie, że masz rację. To niebo nigdy nie było równie piękne, jak dzisiaj w nocy. Gdy to ty tutaj ze mną leżysz – patrzyłam jak kurz w nikłym blasku księżyca tańczył nad jego twarzą. Jak miękko opadał na jego policzek. Jak tragicznie idealnie wyglądał w tamtym momencie. Walczyłam z chęcią dotknięcia jego twarzy tylko po to, by przekonać się, że on naprawdę istnieje. 

GOOD ENOUGHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz