Cisza między nami zaczynała być krępująca. Czułam jednak, na sobie wypalający wzrok mamy, co nie pozwoliło mi kończyć śniadania w komfortowej atmosferze. Nie dość że w szkole to jeszcze w domu nie mogę jeść w spokoju.
- Jak w szkole? - odezwała się w końcu, odstawiając kubek po kawie do zlewu.
Rzadko mogę usłyszeć takie pytanie z ust mojej rodzicielki, gdyż zawsze mówi tylko o pracy i tylko nią się najbardziej przejmuje. Ale nie jest wyrodną matką, kocha mnie i ja też ją kocham, po prostu każdy ma swoje obowiązki, mama ma ich za dużo. Bycie przewodniczącą rady miasta to chyba męcząca praca.
- Dobrze, poznałam koleżankę.
- Ooo jak się nazywa? - w jej oczach aż pojawiły się iskierki, jakby usłyszała coś nieprawdopodobnego. Zresztą to było coś nieprawdopodobnego, nie pamiętam kiedy ostatni raz powiedziałam, że kogoś poznałam.
- Waliyha. - puściłam w stronę matki marny uśmiech wstając od stołu. - Jest nowa.
- Dogadujecię się? Zaproś ją kiedyś do nas.
Najwyraźniej bardzo się podnieciła, tą informacją. Mówiła tak jakbym miała zrobić wszystko aby dziewczyna została moją przyjaciółką. Znam ją jeden dzień, przecież nie zaproszę jej od razu na piżama-party.
- Uhm.. ja już muszę lecieć do szkoły. Pa. - wolałam jak najszybciej uciec, niż zatracać się w temacie Waliyhy.
Usłyszałam jeszcze "Miłego dnia skarbie" i już mnie nie było.
Co chwilę ukradkiem zerkałam na moją sąsiadkę z ławki, obserwując jej idealną twarz. Waliyha była najładniejszą dziewczyną jaką widziałam. Miała idealne pełne usta, błyszczące piwne oczy, szczupłe kości policzkowe. Nie masz do niej startu Amy. A jednak siedzi tuż obok mnie, jak to możliwe? I dlaczego ja? W szkole jest tyle różnych dziewczyn, zabawniejszych, ładniejszych, rozmownych.
- Co tak patrzysz? - zachichotała brunetka, patrząc na mnie z rozbawieniem.
Zawstydziłam się, na pewno czuła się nie komfortowo czując na sobie moje przeszywające spojrzenie, a ja jak idiotka byłam w nią zapatrzona jak w obrazek.
- Jaa...tylko... uważam że jesteś bardzo ładna. - po co to powiedziałam? Natychmiast oblałam się rumieńcem, co za idiotka ze mnie.
- Ty też jesteś bardzo ładna. - stwierdziła.
Co powinnam odpowiedzieć? Na pewno powiedziała to z grzeczności, wprawiłam ją w zakłopotanie. Siebie zresztą też. Wlepiłam wzrok w zeszyt wypełniony rachunkami i liczbami, postanowiłam się już zamknąć.
Następna lekcja była luźna, pan od chemii nie jest wielce wymagający. Za zadanie postawił nam zrobienie doświadczenia dymkowego. Polegało ono na zmieszaniu odpowiednich substancji, tak aby powstał szary dymek.
Każdy stał przy jednym stoliczku na którym miał porozstawiane, potrzebne rzeczy. Waliyha była w drugim końcu sali, trudno, nie muszę jej mieć na wyłączność. Za to ja byłam wręcz, oblężona dziewczynami, które skłębiły się przy jednym stoliku. Kogo? Zayna... pech chciał, żebym miała obok niego stanowisko pracy.
Wszystkie stały czy to za nim, czy to przed nim, czy też obok niego i robiły maślane oczka, bawiły się włosami lub trzepotały rzęsami. Każda próbowała zwrócić jego uwagę na siebie. Jemu to raczej nie przeszkadzało. Pozwalał na masaż pleców czy zabawę jego włosami.
Katniss siedziała mu na kolanach, nie spuszczała z niego wzroku, szeptała mu co chwilę do ucha, albo głaskała go po policzku, najwyraźniej z nim flirtowała. Nie rozumiem jak nauczyciel nie reaguje na takie zachowanie. Chłopak szczerzył się od ucha do ucha, trzymając blondynkę za udo i gapiąc się w jej dekolt który był o wiele za duży. Patrząc na to cofało mi się drugie śniadanie, dlatego postanowiłam zająć się pracą.
Jestem dobra z chemii, to zadanie do wykonania to dla mnie pestka, jednak utrudniało mi to wciąż pchające się dziewczyny, które szturchały mnie próbując być jak najbliżej bruneta. Próbowałam nawet odsunąć trochę moje biurko od tej orgii, jednak ani drgnęło.
Prawie kończyłam, jedyne co musiałam zrobić to nalać wody z kranu do fiolki z niebezpiecznie żrącą substancją. Musiałam bardzo uważać dochodząc do umywalki chemicznej, która znajdowała się 5 kroków ode mnie. Przechodziłam właśnie obok zgromadzenia Malika kiedy poczułam jak ktoś mnie popchnął.
Usłyszałam jedynie kogoś syknięcie i ból mojego bezwładnie opadającego ciała, uderzające o podłogę.
Leże plackiem na środku sali, chyba nic nie może być bardziej upokarzającego. Dopiero po chwili podnoszę się, patrząc co się dzieje. Zayn trzymający się za dłoń syczący przy tym z bólu. Co ja narobiłam, musiałam oblać go kwasem którym niosłam. Podleciałam spanikowana do bruneta.
- O matko, ja..ja.. przepraszam. - jąkałam się, tak mi było głupio.
- Ty niezdaro, zobacz co mi zrobiłaś. - warknął wskazując na poranioną rękę.
Niespodziewanie zjawił się pan Philips. Natychmiast podleciał do chłopaka, gromiąc mnie wzrokiem.
Pociągnął go w stronę kranu i włożył rękę pod zimną wodę. Przez to chłopak jeszcze głośniej syknął. Czułam na sobie wzrok całej klasy, wszyscy byli dość zdezorientowani. W koncie dostrzegłam Jade, która miała na twarzy wymalowany uśmiech rekina. Patrzyła mi prosto w oczy bezczelnie się śmiejąc. Ni stąd ni zowąd Katniss musiała mi przypiec.
- Naucz się chodzić, ciamajdo. - zmierzyła mnie wzrokiem i podeszła do Malika.
Czułam że ktoś mnie popchnął, to nie była moja wina. - Układałam sobie w głowie wytłumaczenie, którego i tak nie powiem. Moim zbawieniem był dzwonek, rzuciłam krótkie spojrzenie w stronę Zayna i szybko wybiegłam z sali.
- Amy, Amy! - nie odwróciłam się, chodź znałam ten głos.
Dobiegła do mnie Waliyha, nie spojrzałam na nią, byłam zbyt zdenerwowana, szłam żwawym krokiem przed siebie.
- Hej, uspokój się, nic się nie stało, to był wypadek. - ma rację, czy tylko ona mnie rozumie?
Przystanęłam.
- Powiedz to całej reszcie klasy... - mruknęłam, w końcu patrząc jej w oczy.
Jestem raczej zła na wszystkich co uważają że to moja wina niż na siebie. Wyraźnie czułam że ktoś mnie popchnął, nie potknęłam się o własne nogi. Dobrze że to była moja ostatnia lekcja.
- Odprowadzę cię do domu, pogadamy. - zaproponowała dziewczyna. Nadal nie rozumiem czemu mi pomaga, czemu ze mną rozmawia. Wiedziałam jedno - jest dla mnie otuchą, wsparciem, potrzebuje ją.
- A więc mówisz, że twoja mama jest przewodniczącą rady miasta, a tata mecenasem? - dopytała, lekko zdziwiona.
- Tak, ale to nie tak że nie zwracają na mnie uwagi, po prostu dużo pracują. - stwierdziłam, szczerząc się do dziewczyny. Przy niej uspokoiłam się i zapomniałam o tamtym wypadku.
- My przeprowadziliśmy się, dlatego że mama znalazła tu pracę przy której może spokojnie wracać do domu na noc.
- To czym się wcześniej zajmowała?
- Była dziennikarką, szef nie dawał jej spokoju i kazał pracować po nocach. Mama chciała spędzać więcej czasu z nami, odkąd tata odszedł robi wszystko abyśmy mieli dobrze. - lekko się zszokowałam tym co powiedziała. Rozbita rodzina?
- Przykro mi. - spojrzałam na brunetkę.
- Nie szkodzi. - uśmiechnęła się - A Emy, zapomniałabym, przyniosłabyś mi jutro zeszyt z matmy? Pani mówiła że muszę nadrobić parę rozdziałów a sama nie dam sobie rady. - dodała ze zgorzkniałą miną.
Nie zostawię jej w potrzebie, przyniosę jej ten zeszyt mimo że by to oznaczało spotkanie Zayna. Jasne że nie tryskam radością z tego powodu. Boje się że jak mnie zobaczy to mnie zabiję...
- Nie ma sprawy, gdzie mieszkasz?
- Na Follow Streat 32.
- Wiem gdzie to jest.
- To super, do zobaczenia. - puściła mi oczko, dopiero teraz zdałam sobie sprawę że jestem już pod swoim domem.