Zmierzałam właśnie w kierunku kawiarenki Brill. Było to jedno z moich ulubionych miejsc. Uwielbiałam przesiadywać tam godzinami sącząc czekoladowego shaka i czytając książkę. Najlepsze było to, że stoliki były także na dworze, co na pewno dziś bardzo sprzyjało przy takiej pogodzie.
Postanowiłam skrócić sobie drogę i szłam przez park który wyglądał bajecznie w promieniach słońca. O tak, ten park to moje drugie ulubione miejsce w tym mieście. Gęste, zielone korony drzew zasłaniały błękitne niebo, złociste liście tworzyły piękne dywany na betonowych alejkach a wiatr nadawał kojącego szumu dla moich uszu. Już dawno w Londynie nie było tak ładnej pogody.
Przystanęłam tuż przed niewielką kawiarenką, zapewne Daniel będzie siedział gdzieś przy stoliku na zewnątrz. Rozglądnęłam się i w końcu znalazłam. Był ubrany w granatową koszulkę i czarne spodnie, włosy powiewały mu przez porywisty wiatr a spojrzenie miał utkwione w szklankę przed sobą. Mimo iż jest w moim wieku, wygląda na o wiele starszego. To pewnie przez ten kilkudniowy zarost i powagę na twarzy.
To będzie nasze pierwsze osobiste spotkanie. Pierwsza rozmowa, nie licząc tej u niego w domu. Wtedy nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu, ale dziś wszystko sobie wyjaśnimy. Przecież mamy tyle wspólnych wspomnień, rozmowa musi się kleić.
Jestem przekonana, że jemu także jest trudno. Czy się denerwuję? Strasznie. Ręce trzęsą mi się a oddech mam przerywany.
Nie daje mi spokoju jedno bolesne wspomnienie.
To nie był jej najlepszy dzień. W szkole znów została upokorzona na oczach całej klasy. Pokłóciła się z rodzicami a na dodatek przypaliła obiad. Nie mówiąc już o upływie kolejnego miesiąca bez wieści od Daniela, to najbardziej ją dołowało.
Poszła do sklepu aby kupić mrożone warzywa. Nie mogła przecież podać rodzicom do stołu przypalonych kotletów.
Mijając kolejne działy z żywnością ujrzała znajomą kobietę. Przypatrywała się jej przez chwilkę po czym stwierdziła że to ona, to matka Daniela. Bez zastanowienia niemalże podbiegła do niej a w jej oczach pojawiły się iskierki szczęścia.
- Dzień dobry pani Sanchez. - przywitała się ze starszą kobietą, która dopiero teraz ją zauważyła.
- O, witaj Amy. - posłała jej szeroki uśmiech.
Dziewczyna lekko zmieszana bała się jej spytać co u jej przyjaciela. Bała się odpowiedzi. Wiedziała jednak że tylko w taki sposób może się dowiedzieć dlaczego nie daje znaku życia.
- Ja um... chciałam spytać czy u Daniela wszystko w porządku. Nie odzywa się do mnie. - powiedziała przygnębionym głosem i spuściła wzrok na swoje buty. Było jej głupio że musi o to pytać jego matki. Miała nadzieje jednak, że da jej jakieś racjonale wyjaśnienie, które nie zaboli tak bardzo.
- Och skarbie to ty nic nie wiesz? - zapytała zdziwiona - Daniel trzy miesiące temu wyjechał do Norwegii, do wymarzonej szkoły prywatnej. Nie rozumiem dlaczego nie dał ci o tym znać. -
W tej chwili Amy czuła jak jej serce zostaje rozdarte. To gorsze niż sobie wyobrażała. Wyjazd? Nie mogła w to uwierzyć, wiedziała że teraz nie ma już nikogo. Zostawił ją. Została sama...znowu.
Nie chciała znać szczegółów jego wyjazdu, po wypowiedzeniu marnego "do widzenia" odeszła.
Otworzyłam oczy przerywając wspomnienia. Nie mogłam teraz o nich myśleć, teraz gdy mam szansę go odzyskać.
Westchnęłam głośno i podeszłam do naszego miejsca.
- A pamiętasz jak ten rybak gonił cię z patelnią po molo, za to że wypuściłeś jego ryby z powrotem do morza? - wybuchłam śmiechem mając przed oczami tą sytuacje sprzed kilku lat.
- Hej! To ty mi kazałaś to zrobić. - oburzył się Daniel który także zaśmiał się gardłowo.
Żarty i przypominanie dawnych czasów trwały już dobre dwie godziny. Oczywiście wpierw były przeprosiny, wyjaśnienia i moje wybaczenie.
Wszystko mi wyjaśnił. mówił że to rodzice wysłali go do szkoły w Norwegii, mimo że nie chciał tam jechać. Na jego uczelni panowały twarde zasady, nie można było mieć telefonów komórkowych. Jednak zapewniał, że tęsknił i chciał bardzo wracać.
Czy mu uwierzyłam? Tak, nie widziałam powodu żeby kłamał. Wiem jacy są jego rodzice, pragną aby ich jedyny synek miał wykształcenie i dobrą pracę. Znam to.
Ale nie miałam ochoty już rozmyślać o przeszłości, która dręczyła mnie dwa lata. Najważniejsze że on wrócił i jest tu. Siedzi obok mnie.
- A jak w szkole? Co u Monic i Jade? - zapytał.
Świetnie, wkroczyliśmy na nieprzyjemny dla mnie temat. Nasze śmiechy ucichły a ja zastanawiałam się co mu powiedzieć. Przyznać się do opinii kujonki i odludka? Prędzej czy później i tak by się dowiedział.
- Cóż, dużo się zmieniło. - zaczęłam nieśmiało - Nie przyjaźnie się już z nimi, wybrały Katniss Nover. - spuściłam wzrok, nerwowo zaczęłam bawić się palcami.
- Zawsze wydawały mi się fałszywe. Ale poznałaś kogoś nowego? - dopytywał.
Moje myśli natychmiastowo wbiegły na tor Zayna. W ułamku sekundy przefiltrowałam naszą całą toksyczną znajomość. Wszystkie spotkania, kłótnie, rozmowy, imprezy, szarpaniny. Najbardziej trafiły do mnie jego groźby dotyczące Daniela, których nawet nie rozumiem. Przecież go nie zna, znaczy tak mi się wydaję. Wyraźnie zabronił mi się z nim zadawać a ja go nie posłuchałam. Zresztą, od kiedy słucham Malika? Będę spotykać się z kim chcę. Zważając na fakt iż jest on niebezpieczny i na pewno gdy tylko by się dowiedział o tym spotkaniu, zrobiłby krzywdę Danielowi, nie powiem mu o nim. To dla jego dobra, tak będzie lepiej.
- Znasz mnie, nie łatwo przychodzi mi zawieranie nowych znajomości. - uśmiechłam się niewinnie.
Jego zielone tęczówki lustrowały mnie przez chwilę z niepewnością, ale nie wnikał w moją odpowiedź.
- A ty nadal masz swój słynny motor? - uniosłam brew upijając łyk soku pomarańczowego.
Uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów a kolczyk w jego wardze rozbłysł w promieniach słonecznych.
- Mam i trzyma się dobrze.
- I tak nigdy na niego nie wsiądę. - zaprotestowałam wiedząc jakim piratem drogowym jest ten chłopak.
Ta maszyna to jego królowa, dba o nią bardziej niż o własny pokój. Przynajmniej tak było dwa lata temu. Nie raz chodziliśmy razem na wyścigi uliczne, gdzie ścigał się za pieniądze. Musze przyznać że był całkiem niezły.
- Kiedyś cię namówię i przejedziemy się. - uśmiechnął się łobuzersko na co tylko przewróciłam oczami.
Po chwili wleciałam w zadumę. Przestałam się uśmiechać i po prostu patrzyłam na niego, myśląc nad tym jak dobrze że wrócił. Przy nim ciągle się śmieję, wystarczy jego obecność abym poczuła się jak kiedyś, szczęśliwa.
- Co? - parsknął brunet, nie wiedząc czemu patrzę na niego jak w obrazek.
- Nic, po prostu dobrze że jesteś. - ponownie wykrzywiłam usta w lekki uśmiech.
On także spoważniał. Chwycił moją dłoń która leżała na stole i ścisnął ją delikatnie. Poczułam przyjemny prąd przechodzący przez nasze palce. Spojrzałam na niego pytająco, doszukując się odpowiedzi na jego zachowanie.
- Już zawsze będę.
W naszej kawiarence nie było lodów. Cóż, postanowiliśmy przejść się do pobliskiej butki i tam kupić zimne smakołyki. Potem spacerowaliśmy po ulicach Londynu, śmiejąc się i rozmawiając o naszych rodzinach, o tym jak spędziliśmy ostatnie dwa lata, o tym co robimy teraz. Wiedziałam że mogę być przy nim sobą co dodawało mi pewności siebie i dodatkowego komfortu. Można powiedzieć, że tak wielce się nie zmienił. Nadal jest tym samym uśmiechniętym chłopakiem co kiedyś. Owszem wyprzystojniał, stał się bardziej męski ale to nadal ta sama osoba.
Mam nadzieje że nasze kontakty staną się celujące a znajomość nigdy nie legnie w gruzach.
Pobyt z Danielem zajął mi prawie cały dzień. Wróciłam zmęczona do domu, jedyne o czym teraz marzyłam to prysznic i własne łóżko.
Po wykąpaniu i przebraniu w piżamę ułożyłam się pod kołdrą i próbowałam zasnąć. W miedzy czasie usłyszałam że rodzice już wrócili, ale nie miałam siły na rozmowę z nimi. Postanowiłam udawać że śpię.
Rozmyślałam nad Zaynem. Pobyt w domku razem z nim był...nie najgorszy. Strasznie się bałam zostać tam z nim sam na sam. Jego napad złości wzbudził we mnie strach i jak się okazało zostawił mi ślad na plecach na wiele tygodni. Jednak był opiekuńczy, udawało mu się mnie rozśmieszyć i sprawić uśmiech na mej twarzy. Starał się? Na pewno przejął się tym co mi zrobił, próbował pomóc.
Scena w łazience to było coś czego nie zapomnę. Krępowałam się, ale gdzieś w głębi duszy pragnęłam jego dotyku. Albo to on sprawiał że go pragnęłam? Z pewnością zadziałałam na niego podniecająco. Nawet na to wspomnienie się czerwienie. Zayn wydaje się mężczyzną który ma swoje potrzeby, na pewno jeździ do tych swoich klubów i zalicza panienkę za panienką. Dlatego jestem mu wdzięczna że odpuścił, pokazał że można mu ufać.
Wydaje mi się że w jakimś stopniu mu na mnie zależy. Inaczej po co biłby się z chłopakami którzy mnie tkną? Czemu nie chce abym zadawała się z Danielem? Po co zabrał mnie do domku? Sądze że przez wcześniejsze życie stał się aroganckim dupkiem, wiem że potrafi być miły...na swój pokręcony sposób., Chyba gdzieś w głębi serca zaczynam go lubić.
Na drugi dzień.
Jestem w połowie drogi do domu Grece. Boję się tego spotkania, właściwie jest ona dla mnie obcą osobą. Nie znam jej w ogóle, jedynie z plotek które nie mówią o niej za dobrze.
Czasem zła jestem na siebie za to że jestem taką kujonicą, przecież nie zawsze muszę mieć zadanie domowe, czy notatki z lekcji. Najchętniej właśnie w tej chwili odpuściłabym to sobie, ale niestety jestem już umówiona. Na dodatek pozwoliłam aby mnie wykorzystała do pomocy przy jej pracy semestralnej...
Przystanęłam przed ogromnym domem, który bardziej przypominał willę. Metalowy płot sięgał dwóch metrów,na środku kostki brukowej, która oplatała całą posesje stała fontanna, wysokie i starannie przycięte krzaki oraz drzewa ozdabiały ten betonowy teren. Było tutaj pięknie, na pewno jej rodzina jest bardzo bogata. Czułam się taka zwykła i biedna patrząc na to wszystko.
- O siema! - usłyszałam głos Grece która stała w drzwiach.
Przymknęłam szybko usta, które otworzyły się ze zdziwienia. Popatrzyłam na nią z daleka, gdyż stałam pod bramą a ona nie pofatygowała się podejść.
- Wchodź. - ponownie krzyknęła.
Pchnęłam furtkę i weszłam.
- Cześć. - mruknęłam znajdując się tuż przy niej.
Otworzyła drzwi i wpuściła mnie pierwszą. Ponownie oniemiałam na widok wnętrza jej domu. Sufit sięgał dziesięć metrów, duża przestrzeń, obrazy na ścianach, białe dywany, skórzane fotele, wielkie okna. Było tu tak pięknie.
- Robi wrażenie. - nie mogłam powstrzymać się od komentarza. Pierwszy raz byłam w takim domu.
Na pewno wszystko było drogie i cenne.
- Taa każdy tak mówi. - westchnęła Grece - Chodź, usiądziemy.
Posłusznie poszłam za nią do pokoju gościnnego.
- Mamy wolną chatę. - powiedziała zadowolona rozkładając się na jednej z kanap.
Rozglądnęłam się nieśmiało za wolnym miejscem i stwierdziłam że usiądę obok na fotelu.
Spojrzałam na czarnowłosą. Jej uszy ozdabiały czarne tunele, miała dość lekki makijaż co jest nowością. Ubrana była w szare shorty i luźną białą bluzkę. Włosy były rozpuszczone i lekko potargane.
- Napijesz się czegoś?
- Nie dzięki.
- Może piwa? - zaśmiała się.
Pokiwałam przecząco głową.
- Tu masz na stoliku zeszyty z piątku, przepisz sobie ale nie obiecuje że będę miała wszystko. - stwierdziła zrywając się z kanapy.
Zabrałam się za przepisywanie a szatynka puściła głośno muzykę.
Po piętnastu minutach skończyłam. Spojrzałam na dziewczynę która świetnie się bawiła. Piła piwo i tańczyła bacznie mi się przyglądając. Raczej nie bardzo przejmowała się moim towarzystwem.
- Musiałaś być bardzo zdesperowana aby tu przyjść przepisać lekcje. - prychnęła.
- Skończyłam. - zignorowałam jej uwagę.
- Cii! - krzyknęła i podbiegła do pilota aby szybko wyłączyć kanał muzyczny.
Spojrzałam na nią zdezorientowana i obserwowałam jej ruchy.
- Słyszałaś? Ktoś jest w domu. - oznajmiła nerwowo.
Sama nie wiem jak mogła cokolwiek usłyszeć przez zbyt głośną muzykę. Rozglądnęłam się w okół ale nikogo nie dostrzegłam.
Po chwili usłyszałyśmy trzask i łomot. Spojrzałam na Grece lekko spanikowana. Ta zrobiła to samo.
- Zaczekaj tu. - rozkazała i poszła w kierunku hałasu. Wstałam z siedzenia i niepewnie zrobiłam kilka kroków w kierunku okna. Zauważyłam czarne duże auto które wyglądało odstraszająco. Przełknęłam głośno ślinę.
Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk Grece i męskie głosy.
Serce mi stanęło, przez chwilę zamarłam. Dopiero gdy ujrzałam czarną postać w kominiarce wchodzącą do salonu, otrzeźwiałam i ruszyłam do ucieczki.
Zaczęłam biec w stronę schodów ile sił w nogach. Wiedziałam że jest źle. Napad?! Jezu! Ślizgałam się na rozmaitych dywanach ledwo utrzymując równowagę. Odwróciłam się i zauważyłam że jest tuż za mną. Cholera! Jestem już przy schodach, wchodzę na pierwszy stopień i czuję uścisk na nadgarstku. Niee!
Odwracam się gwałtownie i na oślep kopie włamywacza, chyba w nogę. Już mnie nie trzyma, usłyszałam jedynie przekleństwo i jęk. Przerażona wbiegłam na pierwsze piętro, mnóstwo drzwi, które wybrać? Zanoszę się płaczem i wybieram pierwsze lepsze. Weszłam zamykając je za sobą. Stoi to jedynie szafa i jakieś łóżko. Bez wahania skryłam się w drewnianym meblu. Próbowałam nie jęczeć, nie wydawać z siebie żadnego dźwięku. Nie mogą cię znaleźć!
Huk otwieranych drzwi, zakryłam dłonią usta. Nawet nie oddychałam. Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć.
- Wiem że tu jesteś. - warknął gruby głos, przepełniony frustracją.
Zamknęłam oczy, modląc się w duchu aby sobie poszedł. Aby mnie nie znalazł. Proszę, proszę, proszę, odejdź.
- Bu.
Otworzyłam oczy i ujrzałam tą kominiarkę. Wyciągnął mnie brutalnie z szafy ciągnąc za włosy. Jęknęłam głośno jeszcze raz próbując go kopnąć ale uniemożliwił mi to. Obrócił mnie tyłem do siebie i podniósł łapiąc za talię jakbym nic nie ważyła.
- Zostaw mnie! - krzyczałam, kopałam wymachiwałam rękoma.
To na nic. On mocniej ścisnął mój brzuch powodując ogromny ból. Zaczął schodzić ze mną ze schodów prawie upadając przez moje wyrywanie się, próbowałam jakkolwiek go uderzyć.
- Zamknij się! - ryknął.
Z moich oczy znów lał się strumień łez. Gdy cudem ze mną zeszedł postawił mnie na nogach i wygiął rękę do tyłu, tak że każdy mój ruch powodował rozrywający ból.
Gdzieś niedaleko mnie usłyszałam głos który na pewno już słyszałam, krzyczał na przerażoną Grece. Spojrzałam w tamtym kierunku, ona siedziała, zapłakana jak trusia na fotelu a on stał nad nią i coś do niej krzyczał. Gdzieś w kuchni stał jeszcze jeden. Było ich trzech.
- Jest jeszcze jedna. - powiedział mój oprawca.
Tamci dwaj obrócili się w naszym kierunku ale ja patrzyłam tylko na tego obok czarnowłosej. Stał nieruchomo i patrzył na mnie, można powiedzieć że ze zdziwieniem.