Rozdział 27

34 4 0
                                    


  Zatrzymaliśmy się pod Subway'em. Jeśli Zayn chce mi pokazać swoją lepszą stronę, zaczynając od kupna kanapek w mojej ulubionej restauracji to jest na dobrej drodze.
- Chodź, zjemy coś. - Wysiadł z samochodu.
Szybko zrobiłam to samo.
W moją twarz uderzyły promienie słoneczne, które tak ładnie ożywiały całą okolicę. Jednak gdzieś w oddali można było zauważyć zbliżające się ciemne chmury, które nie zwiastowały dobrej pogody na resztę dnia.
Zayn otworzył mi drzwi i puścił przodem. Teraz będzie udawał gentlemana. Weszłam do środka i od razu poczułam ostry zapach mięsa i spalenizny. Było mało ludzi, jedynie jakaś para z dzieckiem siedziała przy wolnym stoliku i rozmawiali o czymś zawzięcie. Malik wskazał miejsce w rogu sali pod oknem i powiedział żebym tam usiadła a sam zamówi jedzenie. Tak zrobiłam.
Już po chwili szedł z tacą na której niósł dwie papierowe torby i dwa kubki. Rozsiadł się na przeciwko mnie i podsunął jedną torbę pod nos.
- Kanapka z kurczakiem, sałatą i pomidorem. Może być? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak. - Zabrałam się za rozpakowywanie. Szczerzę mówiąc byłam strasznie głodna, gdyż nie zjadłam śniadania i miałam ochotę dobrać się do kanapki niczym żarłoczny wilk. Udawałam jednak niewzruszoną.
- Właściwie dokąd szłaś? - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się gdy ujrzał jak szybko mielę w buzi jedzenie.
Przełknęłam aby odpowiedzieć.
- Do miejsca gdzie panuje cisza i spokój a tymczasem wylądowałam z tobą w Subway'u. - mruknęłam. Można powiedzieć, że wciąż byłam na niego zła przez wzmiankę o pobiciu Katniss. Nie dawało mi to spokoju dlatego szybko dodałam: - Mam nadzieje, że nie mówiłeś poważnie o pobiciu Katniss bo jeśli tak to...
- Nic jej nie zrobię chociaż nie rozumiem czemu ją bronisz, nie pamiętasz już jak cię wczoraj upokorzyła? - spiął się i wyprostował. Wlepił we mnie palące spojrzenie pod którym poczułam się bardzo mała.
- Nie szukam zemsty, ja tyl...
- To jest właśnie twój problem Amy, pozwalasz po sobie deptać i jesteś za słaba aby się postawić. - rzekł z opanowaniem i skupieniem. Miał rację i to najbardziej mnie frustrowało dlatego pozwoliłam sobie na upust słowom które drażniły mnie od wewnątrz.
- Za to ty jesteś tym niepokonanym. Nikt się ciebie nie boi huh? Nikt nawet nie powie na ciebie złego słowa bo będzie się bał, że go pobijesz. To jest lepsze od pozwalania się obrażać? Wystarczy komuś dać w zęby aby zdobyć szacunek? Raczej nie przyjmę takiej taktyki. - mówiłam to wszystko z ironią w głosie żeby tylko uświadomić mu, jak bardzo jego zachowanie jest żałosne.
Tymczasem dłonie które trzymał na stole powoli zacieśniały się ukazując wypukłe żyły. Szybko oderwałam od nich wzrok i spojrzałam mu w twarz, która wyrażała irytację ale oczy pusto mi się przyglądały.
- Myślisz, że nie mam wrogów? Otóż mam, w dodatku bardzo niebezpiecznych. Myślisz, że wokół mojego towarzystwa mogę być przerażonym chłopaczkiem który boi się własnego cienia? Wtedy już dawno bym nie żył, jak się zdążyłaś zorientować moi znajomi nie tryskają sympatią na prawo i lewo - oparł się na łokciach zbliżając twarz do mojej - Przetrwają najsilniejsi a szczególnie w moim świecie. - dodał cicho jakby wyjawiał jakąś tajemnice - I nic na to nie poradzę, że ludzie się mnie boją i omijają szerokim łukiem, takie już robię wrażenie. - Uśmiechnął się figlarnie.
Filtrowałam każde jego zdanie aby wszystko co powiedział w pełni do mnie dotarło. Po chwili zdałam sobie sprawę, że jego słowa przypięły mu plakietkę "Pan jeszcze bardziej tajemniczy" a ja sama nie wiem o czym dokładnie mówił. To, że ma wrogów to wiedziałam już dawno, ale zaczął wspominać o rzeczach w które jest wplątany zapewne z chłopakami z którymi napadł na dom Grece. Czy rzeczywiście w swoim życiu jest otoczony tymi wszystkimi złymi ludźmi, przed którymi musi być twardy i tak samo niebezpieczny jak oni? W tej chwili zdałam sobie sprawę, że nie wiele o nim wiem.
- O jakim swoim świecie mówisz? - spytałam drżącym głosem. Wzrok miałam utkwiony w swoje dłonie a słuch wytężyłam szykując się na najgorsze słowa.
- Musimy już iść. - Usłyszałam jedynie. Zawsze omija temat o sobie, czego mogłam się więcej spodziewać?
Dojedliśmy jeszcze w ciszy kanapki po czym wróciliśmy do auta.

- Dokąd tym razem? - spytałam patrząc na oddalającego się Subway'a.
- Do mnie.
Od razu przeszły mnie ciarki po całym ciele. Przypomniała mi się sytuacja w łazience i jego pocałunki składane na mojej nagiej skórze. A jeszcze potem wspólny poranek w jego łóżku. Dobrze, że patrzyłam w bok bo zapewne wyglądałam jak burak przez te wspomnienia.
- Po co?
Spojrzał na mnie badawczym wzrokiem. Ja natomiast opuściłam głowę, przyglądałam się dłonią i nagle zauważyłam, że moje rękawy są podwinięte do łokci przez co ukazują kolejne ślady na nadgarstkach stworzone przez Daniela. Nie chciałam aby to zauważył i dociekał skąd to mam, dlatego speszona szybko spuściłam materiał aż po opuszki paców.
Niestety jemu nic nie umknie. Chwycił mnie za rękę i przysunął do siebie odsłaniając rękaw.
- Zostaw. - Próbowałam wyrwać dłoń. On jednak bacznie przyglądał się zaczerwienieniom imitujące odcisk dłoni... Szlak.
- To też od uderzenia w drzwi? - prychnął z sarkazmem - Gdzie jeszcze? - dodał ostrzej.
Przez chwilę nie wiedziałam o co mu chodzi ale potem zdałam sobie sprawę, że pyta gdzie jeszcze dostałam. W tej chwili żadna wymówka nie układała mi się w głowie.
- Nie wiem o co ci chodzi.
Jego dłoń niespodziewania podwinęła skrawek mojej bluzki ukazując kolejne siniaki w okolicach pępka.
- Ejj! - krzyknęłam skutecznie go odsuwając.
Zgromił mnie spojrzeniem.
- To ślady pobicia, więc nie wciskaj mi kitu o jakichś drzwiach.
- Nikt mnie nie...
- Nie kłam. To Daniel prawda? - jego imię wręcz wysyczał.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. I tak by mi nie uwierzył a prawdę już znał. Coś głęboko we mnie nie chciało przysparzać Danielowi problemów a szczególnie, problemów z Malikiem. Gdzieś w głębi duszy chciałam czuć, że to nadal ten sam chłopak sprzed dwóch lat tylko wczoraj przed dawkę alkoholu nie panował nad swoim zachowaniem. Wiem, że to zbyt naciągane, ale wciąż tym próbowałam go usprawiedliwiać.
- Nie chcesz to nie mów, ja i tak wiem swoje.
- Przestań, to nie on. - Próbowałam zabrzmieć przekonująco ale nie do końca mi to wyszło.
Nie ciągnął już tego tematu i resztę drogi przejechaliśmy w ciszy.

Zbliżaliśmy się do posesji Zayna kiedy nagle zaklął pod nosem.
- Coś nie tak? - Spojrzałam na niego. Miał wzrok utkwiony w czarny samochód zaparkowany tuż pod jego bramą.
- Słuchaj mnie uważnie. Gdy wysiądziemy z tego auta masz się w ogóle nie odzywać i wykonywać moje polecenia. - jego głos był dziki a zarazem opanowany.
- Zayn co się dzie...
- Rób co karze! Zachowuj się naturalnie. - patrzył to na mnie to na samochód przed nami. Jego zachowanie nie zwiastowało nic dobrego.
Zanim zdążyłam go o cokolwiek spytać, wysiadł z samochodu. Zdezorientowana jego słowami po kilku sekundach zrobiłam to samo.
Dwaj mężczyźni z czarnego BMW stanęli nam naprzeciw. Jeden łysy z tatuażem na skroni, gruby, średniego wzrostu ubrany w czarną marynarkę i spodnie, w ręce trzymał jakąś teczkę. Wyglądał na ponad trzydzieści lat. Drugi wysoki, dobrze zbudowany, obcisła koszulka opinała mu mięśnie, brązowe krótko ścięte włosy i wąs. Nieco młodszy od pierwszego.
Po chwili poczułam jak ręka Zayna oplata się wokół mojej tali i przyciąga mnie do siebie. Spojrzałam na niego niezrozumiale ale on tylko uśmiechnął się fałszywie.
- Malik, w końcu się doczekaliśmy. - powiedział gruby mężczyzna.
- Mack - skinął w jego kierunku głową uśmiechając się szeroko, ale wiedziałam, że nieszczerze - Co cię do mnie sprowadza?
- Interesy. - rzucił po czym odwrócił się do mężczyzny za nim - Hej poznałeś już mojego nowego ochroniarza? Nazywamy go Fist - zaśmiał się gardłowo opluwając własne usta - Chyba rozumiesz, jego pięść potrafi zmiażdżyć szczękę. - kolejny wybuch śmiechu.
Zerknęłam na Zayna który tym razem udawał, że go to bawiło.
- Ooo - krecie oczy grubego faceta przeniosły się na mnie - Zayn Malik jak zawsze w towarzystwie kobiety i to jakiej pięknej. Szkoda, że tylko jednorazowa.
Co to miało znaczyć do cholery?!
- Zapraszam do środka szefie. - odburknął ignorując jego uwagę.

Wszyscy trzej rozsiedli się w salonie, wyglądając jak typowi mafiozi omawiający interesy. W ogóle mi się to nie podobało. Zayn nazwał tego mężczyznę szefem, co jednoznacznie mówi, że robią w tej samej działce. Matko, siedzę wśród gangsterów! Cholerny Malik, znów mnie w coś wpakował. Gdybym tylko nie musiała udawać dziwki Zayna już dawno bym się stąd zmyła. I tak zrobię przy pierwszej lepszej okazji, nie zamierzam być wplątana w jakieś gangsterskie porachunki.
- Kochanie mogłabyś przynieść nam piwo z lodówki?
Myślałam że śnię gdy te słowa dotarły do moich uszu. Spiorunowałam Mulata wzrokiem mówiącym "Chyba ci się coś poprzewracało w głowie". Jak mógł być tak bezczelny aby mnie o to prosić. Wymieniając tak spojrzenia dostrzegłam w jego oczach pewno rodzaju ostrzeżenie, które prosiło abym to zrobiła. Przypomniały mi się jego słowa w samochodzie i dla własnego dobra wstałam. Przygryzłam jeszcze wargę aby nie nakrzyczeć na niego i poszłam w stronę kuchni. Za sobą usłyszałam jeszcze zdanie które dodatkowo mnie zdenerwowało. "Tak jest, kobietę trzeba umieć wytresować" CHOLERNY GRUBAS.
Obiecałam sobie, że gdy wrócę do salonu powiem coś temu całemu Mackowi, który nie umie szanować kobiet. Wielki typowy pan świata.
Gdy już wróciłam z tacą na której niosłam piwo, dostrzegłam na szklanym stoliku dzielącym Malika a jego gości pistolet, który zapewne należał do jednego mężczyzn choć bardziej skłaniam się ku Mackowi. Przedmiot od razu odebrał mi pewność siebie powodując nerwowe przełknięcie śliny. Nie rozumiem dlaczego go wyjęto, ale wolałam udawać, że nie robi na mnie wrażenia.
Cała trójka zawzięcie o czymś rozmawiała, ale nie skupiałam się o czym. Mój wzrok był wlepiony w połyskujący czarny przedmiot przed którym miałam ochotę uciec i schować się.
W końcu podeszłam do niskiego stolika i nachyliłam się aby położyć tacę. W tej samej chwili poczułam klepnięcie w tyłek jakąś pulchną łapą. Nie wytrzymałam i cała zagotowana ze złości wyprostowałam się napięcie.
- Co jest?! - krzyknęłam obdarzając Macka zabójczym spojrzeniem. Jego mina była niedopisania. Zdziwiony i zdezorientowany oparł się o sofę aby zwiększyć między nami odległość.
W tym momencie poczułam jak Zayn odsuwa mnie od niego i szepcze abym się uspokoiła. Odwróciłam się i jego także spiorunowałam spojrzeniem.
- Idź do pokoju, potem porozmawiamy. - powiedział grubym zdenerwowanym głosem.
- Co? - spytałam nie dowierzając.
- No idź!
Posłałam mu spojrzenie pełne smutku i nienawiści. Jak mógł mnie tak traktować, przecież widział co zrobił ten dupek.
Nie mając wyjścia szłam schodami na górę do jego sypialni. Oczywiście nie obyło się od komentarza Macka - "Ostra ta twoja laseczka". Zacisnęłam pięści aby nie zlecieć z powrotem na dół i nie przywalić mu w jego krecią twarz.

Walnęłam się na łóżko Zayna i myślałam ile będę musiała tu siedzieć. Czułam się upokorzona i dotknięta. Łzy zbierały się w kącikach oczu i wiedziałam że jak na dwa dni to znacznie za dużo. Nagle zaczęły mnie przytłaczać wszystkie wydarzenia z ostatnich kilkudziesięciu godzi: Upokorzenie na imprezie Katniss, próba gwałtu przez Daniela, spędzanie czasu od samego rana z Zaynem, który co chwile mnie czymś szokuje, a teraz siedzenie pod jednym dachem z trójką bandytów i udawanie nic nie wartej dziwki.
Brak snu w nocy zaczął dawać o sobie znać i mimo iż bardzo starałam się nie zasnąć, mój wykończony organizm poddał się w tej walce. Po prostu zamknęłam oczy i oddaliłam się od wszystkich zmartwień.

Zbudziły mnie krzyki. Poderwałam się z łóżka i zdezorientowana rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Na szczęście nikt cię wywiózł, to nadal pokój Zayna.
Wyszłam z pokoju aby rozeznać się w sytuacji. Nie były to typowe krzyki a raczej głośne mówienie w tonacji groźby. Wzdrygnęłam się wyobrażając sobie co mogę na dole zastać, dlatego postanowiłam nie schodzić a jedynie zerknąć aby nikt mnie nie zauważył. Wychyliłam się leciutko po za barierkę schodów, skąd miałam doskonały widok na salon.
Dostrzegłam... Zobaczyłam... Mack celował w Zayna a drugi, Fist stał w pełnej gotowości do walki, napięty i wyprostowany tylko czekał na rozkazy grubego faceta. Ten widok o mało nie doprowadził mnie do zawału. Natomiast Malik trzymał ręce w górze, w geście obronnym ale z niewiarygodnym spokojem na twarzy.
- Nie wywiązałeś się z umowy a wiesz jak tego nie lubię. - powiedział Mack. Po chwili ciężko westchnął. - Lubię cię Malik, ale to nie znaczy, że nie mogę cię teraz zabić. Dałem ci całe dwa tygodnie na wyciągniecie kasy od tego gościa a teraz mi mówisz, że nie dałeś rady. Przecież wiesz jak się wkurwiam gdy ktoś się z tym spóźnia.
- Możesz mnie teraz zabić i już nigdy nie zobaczyć tych pieniędzy, albo dać mi jeszcze dwa dni na zdobycie ich. - uśmiechnął się cwaniacko.
Mack zaśmiał się.
- Widzisz Malik, to w tobie lubię. Zawsze z poczuciem humoru. - Nagle jego mina całkowicie spoważniała. Przyłożył lufę pistoletu do czoła Zayna.
Z mojego gardła wydobył się niekontrolowany pisk, który zwrócił uwagę wszystkich zgromadzonych. Ale ja patrzyłam tylko w oczy bruneta, które mówiły abym stąd spieprzała.
Kolejny śmiech Macka.
- Cóż, nie zabiję cię na oczach kobiety. - powiedział z ironią - Dam cie te dwa dni, ale tylko dlatego że mam do ciebie sympatię. Nie spierdol tego. Dwa dni. - opuścił pistolet i wraz ze swoim osiłkiem wyszedł.
Chwyciłam się za usta aby nie wybuchnąć płaczem i pobiegłam do pokoju Zayna zamykając za sobą drzwi... Jakby to miało go powstrzymać przed wejściem.
Chodziłam po pomieszczeniu próbując się uspokoić. Byłam przerażona i zła. Właśnie ktoś chciał zabić człowieka... Boże!
Drzwi otworzyły się a w przejściu stanął Zayn. Pod wpływem impulsy podeszłam do niego gwałtownie i bez wahania uderzyłam go w twarz. Musiałam to zrobić, przez niego moja psychika ucierpiała jeszcze bardziej. Chłopak jedynie pod wpływem uderzenia obrócił twarz w bok, zaciskając szczękę. Nawet nie chwycił się za piekący policzek.
- Ok, należało mi się.
Spojrzałam na niego zdziwiona, nie takiej reakcji się spodziewałam. Myślałam nawet, że mi odda. Łzy wypłynęły na policzki, chwyciłam się za głowę i ciężko oddychałam.
- Hej już wszystko dobrze. - Próbował mnie przytulić ale ja wyciągnęłam rękę aby go zatrzymać. Drugą dłonią otarłam łzy.
- Nie jest dobrze. Przywiozłeś mnie tu i kazałeś udawać swoją dziwkę, jacyś obcy kolesie patrzyli na mnie jak na kawał mięsa, jeden nawet klepnął mnie w tyłek nie wiem czy zauważyłeś. - powiedziałam z sarkazmem - Teraz widzę jak ktoś do ciebie celował i groził ci, co jeśli zechcieli by też zabić mnie? Kim są ci ludzie?!
- Nie pozwolę żeby ci coś zrobili. Wiem, że musiałaś się czuć okropnie i przepraszam za to. - Moment czy Zayn Malik właśnie mnie przeprosił? Uniósł mój podbródek abym spojrzała na niego. - Amy, przepraszam słyszysz?
W jego oczach dostrzegłam skruchę i żal. Tak rzadko można było to u niego dostrzec, że zastanawiałam się czy jeszcze nie śnię. Przełknęłam głośno ślinę i przestałam się trząść ale nie byłam jeszcze w stanie się odezwać gdyż wiedziałam, że mój głos będzie się łamał przy każdym słowie.
- Wytłumaczę ci to wszystko, ale nie tutaj.
W tej chwili walczyłam sama ze sobą czy z nim gdzieś jeszcze jechać. Co prawda przeklinałam go w myślach za to, że wplątał mnie w jakieś porachunki z gangsterami ale mam okazję dowiedzieć się czegoś o nim.
Zanim zdążyłam podjąć decyzję, chwycił mnie za rękę i wyprowadził z pokoju. Chwile później siedziałam już w jego samochodzie i mknęliśmy przez ulice Londynu.

Zatrzymaliśmy się pod kilkoma wysokimi, opuszczonymi budynkami. Z pewnością były stare i już dawno nie wykorzystywane przez ludzi. Przedtem służyły pewnie jako siedziska dużych firm, lecz teraz to tylko kolejne zaniedbane nieruchomości w Londynie.
Niewiele ludzi się tu pałętało. Od czasu do czasu przechadzał się tu jakiś starszy mężczyzna zbierając puszki. Chociaż wierzę, że gdzieś między tymi murami kryli się bezdomni.
Wysiedliśmy z auta a moje ciało oplótł zimny i porywisty wiatr. Włosy latały mi na wszystkie strony a licha bluzka unosiła się nieznośnie w górę. Jak przewidywałam pogoda z rana nie utrzymała się na resztę dnia.
Nie miałam pojęcia po co tu przyjechaliśmy ale nie pytałam o to. Podziwiałam wysokie budowle zastanawiając się ile pracy musiano włożyć w zbudowanie tak wysokiej nieruchomości.
- Mam nadzieje, że nie masz lęku wysokości. - spojrzał na mnie lekko się uśmiechając.
Wtedy zrozumiałam gdzie pójdziemy.
- Ch-chcesz wejść na d-dach? - zaczęłam się jąkać unosząc brwi ze zdziwienia. On jedynie posłał mi szeroki uśmiech pełen fascynacji.
- Chodź. - chwycił mnie za rękę prowadząc do podnóża jednego z budynków.
Zatrzymaliśmy się przed drabinką wbudowaną w ścianę, która na oko licząc sięgała jakieś piętnaście metrów. Co jak co, ale spodziewałam się chociażby schodów.
- Zayn ja... Nie wejdę na to. - powiedziałam drżącym głosem kolejny raz spoglądając w górę.
- Spokojnie, będę tuż za tobą. - Spojrzałam na niego niepewnie. - No dalej, dasz rade. - ponaglił.
Obróciłam się w stronę drabinki i wypuściłam powietrze wstrzymywane na widok tego wszystkiego. Zaśmiałam się w duchu myśląc, że to niedorzeczne. W końcu chwyciłam za szczebelek i podciągnęłam się Na wysokości czterech szczebelków wyżej, Zayn też już mógł zacząć wchodzić. Wspinał się tuż za mną a ja uświadomiłam sobie, że ma idealny widok na mój tyłek. Zignorowałam tę myśli i po prostu pięłam się w górę.
Na wysokości jakichś ośmiu metrów zaczął dopadać mnie lęk. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy aby tylko nie patrzeć w dół. Tu wyżej wydawało się jeszcze bardziej wietrznie. Miałam wrażenie, że zaraz silny podmuch wiatru zepchnie mnie z drabinki. Rozczochrane włosy opadały na oczy a dłonie trzęsły, nie było opcji aby iść dalej.
- Nie mogę... - oznajmiłam.
Nagle poczułam jak osłania mnie swoim ciałem od tyłu. Znajdował się na wysokości moich ramion i przylgnął dotykając dłoni.
- Jeszcze trochę, nie bój się. - Jego słowa dodały mi odrobinę otuchy, ale ja nadal mentalnie waliłam się w czoło, zadając sobie pytanie: Po co się zgodziłam?
Zacisnęłam zęby i ruszyłam dalej.
W końcu dotarliśmy na dach i rozsiedliśmy się przy krawędzi. Widok stąd był fantastyczny! Londyn tak pięknie wygląda w kolorach zachodzącego słońca. Czubki wysokich budynków przecinały szare chmury, na ulicach chodziły jakby malutkie mrówki, które w rzeczywistości były samochodami, a światła otaczające tą betonową jungle, dodawały żółci i życia. Wszystko stąd było tak maleńkie, że mógłbyś poczuć się wielkim Bogiem, który z nieba przygląda się naszemu światu. Nie było słychać nawet warkotów silników samochodów, rozmów ludzi czy chociażby tupotu stóp pieszych. Tutaj do moich uszu docierał tylko świst wiatru.
- Pięknie tu. - Nie potrafiłam oderwać wzroku od widoku dookoła mnie.  

Loud Silence :*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz