Patrzyliśmy tak przez dłuższą chwilę na budynki przed nami, z których powoli znikał pomarańczowy kolor zachodzącego słońca. W końcu przerwałam milczenie:
- Jak znalazłeś to miejsce? - zapytałam na chwile odrywając wzrok od krajobrazu.
Wzruszył ramionami.
- Adrenalina to moja pasja. Kiedyś przejeżdżałem obok tego miejsca i zachciało mi się wejść na jeden z tych budynków. Opłacało się. - Obdarzył mnie szerokim uśmiechem. Także wyszczerzyłam zęby, ale po chwili ten entuzjazm zszedł z mojej twarzy. Przypomniałam sobie, że zabrał mnie tutaj aby wyjaśnić całą tą sytuację w jego domu. W głębi duszy nie chciałam psuć tej chwili koszmarnymi opowiastkami dotyczącymi jakiegoś gangu, ale być może to jedyny moment gdzie może uchylić mi rąbek swojego życia a ja byłam tego bardzo ciekawa.
On jakby odczytał z wyrazu mojej twarzy co mi chodzi po głowie bo zaczął:
- Jeśli chodzi o tą sytuacje w moim domu to... - Zamyślił się - Wiesz już, że należę do gangu? Mack to mój szef i to on pociąga za sznurki, ja wykonuje tylko robotę jaką mi zleci. Wtedy w domu Grece mieliśmy go po prostu okraść bez względu na wszystko. Niestety wy tam byłyście a nie miało być nikogo przez co doszło do paru nieprzyjemnych sytuacji. - powiedział bez wzruszenia jakby mówił co jadł dziś na obiad. A przecież to nie była błaha sprawa.
- Dlaczego dzisiaj jak i w domu Grece nikt nie mógł wiedzieć, że się znamy tak... osobiście?
- Bo prawdopodobnie uznaliby cię za zagrożenie. Pomyśleliby, że wiesz czym dokładnie się zajmuję i komuś o tym powiesz na przykład policji. Nikt z nas nie może mówić w czym siedzimy i w jak brudnej robocie robimy. - Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego.
Mi natomiast na chwilę zabrakło powietrza. Czy to oznacza, że jestem w niebezpieczeństwie? W końcu wystarczy jak jeden z jego kolesi zobaczy nas razem po raz drugi a już uzna, że coś nas łączy. Będą musieli mnie zabić? Przecież wiem czym się zajmuje Zayn, poznałam jego szefa do cholery! Znów jakieś kłopoty...
- Amy - Chwycił mnie za dłoń. Posłałam mu zdenerwowane spojrzenie. - Nic ci nie zrobią, dopilnuję tego. - dodał pewnym tonem z nutką przejęcia.
Jego dogłębny wzrok wywołał na mej twarzy rumieniec. Na szczęście nie miał szans go zobaczyć gdyż rozwiane włosy opadały na twarz. Spuściłam głowę.
- Skąd wiesz? Wystarczy żeby ktoś nas ponownie zobaczył razem. To kolejny powód dla którego nie powinniśmy się zadawać. - wymamrotałam ze złością.
- Wiem, że to niebezpieczne ale nie umiem się od ciebie odpierdolić. - warknął mocniej ściskając moją dłoń.
Na mojej twarzy pojawił się grymas bólu. Spojrzałam w jego teraz czarne oczy, które patrzyły na mnie władczo lecz widząc jak się krzywię puścił moją dłoń. Zatopił wzrok w krajobrazie przed sobą kończąc palić papierosa. Siwy dym który wypuszczał z płuc od razu zostawał porywany przez porywisty wiatr, rozczochrana czupryna opadała mu na oczy a groźny wyraz twarzy z każdym zaciągnięciem łagodniał.
Zastanawiałam się w tym momencie co takiego w sobie mam, że taki ktoś jak Malik nie może zostawić mnie w spokoju. Pierwszy raz w życiu spotkałam osobę od której chcę się trzymać z daleka a jednocześnie mieć jej towarzystwo. Z każdym dniem czymś minie zaskakuje a sposób w jaki na mnie patrzy... Owszem czasem groźnie, tak jakby chciał mnie przestraszyć ale ja wiem, że ma też lepszą stronę którą z trudem stara mi się pokazać. Sam powiedział jaki musi być na co dzień: władczy i nieprzystępny. Jednak nieraz gdy był ze mną potrafił być też miły i opiekuńczy... na swój pokręcony sposób. Moje serce bije mocniej w jego towarzystwie, nawet teraz gdy po prostu siedzimy i nic nie mówimy. Wystarczy mi jego zapach który dociera do mnie wraz z wiatrem a już drętwieje i czuje się onieśmielona. Moje zachowanie chyba o czymś świadczy?
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że cały czas mu się przyglądam a ciszą między nami zaczyna naprawdę ciążyć.
- Dlaczego to robisz? - spytałam.
- Co?
- No wiesz... Te napady i inne gangsterskie sprawy.
Spojrzał na mnie pustym wzrokiem i wyrzucił filtr papierosa.
- Kiedyś w mojej rodzinie się nie przelewało. - zaczął niepewnie jakby zastanawiał się czy mówić dalej. - Jak ojciec nas zostawił mama nie dawała sobie sama rady ze mną i Waliyhą, mimo, że ciężko pracowała wciąż brakowało pieniędzy. Musiałem zacząć sam na siebie zarabiać. Olewałem szkołę przez ciągłe szukanie pracy dopóki nie poznałem Nialla i Harrego. Oni wkręcili mnie w tą czarną robotę. Szybka kasa była mi potrzebna więc uczepiłem się tego zajęcia a połowę zarobków oddawałem matce. Dzięki temu już od dawna jesteśmy ustabilizowani i nawet starczyło na studia Waliyhy.
Słuchałam go jak wryta. To oznaczało, że robił to wszystko dla dobra rodziny a ja uznawałam go za zwykłego, samolubnego dupka. Nie sądziłam, że jego rodzina mogła mieć takie problemy. Teraz patrzyłam na to wszystko od innej strony i było mi głupio jak go wcześniej wyzywałam.
- Ale skoro mówisz, że jesteście już ustabilizowani to dlaczego z tym nie skończysz? - spytałam nagle oświecona.
- Nie mogę i nawet nie chcę. - powiedział stanowczo przybierając ten swój chłodny ton.
Te słowa znów uderzyły we mnie ciekawością. Dlaczego nie może? I czemu nie chce? Przecież to wszystko jest niebezpieczne, dzisiaj jego szef do niego celował! Miałam ochotę mu to przypomnieć ale stwierdziłam, że nie warto gdyż jeszcze go rozzłoszczę.
Zimny podmuch wiatru spowodował gęsią skórkę i zatrzęsłam się mimowolnie. Słońce już dawno znikło z powierzchni nieba i pojawił się świetlisty księżyc który rzucał białe światło w naszym kierunku. Chwyciłam się za ramiona próbując choć trochę ogrzać swoje ciało. Nie miałam nawet kurtki na tak chłodną pogodę a jedynie cienką bluzkę z długimi rękawami, która niezbyt dawała mi ciepło.
Po chwili Zayn podniósł się z miejsca i ściągnął swoją bluzę zostawiając samego siebie w czarnej koszulce z krótkim rękawkiem. Na ten widok zrobiło mi się jeszcze bardziej zimno. Usiadł tuż obok mnie i narzucił na moje plecy ten rozgrzany przez jego ciało materiał.
- Ale ty...
- Weź. - przerwał mi.
W podzięce posłałam mu lekki uśmiech.
Przez chwile zaciągałam się zapachem jego bluzy. Tak bosko pachniała nim, że przymknęłam oczy rozkoszując się tą przyjemna wonią, lecz słysząc chichot należący właśnie do niego od razu się opamiętałam. Spojrzałam głęboko w jego oczy i palnęłam:
- Przykro mi. - Posłał mi niezrozumiałe spojrzenie. - W związku z twoja rodziną. To wszystko zmusiło cię do robienia tego czego robisz.
Zaśmiał się na moje słowa.
- Cała ty - zawsze współczująca i tak cholernie wrażliwa. - powiedział zbliżając swoją twarz do mojej.
Odruchowo pewnie cofnęłabym się, ale coś nie pozwalało mi na to tym razem. Oboje spoważnieliśmy i patrzyliśmy się wprost w swoje oczy. Nie wiem co teraz wyrażały jego tęczówki, nie mogłam tego dostrzec przez mrok dookoła nas. Wzrok opadł mu na moje lekko uchylone usta. Chwycił mnie w łokciach zaprzestając trzęsienia mojego ciała, które jak zwykle drżało pod wpływem jego nadmiernej bliskości. Zmarszczył brwi gdy jeden niesforny kosmyk włosów opadł mi na twarz zasłaniając tym samym połowę moich ust, na które teraz tak intensywnie patrzył. Włożył go z powrotem za ucho. Ja natomiast nic nie potrafiłam zrobić, nawet oddychanie sprawiało mi trudność. Po prostu patrzyłam na niego niczym zahipnotyzowana nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Zbliżył się jeszcze ostrożnie o kilka milimetrów prawie dotykając moich ust, gdy nagle zapadły egipskie ciemności dosłownie wszędzie.
Zdezorientowani oderwaliśmy się od siebie i zaczęliśmy rozglądać. Prawie całe miasto pod nami było spowite ciemnością, jedynie reflektory samochodów i księżyc oświetlały ulice. Zapewne wiatr nieźle narozrabiał i przerwał kilka przewodów elektrycznych pozbawiając mieszkańców prądu.
- Cholerny wiatr. Widzisz mnie? - odezwał się Zayn.
Dzięki księżycowi potrafiłam dostrzec kontury jego sylwetki.
- Mniej więcej.
- Chwyć mnie za rękę. - rozkazał. Po kilku próbach w końcu spletliśmy nasze place. - Teraz powoli zejdziemy na dół. Idź krok w krok za mną.
Doszliśmy do drabinki wbudowanej w ścianę. Oczywiście nie obyło się od potknięć i powyginanych kostek. Na samą myśl o zejściu z tej stromizny przy kompletnych ciemnościach przechodzą mnie ciarki a dłonie zaczynają się trząść. Nie bądź cykorem!
- Zejdę pierwszy o kilka stopni a potem pomogę tobie.
Puścił mnie a ja poczułam się strasznie niepewnie. Stałam nieruchomo czekając na jego sygnał abym to ja zaczęła wchodzić na drabinkę. Na szczęście moje oczy trochę przyzwyczaiły się do mroku przez co mogłam dostrzec kontury nielicznych przedmiotów. Tutaj na dachu z pewnością było o wiele ciemniej niż na dole i znacznie niebezpieczniej, musieliśmy bardzo uważać aby jeden błędny krok nie doprowadził do upadku.
- Kucnij. - usłyszałam. Natychmiast to zrobiłam i poczułam jak chwyta mnie za rękę. - Dobra, teraz powoli odwróć się tyłem i wysuń jedną nogę.
- Jesteś tuż za mną? - spytałam, próbując opanować drżenie głosu.
- Tak.
Wysunęłam jedną nogę i natrafiłam na szczebelek. To samo zrobiłam z drugą kończyną. Powoli schodziliśmy w dół. Dzięki instrukcją bruneta nie było tak źle i potrafiłam zapanować nad swoim ciałem, które sam co chwilę dotykał aby je odpowiednio nakierować. Nie myślałam teraz o niezręczności tylko o tym, aby jak najszybciej znaleźć się na ziemi.
W końcu znaleźliśmy się w aucie i zmierzaliśmy ciemnymi ulicami w stronę mojego domu. Dziwiłam się z jaką lekkością Malik umie poruszać się po nawet nieoświetlonej ulicy. Przynajmniej jechał wolniej...
Zatrzymaliśmy się pod moim domem. Nie było auta rodziców na podjeździe co znaczyło, że pewnie są w pracy. Normalnie bym się tym nie przejęła ale myśl samej w domu, podczas gdy całe miasto nie ma prądu przerażała mnie. Słyszałam kiedyś, że pory wyłączania prądu są idealnymi sytuacjami dla złodziei. Co to dla nich zakraść się do ciemnego domu, gdzie wszyscy domownicy siedzą w jednym pomieszczeniu przy świecach i wziąć drogocenne rzeczy. To coś strasznego!
Potrząsnęłam głową oby odgonić od siebie te chore myśli. Muszę być twarda, Zayn nie będzie tu stał całą noc.
- Dzięki za... - Chciałam podziękować za cały dzień i podwózkę ale w tym momencie on wysiadał z auta. Zaskoczona zrobiłam to samo.
- Emmm... co ty...?
- Przecież nie wejdziesz sama, nie wiadomo czy ktoś się tam nie czai. - zaśmiał się. - Dlatego pójdę z tobą, w końcu jestem gangsterem nie? Jak tam to powiedziałaś? A, wszyscy się mnie boją. - ponownie prychnął i wyprzedził mnie.
Wymamrotałam pod nosem jakieś marne "Dzięki" i poszłam za nim. Nie wiem czemu, ale obecność Zayna odpędziła wszystkie złowrogie myśli dając miejsce poczuciu bezpieczeństwa. Cieszyłam się, że jest tutaj.
Pod drzwiami zaczęłam szukać kluczy, które jak zwykle gdzieś zgubiły się w mojej torbie.
- Często ich nie ma co? - raczej stwierdził niż spytał.
- Kluczy? - prychnęłam.
- Rodziców.
Odnalazłam w końcu upragniony metalowy pęczek.
- Dużo pracują. - stwierdziłam otwierając drzwi. Weszliśmy do środka.
- Czyli prawie zawsze jesteś sama?
- Nie zawsze. - Nie lubiłam rozmawiać o rodzicach dlatego przyjęłam obojętny ton. - Poszukam świec.
Po omacku skierowałam się w stronę kuchni. Za sobą usłyszałam oczywiście jego kroki na co tylko wywróciłam oczami.
- Dużo zarabiają? - Przy tych słowach potknęłam się o kant stołu i upadłabym gdyby nie przytrzymano mnie w biodrach. Odwróciłam się napięcie.
- A co chcesz nas okraść?
On jakby się zmieszał.
- Tak! Planowałem to odkąd zobaczyłem w jakim domu mieszkasz! - powiedział z sarkazmem śmiejąc się.
Zmrużyłam oczy i zrobiłam groźną minę. Miałam nadzieję, że ją zobaczy. Ale po chwili sama zaczęłam się śmiać z tej sytuacji, biorąc pod uwagę to czym się zajmuję. Uderzyłam go w pierś mrucząc "Bardzo śmieszne" i weszłam do kuchni.
Kazałam poszukać mu świec w szufladkach nad zlewem a sama szperałam w komódce przy zmywarce. Nagle poczułam w kieszeni spodni wibrację. Wyjęłam telefon i nacisnęłam na sms'a który właśnie przyszedł.
OD: Daniel
~~~~~~
Przepraszam.
Zacisnęłam zęby patrząc przez kilka sekund na jasną i wyraźną wiadomość. Naprawdę? Przeprasza mnie przez sms'a? Nie wiedziałam co czuć. Nadal byłam na niego zła i nie potrafiłam po prostu odpisać "OK, wybaczam" To takie głupie i niepojęte. Jeśli rzeczywiście chce przeprosić niech powie mi to w twarz bo inaczej...
- Znalazłem. - Usłyszałam Zayna i o mało nie upuściłam telefonu z ręki. Przecież nie może zobaczyć tego sms'a, szczególnie, że jest od Daniela!
- Dobrze, połóż tam. - wskazałam na blat obok, chowając przy tym telefon z powrotem do kieszeni.
Nadziałam się akurat na ciekawskie spojrzenie bruneta, które mówiło "Mów kto do ciebie napisał!" Czy zawsze muszę mieć takiego pecha?
- Mama napisała, że będzie niedługo. - Miałam nadzieje, że zaspokoję jego ciekawość. Podeszłam do świec i odpaliłam kilka a pomieszczenie oblało się żółtym światłem. Nadal jednak nie było wystarczająco jasno.
Odwróciłam się do Mulata który swoją bliskością wbił mnie w blat. Płomień świec iskrzył w jego tęczówkach powodując jakby dzikie, pełne żądzy spojrzenie. Przygryzłam wargę.
- W pokoju mam więcej świec, przyniosę. - powiedziałam i sprawnie wyślizgnęłam się spomiędzy niego a blatu.
Na szczęście nie usłyszałam kroków za sobą na co z ulgą odetchnęłam. Musiałam trochę opanować bicie serca, a nie wyszłoby mi to z jego obecnością.Jakoś udało mi się dotrzeć do pokoju nie łamiąc sobie nóg. Co było dużym wyczynem przy kręconych schodach. Pomógł mi też wyświetlacz komórki, który w jakimś stopniu oświetlał mi drogę. Gdy weszłam do pokoju od razu dopełzłam do szafki przy której zawsze muszę stawać na palcach aby cokolwiek z niej dosięgnąć. To tam miałam pochowane wszystkie świeczki i inne rzeczy których na co dzień nie używam. Tak więc stanęłam na palcach i ręką wymacywałam przedmioty których szukam. Chyba w końcu natrafiłam na kształt który przypominał świeczkę. Niespodziewanie poczułam dwie gorące dłonie dotykające mojego nagiego brzucha, który został odkryty przez podwiniętą bluzkę. Pisnęłam. Zostałam przybita do twardego, równie gorącego torsu. - Teraz mi nie uciekniesz. - usłyszałam jego głos tuż przy uchu. Odwrócił mnie gwałtownie przodem do siebie a ręce przeniósł na talię. Nie zwracając uwagi na moją zdezorientowaną minę i postawę wbił swoje usta w moje. Krzyknęłam ale odgłos ten stłumił się w naszym pocałunku. Zaczął pracę językiem i ustami. Przez moment nie wiedziałam co robić i jak się zachować, ale w końcu oprzytomniałam. Oddawałam pocałunek z początku nie śmiało i delikatnie a potem już równie mocno co on. Nasze usta idealnie ze sobą współgrały, jakby były stworzone tylko dla siebie. Muskaliśmy się ciężkimi, gorącymi oddechami. Jedna jego dłoń przeniosła się do mojej twarzy i przycisnęła ją mocniej do swojej a druga błądziła bo całych moich plecach, raz po raz wbijając paznokcie. Czułam się tak lekko, zapominając o całym świecie i otoczeniu. Liczyło się tylko tu i teraz, jego zachłanne pocałunki, dotyk, zapach, smak. Nie obchodziło mnie czy to co robimy jest właściwe czy też nie. Odkleiliśmy się od siebie po nieokreślonym czasie. Oboje mieliśmy przyśpieszone oddechy. Teraz obiema rękoma trzymał mnie za głowę wpatrując się w moja twarz. Ciemność znów nie pozwalała nam dojrzeć głębi swoich oczu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nadal trzymam świeczki w dłoniach, które nie pozwoliły mi utopić palców w jego włosach. Po chwili nie czułam już jego dłoni przy skroniach a on sam jakby wyparował. Nie umiałam tego jednak stwierdzić, może stał gdzieś obok a ja po prostu go nie widziałam przez ciemność w pokoju. Przez kilka sekund nadal stałam nieruchomo i słuchałam bicia serca, które nie mogło się uspokoić przez wydarzenia z ostatnich kilku minut. Szybko zapaliłam jedną świeczkę, która dawała więcej światła niż myślałam. Nie było go. Obróciłam się też dookoła. Nie było go. Dobiegłam do okna aby zobaczyć czy jego samochód stoi na podjeździe. Odjechał.