Sobota. Najlepszy dzień w tygodniu. Dlaczego na przykład nie niedziela? Bo mam świadomość że po niej jest poniedziałek.
Wygramoliłam się z łóżka, jest 10, zazwyczaj wstaję się o 11 ale chyba każdy by się obudził gdyby śniło mu się, wylanie kwasu na rękę Zayna Malika po czym on dusi cię na oczach całej klasy. Tak, zdecydowanie to był koszmar, jeszcze większą tragedią jest to że będę musiała go dziś spotkać w jego domu. Mam nadzieję że go nie będzie...
Ubrałam na siebie, jakieś sprane jeansy, bluzę odrobinę za dużą i trampki. Mój stały zestaw w którym czułam się najwygodniej. Nie lubię się malować, uważam że to strata czasu i niszczenie sobie cery, lecz dziś coś mnie podkusiło aby lekko podkreślić oczy. Sama nie wiem czemu...
Prawie że gotowa, weszłam do kuchni. - Cześć - rzuciłam w stronę taty i mamy jedzących śniadanie. Spojrzeli na mnie lekko zdziwieni, no tak rzadki widok - ja, wychodząca gdzieś w sobotę.
Inni kojarzyli ten dzień tygodnia, z upragnioną imprezą lub kacem po piątku. Niestety nie ja. Może raz w życiu byłam na domówce z moimi byłymi koleżankami, na której był nie wypał, więc raczej to się nie liczy.
- Gdzie się wybierasz? - spytali równocześnie rodzice.
- Idę do koleżanki, muszę jej pomóc z matematyką.
- Do Waliyhy? - wypowiadając to imię, mama od razu rozpromieniała.
- Tak. - odpowiedziałam smarując chleb, grubą warstwą dżemu truskawkowego.
- O której wrócisz? - dopytał tata, posyłając mi zimne spojrzenie. Zanim zdążyłam odpowiedzieć mama szybko się wtrąciła.
- Kochanie, daj spokój, jest sobota niech się rozerwie. Nie musisz być taki...nadopiekuńczy. - rzekła spokojnie pokrywając dłoń taty. Byłam jej bardzo wdzięczna za te słowa.
Ojciec z pewnością był bardziej troskliwy od mamy, co mnie często irytowało, ale znosiłam to.
Po zjedzeniu śniadania, pożegnałam się z rodzicami i wyszłam z domu zmierzając pod adres Waliyhy.
Wdech - wydech - wdech - wydech. Powtarzałam w myślach stojąc przed drzwiami, białego dużego domu. Zapukaj Amy, to nic wielkiego na pewno otworzy ci Waliyha.
Drzwi otworzyły się a ja poczułam że moje serce chwilowo zatrzymało się, zamiast krwi w żyłam miałam wrzątek. Ujrzałam z pewnością nie codzienny widok. Zayn w samych spodniach od dresu, rozczochranej czuprynie i zaspanym spojrzeniu nonszalancko opierał się o ramę drzwi. Patrzył na mnie tymi kakaowymi oczami. Natychmiast moja twarz stała się czerwona jak burak, obróciłam wzrok nie chcąc aby pomyślał sobie że zaraz mu się tu rozpłynę.
- Co tu robisz? - spytał oschle, dokładnie badając mnie wzrokiem.
- Ja...ja przyszłam do Waliyhy. - jak zwykle jąkałam się, bardzo rozpraszało mnie jego umięśniona naga klatka piersiowa, która była ozdobiona tatuażami.
Nie mogę się tak gapić, znów spuściłam wzrok. Dopiero teraz zauważyłam na lewej dłoni chłopaka biały bandaż. Na moją twarz wkradło się zmieszanie i żal. Brunet najwidoczniej to zauważył i postanowił wykorzystać.
- Nie powinienem cię wpuścić, za to co mi wczoraj zrobiłaś. - podniósł rękę, przyglądając się jej.
- Już przepraszałam, to był wypadek. - odważyłam się spojrzeć w jego oczy, aby zobaczyć jak bardzo jest zły.
Lecz zamiast tego, dostrzegłam smugę uśmiechu, bardziej kpiącego niż przyjaznego. Lecz lepsze to niż zabijanie wzrokiem.
- No ja myślę, gdybyś zrobiła to specjalnie np. z zazdrości. - zaśmiał się - byłbym bardziej mściwy. - na jego twarzy zagościł dumny szeroki uśmiech.
Co on sobie wyobraża, ja zazdrosna? Dobre sobie. Gdybym miała czym znów bym go oblała za te jego ego.
- Zazdrosna? o ciebie? haha - prychnęłam mu w twarz.
Nawet nie wiem skąd wzięłam odwagę aby to zrobić. Nie lubię zarozumiałych dupków, bardziej niż cokolwiek inne, może dlatego. Mina Malika zgoszkniała, wyraźnie widziałam jak zaciska szczękę, spojrzał na mnie lodowatym spojrzeniem. Na co cofnęłam się o krok.
Już otwierał usta aby coś powiedzieć, ale ku jego boku pojawiła się Waliyha. Kamień zszedł mi z serca. Wolałam nie wiedzieć co chciał powiedzieć, mówiąc szczerze przestraszyłam się go nie na żarty.
- Co tak stoi na zewnątrz? Miałeś ją wpuścić. - warknęła w stronę swojego brata, na co on rozłożył ręce w geście obronnym. - Wchodź. - dodała z uśmiechem.
Zayn chcąc nie chcąc przesunął się w przejściu, ruszyłam za dziewczyną ale po chwili poczułam uścisk na swoim łokciu.
- Jeszcze nie skończyliśmy. - stwierdził, patrząc na mnie z góry. Jest wyższy o głowę, czułam się bardzo mała, pod jego ciążącym spojrzeniem. Nie zdołałam nic odpowiedzieć. Na mojej twarzy pojawił się grymas ponieważ jego uścisk był dość mocny.
Na szczęście puścił mnie, a ja momentalnie znalazłam się przy Waliyhy która nawet nie widziała tego wydarzenia. Serce biło mi jak dzwon, nie wiem co mam zrobić ani jak się zachowywać w stosunku do chłopaka. Po jego zachowaniu zaczynam się go bać.
Znaleźliśmy się już w pokoju brunetki. Jest bardzo przytulny i czysty. Idealny. Od razu zauważyłam sztalugę z pięknymi rysunkami. Podeszłam do niej o ile nie podbiegłam, uwielbiam patrzeć na szkice i jakąkolwiek inną sztukę. Zawsze zazdrościłam ludziom którzy potrafili narysować wszystko.
- Masz ogromny talent! - krzyknęłam, nie odrywając wzroku od prac.
- Mam nadzieje że docenią go na ASP. - zignorowałam jej słowa, za bardzo byłam podniecona jej dziełami.
- Chcesz coś do picia? - spytała po chwili a mi momentalnie wróciła jasność myślenia.
- Nie, dziękuje. - powiedziałam najszybciej jak się dało.
Nie chciałam zostawać sama w jej pokoju, Zayn mógłby tu wejść i nie wiadomo co "skończyć".
Przez 2 godziny, pomagałam Waliyhy przepisywać notatki do zeszytu i między czasie tłumaczyłam niezrozumiałe dla niej działania. Było to monotonna robota ale cały czas się śmiałyśmy i wygłupiałyśmy co powodowało umilenie czasu. Uwielbiam być razem z tą wariatką, czuje się wtedy normalnie, mogę być sobą.
Pomyślałam że podpytam o Zayna, chcę się czegoś o nim dowiedzieć aby wiedzieć "z kim zadarłam".
- Eeem,, zastanawiałam się czy ty i Zayn jesteście bliźniakami. - zaczęłam nieśmiało, wolałam zacząć od luźnego tematu.
- Haha, wszyscy nas o to pytają. Mimo że jesteśmy do siebie bardzo podobni to nie, nie jesteśmy bliźniakami. On jest starszy o rok. W mieście z którego się przeprowadziliśmy zawalił drugą klasę... dlatego teraz musi ją powtarzać.. nieciekawa historia. - stwierdziła bez wzruszenia siadając na kanapę. Jestem ciekawa dlaczego tak nie radził sobie w szkolę.
- Pewnie miał problemy... - raczej spytałam niż stwierdziłam.
Brunetka spiorunowała mnie wzrokiem a jej mina mówiła "nie powinno cię to obchodzić".
- Przepraszam, nie powinnam...
- Nie szkodzi. - przerwała mi - raczej to nie jest tajemnica że mój braciszek brał narkotyki. Podobno całe miasto od tego huczało. Wpadł w złe towarzystwo, dilował, wagarował, chodził na imprezy. Gdy mama się dowiedziała, chciała go odciągnąć od tego wszystkiego, lecz dopiero przeprowadzka postawiła na swoim. - powiedziała to wszystko na jednym wdechu, głupio mi było że zaczęłam ten temat. Przynajmniej wiem że jej brat to przestępca i powinnam go unikać.