Rozdział 9

36 3 0
                                    


  Gdy tylko zadzwonił dzwonek oznaczający koniec przerwy, zerwałam się na równe nogi aby jak najszybciej wybiec ze stołówki. Na szczęście nic ani nikt mnie nie zatrzymał.
Te 20 minut które tam przesiedziałam było denerwujące, kłopotliwe i niezręczne. Czułam na sobie wzrok całej szkoły, ale tylko jedno spojrzenie najbardziej mnie przytłaczało - Kakaowe tęczówki które wypalały we mnie wielką dziurę, mimo tego nie odezwał się ani słowem. W końcu, nie będzie się przyznawał do Amy Witsoon - głupiej kujonki. Nie zamierzam grać z Zaynem w jego głupią grę pt. "zabijajmy się wzrokiem".
Stop! Nie będę sobie nim przątać głowy.
Zmierzam właśnie na lekcję biologi jak zwykle czując na sobie kilka par oczu. Jestem do tego przyzwyczajona co nie oznacza że to toleruję. Na moje nieszczęście właśnie teraz około godziny dwunastej jest najwięcej uczniów. Kto wie co może się wydarzyć na szkolnym korytarzu w tak gęstym tłumie. Nie raz dochodziło do bójek lub ostrych kłótni, dlatego staram się chodzić bocznymi korytarzykami a nie tymi głównymi.

Po dość nudnej lekcji biologi szłam teraz w stronę sali od historii, jak zwykle w tłumie. Ledwo co dało się przepychać w niektóre wredne dziewczyny wręcz specjalnie rozpychały się po wszystkich.
Miałam jeszcze 5 minut do rozpoczęcia lekcji, więc postanowiłam przypomnieć sobie ostatni materiał. Stojąc pod drzwiami klasy, wyjęłam książkę aby za chwilę zatopić w niej nos. Jednak nie było mi to dane.
Usłyszałam, twardy i pewny siebie głos.
- Ej Witsoon! - wyjrzałam znad twardej okładki, lekko zdezorientowana.
Ujrzałam zbliżającego się do mnie Matta Lewisa. Szkolnego osiłka, grającego w drużynie Baseballowej. Podobno często sprawiał kłopoty dlatego nikt się do niego nie zbliżał. (Nawiasem mówiąc ten napompowany blondyn chodzi ze mną do klasy.) I już stał obok mnie. Jego postawna postura lekko mnie przerażała, na dodatek sięgam mu jedynie do ramion.
- Napiszesz mi prace semestralną z angielskiego. - stwierdził bez wzruszenia.
No tak praca ta była zapowiadana już 2 tygodnie temu a ja jeszcze się za nią nie wzięłam. Zaraz! Przed chwilą ktoś kazał ci zrobić za niego siedmio-kartkowe wypracowanie! Co on sobie myśli! Nie będę znowu ofiarą która daję się wykorzystywać, nawet tak nieobliczalnemu chłopakowi jakim jest Matt. Więc wzięłam się na odwagę aby mu się sprzeciwić.
- Nie.
- Co? - warknął jak by nie dowierzał.
- Nie napisze za ciebie tej pracy. - zabrzmiało to pewniej niż powinno.
On popatrzył na mnie z góry unosząc brwi. Jego twarz nabrała jeszcze bardziej surowego wyrazu. Widziałam jak cały się napina i gotuję ze złości.
- Ja cię nie pytałem, ja ci karzę! Jeśli tego nie zrobisz będziesz miała kłopoty kochanie! - krzyknął.
- Nie będziesz mi rozkazywał. - powiedziałam trochę ciszej, spłoszona jego krzykiem.
W jednej chwili książka którą ściskałam w dłoniach wylądowała trzy metry ode mnie. Następnie posłał mi groźne spojrzenie. Jego szczęka zaciskała się coraz mocniej. Cofnęłam się przylegając do ściany, nie mając gdzie uciec przed jego świerzbiącą ręką która zacisnęła się w pięść. Niespodziewanie podniósł ją gwałtownie, biorąc zamach. Zacisnęłam powieki czekając na dawkę bólu.
- Ty mała szma.... - coś mu przerwało.
Powili otworzyłam oczy, orientując się w sytuacji. Nie mogłam w to uwierzyć. Ujrzałam wkurzonego Zayna ściskającego pięść Lewisa.
- Co jest kurwa!? - krzyknął naburmuszony blondyn, odwracając się do sprawcy który zatrzymał jego zamiary.
Gdy jego niebieskie tęczówki zetknęły się z twarzą Malika lekko się zdziwił. Od razu wyszarpnął dłoń z jego uścisku, gromiąc go wzrokiem. Natomiast brunet zachowywał spokój. Stał nieruchomo wpatrując się w niego.
- Co jest Malik? - zaśmiał się gardłowo - Przyszedłeś obronić tą sukę? - skrzywiłam się na jego słowa.
Nie miałam pojęcia co za chwilę się wydarzy, byłam zdezorientowana. Nie byłam w stanie się ruszyć, po prostu stałam pod ścianą i przyglądałam się im. Czułam że obserwuję tą sytuację także kilkorga innych osób, ale nie obchodziło mnie to teraz.
Zayn puścił mu ironiczny pół uśmiech. Jednak jego oczy były wypełnione furią i złością. Wiedziałam że za chwilę wybuchnie.
- Spierdalaj stąd Lewis. - powiedział tak spokojnie nadal się uśmiechając.
Blondyn spoważniał, założył ręce na biodrach i zbliżył się do Zayna. Odległość między ich twarzami liczyła zaledwie kilka centymetrów. Byli równi wzrostem ale Matt był lepiej zbudowany. Na pewno jednym ciosem powaliłby przeciwnika. Razem wyglądali jak naburmuszone koguty, gotowe do walki. Bałam się.
- Pierdol się śmieciu.
Cios. Pisnęłam przerażona gdy gdy ręka Zayna powaliła Matta na ziemię. Krew. Skrzywiłam się gdy zobaczyłam wyciekającą czerwoną ciecz z nosa blondyna. Najwidoczniej nie przejął się tym zbytnio bo wstał gotowy do walki. Jego oczy rzucały piorunami. Zaczęli się szarpać i okładać. Wszystko działo się tak szybko. Matt znów wylądował na zimnej posadzce. Malik patrzył na niego z wyższością oblizując usta, które...zaraz... były brudne od krwi. Lewis nie poddawał się i znów rzucił się na bruneta. Jednak nie trwało to długo bo podbiegło dwóch chłopaków i nauczyciel rozdzielając tą dwójkę. Nie było łatwo bo obaj chcieli dobrać się do skóry przeciwnika ale udało się. Zayn stał przytrzymywany przez dwójkę facetów, podobnie jak Matt. Mimo że dzieliło ich pięcio-metrowa odległość to zabijali się wzrokiem.
Nie mogłam na to wszystko patrzeć. Chwyciłam torbę i ze łzami w oczach wybiegłam ze szkoły.

To wszystko moja wina. Mogłam się zgodzić na napisanie tego głupiego wypracowania. Ale zachciało mi się bycia buntowniczką. Dlaczego Zayn mi pomógł? Wpakował się tylko w kłopoty. Ale w sumie gdyby nie on pewnie miałabym nieźle opuchniętą twarz. Powinnam zostać i mu podziękować. To było z jego strony bardzo miłe. Pierwszy raz w życiu ktoś się przeze mnie bił, to...dziwne uczucie.
A co jeśli nadal się tam okładają? O nie. Nie będę się obarczać winną! Przecież Malik nie musiał się wtrącać, poradziłabym sobie. Nie, nie poradziłabyś, powinnaś docenić jego pomoc. Miesza mi się w głowie.
Nie wiem jakim cudem znalazłam się tak szybko pod swoim domem. Może szłam godzinę a może 10 minut? Nie wiem.

Zamarłam. Ujrzałam, przed swoim domem Zayna opierającego się o swoje czarne Volvo. Ręce miał skrzyżowane na piersiach a jego wzrok błądził gdzieś na błękitnym niebie. Jeszcze mnie nie zauważył, jeszcze mogę uciec. Nie! Może jest ranny...
Nieśmiało poszłam w jego stronę, im bliżej byłam tym dokładniej widziałam jakie ma zranienia na twarzy. Dostrzegłam jedynie rozciętą wargę i lekko opuchnięty policzek. Szczerze mówiąc, myślałam że to Matt mu dołoży, bo jest naprawdę dobrze zbudowany, zresztą jak na sportowca przystało. Ciesze się jednak że Zayn sobie z nim poradził.
Zauważył mnie, patrzył teraz na mnie pustym spojrzeniem. Było mi głupio... nie wiem czemu. Oderwał się od blachy samochodu i stanął prosto przede mną.
- Cześć skarbie. - powiedział uwodzicielsko, jakby nigdy nic.
- Co tutaj robisz? - spytałam cicho, patrząc na swoje dłonie.
Nie usłyszałam odpowiedzi. Poczułam dwa zimne palce na swojej brodzie unoszące lekko moją głowę. Teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Z wargi nie sączyła się już krew, ale było widać wyraźnie zaschnięte rozcięcie. Policzek był blado siny, ale nie tak bardzo opuchnięty jak myślałam.
Moje sumienie dało się we znaki, czułam że to przeze mnie. Odchyliłam głowę tak aby już mnie nie dotykał.
- Wejdź, trzeba to opatrzyć.  


Loud Silence :*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz