Przekroczył próg mojego domu wnosząc ze sobą negatywną aurę. Stąpał po drewnianych panelach zostawiając błotne ślady. Wzrokiem chłonął wnętrze domu. Rozglądając się na boki kiwał głową i gwizdał z udawanym podziwem.
- Masz piękny dom - powiedział ze sztucznym uznaniem. - Rodzice pewnie dobrze zarabiają. - Nieustanie sunął w przód kierując się w stronę salonu. Zachowywał się jak klient na oględzinach, który jest zainteresowany kupnem tej posesji.
Wycofywałam się powoli, bacznie obserwując każdy jego najmniejszy ruch. Nie zdążyłam wymyślić jeszcze planu więc gorączkowo próbowałam wczepić do głowy jakiś pomysł jak go stąd wykurzyć.
- Na pewno są bogaci - Zaśmiał się pod nosem. - Zayn nie zainteresowałby się biedaczką.
- Czego chcesz? - wycedziłam przez zęby, używając najbardziej odstraszającego tonu na jaki było mnie stać.
Zrobił niezdecydowaną minę.
- Poznać cię. W końcu spotykasz się z moim najlepszym kumplem, prawda? - Przystanął. - Chociaż nie, już się kiedyś spotkaliśmy. Wtedy nie przypuszczałem, że ty i on... Dobrze rozegraliście tamtą scenkę.
Natychmiast przypomniałam sobie jego agresywne zachowanie podczas napadu u Grece. Gdyby teraz zaczął tak się zachowywać z pewnością by mnie zabił. Jak na razie, biorąc pod uwagę jego spokojne zachowanie, postanowiłam grać na zwłokę. Poczekam na Zayna który powinien się niedługo zjawić i wszystko załatwi.
Z drugiej strony nie wiem ile zdołam zachować spokój. Mam ochotę wydłubać mu oczy za to co zrobił Grece. Wiem, przysięgałam sobie, że gdy tylko go spotkam to przyłożę mu w nos, ale teraz nagle odwaga mnie opuściła. Muszę udawać małą, bezbronną dziewczynkę a w odpowiednim momencie zaatakować! Nie wiem po co tu przyszedł, ani dlaczego nie wyjechał jak Zayn mówił, ale z pewnością nie dam mu się zastraszać.
- Jak sam zauważyłeś, tak, poznaliśmy się wcześniej. Więc wydaje mi się, że nie masz tu czego innego szukać.
- Och, skąd tyle nienawiści z twojej strony? - Chwycił się teatralnie za pierś i udał urażonego.
Automatycznie pomyślałam o Grece, która teraz pewnie relaksuje się w jednym z najdroższych SPA w mieście. Przyznała się rodzicom o gwałcie co nie było dla niej łatwe. Wiele razy rezygnowała z tego postanowienia, lecz definitywnie to ja ją przekonałam do powiedzenia prawdy. Od tamtego czasu odreagowuje stres w ekskluzywnym SPA, które zafundował jej ojciec. Sam jest teraz zajęty szukaniem "przestępcy w kominiarce" którego zidentyfikowała jego córka. Namówiłam ją, aby nie podawała prawdziwego rysopisu Harrego biorąc pod uwagę jego groźbę, która wyraźnie mówiła co zrobi, gdy go wyda.
W każdym bądź razie Grece nie ma już od dwóch tygodni. Dziękowałam w duchu, że jest teraz po za zasięgiem Stylesa, który na pewno nie domyśla się gdzie znajduję się w tym momencie jego ofiara.
Postanowiłam jak na razie, nie przyznawać się, że wiem co zrobił mojej koleżance. W przeciwnym razie mógłby się na prawdę wściec i nie wiadomo co by mi zrobił, tym bardziej, że nie wiem po co przyszedł. Świadomość, że może mieć do mnie takie same zamiary jak do Grece powodowała bezlitosny uścisk w mojej klatce piersiowej... Zachowaj spokój, Amy.
- Słuchaj, jestem trochę zajęta więc...
- Właściwie miałem nadzieję, że zastanę tu Zayna. Ale teraz gdy już wiem, że jesteś mu bliska, ty też mi się nadasz. - Posłał mi zagadkowe spojrzenie z którego mogłam jedynie wyczytać złość. Mimo to, był jak na razie spokojny. Zero agresywnych ruchów.
Przełknęłam głośno ślinę rozglądając się ukradkiem za czymś, co mogłoby posłużyć mi za broń. Żałowałam w tamtym momencie, że mój ojciec nie jest fanatykiem wojennych karabinów, które powieszałby na ścianach aby eksponować je i podziwiać każdego dnia. Żałowałam też, że mój ojciec nie jest tatą Amber Grynn z mojej klasy, która ciągle narzeka na myśliwskie sprzęty do zabijania zwierząt w swoim domu. Ja miałam do dyspozycji jedynie metalową, długą szuflę do czyszczenia kominka. Znajduję się ona na drugim końcu salonu, więc aby się do niej dostać musiałabym powoli i nieznacząco przesuwać się w tamtą stronę.
Postanowiłam jak najdłużej przeciągać rozmowę.
- Niby po co ci jestem potrzebna? - Zaczęłam stawiać malutkie kroczki w tył, zgodnie z moim planem.
- No wiesz, Zayn cię lubi. To widać już od kilku tygodni, że jakaś baba ma na niego wpływ. Zły wpływ. - rzekł idąc krok w krok za mną.
- O co ci chodzi?
Zmarszczył brwi nabierając zniecierpliwiony wyraz twarzy.
- To przez ciebie się zmienił głupia suko. Zmiękczyłaś go, już nie jest taki twardy jak kiedyś. Chcę udawać przed tobą dobrego, uczynnego faceta, aby ci zaimponować. A tak naprawdę wcale taki nie jest. Zbyt długo siedzi a tym gównie, aby powracać do swojego poprzedniego, dobroczynnego oblicza o którym już dawno zapomniał. Tyle, że ostatnio... - Posłał mi miażdżące spojrzenie. - pojawiłaś się ty. I nagle zaczęło mu świtać kim był przedtem. A był zerem, uwierz. Dzięki mnie stał się kimś. Znajdowanie się na szczycie łańcucha pokarmowego zawdzięcza swojemu bezpośredniemu i wyrafinowanemu charakterowi, którego chcesz go pozbawić, aby z powrotem się stoczył. On nie może być miękki w tym fachu. - Lustrował mnie morderczym wzrokiem a słowa wypluwał z taką wrogością, że o mało nie schowałam się przed nim w kącie.
To co opowiadał było straszne, tylko czy prawdziwe? Czy rzeczywiście tak bardzo zmieniam Zayna, działając na jego nie korzyść? Tak bardzo cieszyłam, że zaczyna odczuwać ludzkie emocje takie jak: współczucie, miłość, troskę, że zapomniałam w jakim bezpośrednim otoczeniu się znajduję.
- Mylisz się. Nie każdy gangster musi być wyprany z emocji. Zayn zaczyna odczuwać ludzkie aspekty i to mu daje przewagę! - krzyknęłam niepewna czy zaraz nie oberwę za swoje słowa. Pocieszała mnie myśl, że jestem coraz bliżej mojej "nieustraszonej broni" - metalowej szufli.
Usłyszałam donośny rechot z jego ust.
- Jeśli tak uważasz, to jesteś jeszcze naiwniejsza niż myślałem, słonko. Zayn tylko udaje, że się zmienia.
- Nie prawda.
- Ach tak? Myślisz, że gangsterka to tylko sprzedawanie prochów i wymachiwanie bronią dla zabawy? Malik zabija ludzi, rani ich, okrada z dobytku całego życia. Oto czym się zajmujemy!
Te słowa były niczym cios w twarz. Gdzieś w podświadomości zdawałam sobie z tego wszystkiego sprawę, ale nigdy nie chciałam usłyszeć na głos czym zajmuję się Zayn. Zawsze powtarzałam sobie, że jego zarobkami są niewielkie przestępstwa, wymijałam myśli o zabijaniu czy niszczeniu komuś życia.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak mało o nim wiem. Faktem jest to, że zawsze zmieniał temat, gdy pytałam go jak wygląda ta cała nielegalna, niebezpieczna praca. Myślałam wtedy, że po prostu nie ma ochoty o tym mówić. Zdawałam sobie też sprawę, że dokonuje rabunków czy czasem komuś przyłoży, ale o morderstwa go nie podejrzewałam. Może rzeczywiście byłam zbyt naiwna i głupia aby usprawiedliwiać to wszystko zarabianiem na rodzinę...
- Byliśmy kiedyś dobrymi kumplami. I wiesz co? Dwa tygodnie temu ten skurwysyn chciał mnie zabić. - Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Każde nowe zdania z jego usta osłabiało mnie coraz bardziej, nie wiedziałam ile jeszcze wytrzymam. - Patrz. - Nakazał podnosząc rąbek czarnej koszulki po samą pierś. Dostrzegłam niedaleko sutka świeżo zaszytą ranę - jak mogłam się domyślić - po postrzale.
Natychmiast zaczęłam obmyślać co mogło dziać się dwa tygodnie temu. Wtedy pierwszy raz Zayn powiedział, że mnie kocha. A było to późną nocą, po tym jak wrócił z załatwienia sprawy z Harrym. Zarzekał się, że kazał mu wyjechać, że już nie wróci. Był roztrzęsiony i skołowany, nie obecny myślami. Jego zachowanie wskazywało na to, że przeżywał postrzelenie przyjaciela, może też i żałował? Nie chciał mi niczego więcej wyjaśniać, oprócz tego, że Styles wyjechał już na zawsze. Czy słowem "zawsze" chciał określić zabójstwo?
Zrobił to dla Grece, o mnie też się obawiał. Musiał wybierać między naszym bezpieczeństwo a życiem tego przestępcy? Co go skłoniło do posunięcia się tak daleko? Skoro rzeczywiście się przyjaźnili, musiał być mocno zdesperowany.
- Zrobił to, ponieważ dopuściłeś się okropnego czynu! Zraniłeś moją koleżankę! - wrzasnęłam nie mogąc dłużej się powstrzymywać. Bałam się, ale jednocześnie kipiała ze mnie złość.
- A więc wiesz i o tym - Udał zadumę drapiąc się po brodzie. - Mała była niezła.
Na te słowa nie wytrzymałam i szybko sięgnęłam po długą jak moja ręka, metalową szufelkę do kominka. Chwyciłam ją jak kij bejsbolowy i ostrzegawczym wzrokiem patrzyłam na Stylesa.
Mężczyzna zaskoczony uniósł brwi. Jednak po chwili znów przybrał tą pełną pogardy i rozbawienia maskę.
- Chcesz się ze mną bić? - prychnął.
Korzystając z jego chwilowego rozkojarzenia, uderzyłam go metalowym narzędziem w biodro.
- A to za Grece! - Znów zamachnęłam się i uderzyłam go w krocze. Tym razem chłopak nie zniósł bólu i przeklinając pod nosem padł na kolana, trzymając się za obolałe miejsce.
- Ty dziwko - wyjąkał.
Nie zważając już na niego większej uwagi, wzięłam nogi za pas i ruszyłam w stronę drzwi. Przemierzyłam krótki odcinek salonu i dotarłam do holu, który prowadził już tylko do drzwi wyjściowych. Zaraz! Muszę wziąć komórkę, aby zadzwonić na policję! Jeśli teraz ucieknie, na pewno już nigdy go nie złapią!
Oszołomiona odwróciłam się i zobaczyłam, że próbuje się podnieść. Podpierał się fotela stojącego przy sofie na której zostawiłam telefon. Podejmując najszybszą decyzję w moim życiu, rzuciłam się na urządzenie. Capnęłam przedmiot ledwo nie upuszczając z dłoni i z powrotem pobiegłam w stronę wyjścia.
Złapałam za klamkę drzwi wyjściowych. Na korytarz chwilowo wpadł blask księżyca i zimne powietrze z dworu, gdy nagle moją nadzieję na ucieczkę zniweczyła siła, która zatrzasnęła drzwi z powrotem. Uniosłam głowę i ujrzałam nad sobą jego rękę. Poczułam jego oddech na nagim ramieniu i zapach męskich perfum. Przymknęłam oczy pogrążona we własnej porażce.
- Lubisz bawić się w kotka i myszkę? Bo ja nie za bardzo. - wyszeptał mi do ucha.
Ze złości ścisnęłam to co miałam w dłoni. No tak! Nadal trzymałam metalową szuflę. Gdy tylko poczułam jego dłoń na swoich włosach, gwałtownie cofnęłam rękę w tył, aby trafić go w przypadkowe miejsce. Lecz zamiast usłyszeć kolejny skowyt z bólu, sama poczułam parzącą siłę na moim nadgarstku. Wykręcił mi rękę tak, że musiałam odwrócić się do niego przodem. Spojrzałam przerażona w jego zielone tęczówki które tryskały furią. Usta wykrzywił pod dziwnym kątem gdy tak przez chwilę mi się przyglądał z bliska.
- Nie brzydka. - mruknął jakby do siebie.
Zmarszczyłam brwi speszona jego słowami. Wyczuwając, że trzyma mnie tylko za jedną rękę instynktownie wymierzyłam mu policzek. Nie było to zbyt mocne uderzenie, ale przynajmniej pozwoliło mi na wyplątanie się spod jego łap. Znów ruszyłam biegiem, tym razem w stronę wąskiego korytarza. Za sobą słyszałam jego kroki i przekleństwa, dlatego skręciłam do pierwszego, lepszego pomieszczenia, którym okazała się garderoba w której niegdyś ukrywał się Zayn. Cóż za ironia, pomyślałam.
Wleciałam do ciemnego pokoiku, w którym nie było okien. Jednak nie ciemność była teraz moim zmartwieniem a zagrodzenie samej siebie przed Stylesem drewnianymi drzwiami. Próbowałam zatrzasnąć je nim zdąży do nich dotrzeć, ale na moje nieszczęście poczułam upór pod drugiej stronie.
- Kurwa, masz przejebane! - usłyszałam zachrypnięty głos.
Zaczęłam histerycznie jęczeć i szlochać, gdy tak mocowałam się z drzwiami. Ślizgałam się po drewnianych panelach, gdyż byłam w samych skarpetkach. Napierałam na drewnianą powierzchnię z całej siły, ale po chwili upadłam na podłogę gdy drzwi otwarły się na oścież. Musiał w nie kopnąć. Wszedł do środka i momentalnie złapał mnie za włosy zmuszając bym wstała.
- Zostaw mnie!!! - krzyczałam wylewając to nową porcję łez.
- Bo co kurwa mi zrobisz? - Pociągnął mnie w stronę jadalni.
Czułam jak zaraz wyrwie mi kępę włosów. Krzyczałam i prosiłam by przestał, ale on stał się jakby głuchy. Odsunął krzesło od stołu i popchnął mnie na nie bym usiadła. Oczywiście natychmiast zerwałam się by wstać i ponownie podjąć z nim walkę, lecz wtedy wyjął coś za paska swoich jeansów.
Uśmiechnął się triumfalnie widząc jak zamieram na widok pistoletu.
- A teraz grzecznie przestaniesz krzyczeć i się ruszać. - powiedział przykładając mi lufę do głowy dla podkreślenia swoich słów.
Czułam jak wszystkie mięśnie mi się kurczą. Nawet gdybym chciała mu teraz pokazać, że mam gdzieś jego rozkazy, to nie mogłabym. Obraz połyskującego, mrożącego krwi w żyłach przedmiotu sparaliżował mnie do reszty. Nawet łzy chowały się przed spluwą.
- Widzisz, gdy mam to cacko, mogę wszystko.
- Jesteś nienormalny. - szepnęłam.
- Często mi to mówią. Ale problem nie leży we mnie tylko w całej ludzkości. Ludzie boją się odmienności i innego spojrzenia na świat, dlatego tyle osób jest pozamykanych w zakładach psychiatrycznych. - zaśmiał się ze zgrozą.
Ja nawet na niego nie spojrzałam.
Odchrząknął.
- Kiedy przyjdzie twój chłoptaś? Mam do niego zadzwonić czy sam wleci na małe przedstawienie?
Nie do końca go słuchałam. Zastanawiałam się teraz czy Zaynowi chodziło właśnie o to mówiąc "jesteś przeze mnie zagrożona". Zadawałam sobie pytanie czy my w ogóle do siebie pasowaliśmy. No właśnie - pasowaliśmy - bo Harry z pewnością mnie zabije. Co mógł mieć innego na myśli mówiąc "małe przedstawienie"? W tym momencie, gdy głupie naciśnięcie spustu dzieliło mnie od śmierci, zaczęłam poważnie zastanawiać się nad swoim życiem. Co się stało z moją rodziną? Praktycznie se sobą nie rozmawiamy, mijamy się jedynie w drzwiach gdy ja wychodzę do szkoły a oni wracają z pracy. Pozdrawiamy się typowymi powiedzonkami typu: dzień dobry, jak ci minął dzień, dobranoc, ale to tylko puste słowa. Nie zastąpią nam więzi rodzinnych. Przez długi czas łudziłam się, że po prostu muszą tyle pracować, żeby zarabiać na dom, jedzenie i corocznie wakacje za granicę. Ale to tylko sobie wpajałam, aby nie czuć tego ogromnego bólu odtrącenia. Mogłabym mieszkać w dwupokojowym mieszkaniu a na wakacje nie musiałabym jeździć wcale, byleby być z nimi razem. Gdyby na prawdę chcieli, mogliby jeszcze poprawić nasze relacje. Jestem ciekawa jak mocno odczują mój brak i czy w ogóle zapłaczą na nad moim grobem.
To Zayn stał mi się najbliższą osobą. Zastępował mi każdego członka rodziny jak i znajomych. W nim jednym widziałam wszystko, lecz teraz mam duże wątpliwości. Nie był ze mną szczery, okłamał mnie, prawdopodobnie jest zbrodniarzem, ale moje uczucia nie zmieniają się co do niego. Jest dla mnie...
Z natłoku myśli wyrwał mnie donośny głos Harrego.
- Ooo! W końcu! - krzyknął w stronę salonu i machinalnie mocniej przyłożył mi broń do skroni.
Uniosłam powoli smętny wzrok. Pierwsze co do mnie dotarło to ciemną, niemal czarną głębie oczu z których raziła wściekłość, ale też i nutka strach. Dopiero potem rzuciłam spojrzeniem na resztę sylwetki Zayna. Stał w rozkroku na środku salonu, jakieś pięć metrów od nas. Ubrany w sprane jeansy, białą, za dużą koszulkę i skórę niedbale narzuconą na ramiona. W dłoni trzymał jedną, wypełnioną po brzegi siatkę. Jego klata piersiowa opadała i unosiła się w nienaturalnym tępię a mocno zaciśnięta szczęka jeszcze bardziej podkreśla jego kwadratową twarz. Wilgotne włosy sterczały na wszystkie strony, kilka kosmyków opadało mu na oczy, które biły piorunami w naszą stronę.
- Wiecznie spóźniony - parsknął. - Ale przynajmniej caaaały i zdrowy. Jakieś komplikacje na drodze? Korki? Wypadki? - zapytał Harry z udawanym zainteresowaniem.
- Masz trzy sekundy, żeby opuścić broń i wypierdalać. - wycedził przez zęby Malik.
Harry obszedł dookoła krzesło, uśmiechając się cwaniacko.
- Albo co? Znów SPRÓBUJESZ mnie zabić? Co jak co, ale celności to ty nie masz za dobrej. A może umyślnie trafiłeś pół centymetra dalej od serca? Nie byłeś w stanie ze mną skończyć? Z przyjacielem który pomógł ci wydostać się z dołka a teraz celuje do twojej dziewczyny? Powinieneś to przewidzieć. Byłeś zbyt słaby, żeby mnie zabić to teraz będziesz zbyt słaby żeby ją uratować. Sam widzisz jak ona cię zmiękczyła.
- Wiedziałem, że jeśli trafię w serce zafunduję ci szybką śmierć. Trafiłem w płuco abyś zdychał powoli. - mruknął Mulat, ledwo powstrzymując się przed ruszeniem na zielonookiego.
Harry zacmokał teatralnie i złapał mnie za głowę.
- Jaka szkoda, że nie wyszło. Bo widzisz, mam dużo znajomych lekarzy i bez problemu wyjęli kulę. - Spojrzał gdzieś w bok zastanawiając się chwilę. - A właśnie, co u Macka? Szefunio już wie jak mnie chciałeś sprzątnąć?
- Ucieszył się gdy mu powiedziałem. Wznieśliśmy za to jebany toast. - upuścił siatkę i ruszył w naszą stronę.
- A-A-A! - zawołał Styles jednocześnie hamując Zayna - Jeszcze krok a wymierzę jej kulkę prosto między oczy!
Brunet po raz pierwszy na mnie spojrzał. Lodowaty wzrok przeszywał mnie na wylot, jednak ja potrafiłam z niego wyczytać jak bardzo mu przykro.
- Czego chcesz? - zapytał nad wyraz spokojnie.
Styles ponownie obszedł krzesło dookoła ze skupieniem na twarzy.
- Zabawić się. Chcę patrzeć jak cierpisz gdy ją zabiję. Albo nie od razu zabije... - znów podrapał się po brodzie udając zadumę.
- Jeśli ją tkniesz!
- Jak? - Nagle jedna łapa Harrego ścisnęła moją pierś. Jęknęłam z bólu. - Tak? - Zaczął wbijać mi paznokcie w skórę i okrężnymi ruchami ugniatał mi biust.
Momentalnie zrobiło mi się niedobrze, czułam jak cały obiad podchodzi mi do gardła. Zacisnęłam dłonie na krawędzi krzesła, aby odruchowo nie zacząć bić tego okrutnika obok mnie. Gdybym podjęła z nim walkę z pewnością by wystrzelił. Bezradnie musiałam dzielnie wytrzymywać jego obleśne obmacywanie.
Zażenowana widziałam jak Malik gotuje się ze złości. Przygryzł trzęsące wargi, załapał się nerwowo za głowę po czym zaczął chodzić w prawo i lewo.
- Kurwa przestań! Ty pierdolony... - wrzasnął lecz Styles mu przerwał.
- Pamiętaj, jeden agresywny ruch a ją zabiję. Nie ruszaj się. - zażądał spokojnie.
Wyprowadzony z równowagi Zayn nie chętnie przystanął. W tym samym momencie zielonooki puścił mój biust.
- Porozmawiajmy sobie. - Mimo, iż stał za mną, czułam jak szeroko się uśmiecha. - Opowiadałem dziś Amy jaki z ciebie kłamca. Nie mówisz jej jak dokładnie zarabiasz, może teraz się przyznasz?
Spojrzał na niego spode łba a morderczy wyraz twarzy mówił "zamknij się". Przeniósł wzrok na mnie. Poczułam jak łzy z powrotem pragną wpłynąć na policzki.
- Dobra, sam to powtórzę - wtrącił znowu. - Zayn jest wyrafinowanym mordercom. Jeśli będzie miał zlecenie zabicia kobiety w ciąży - zrobi to. Nie raz też zabawiał się takimi jak ty, słonko.
- Amy... - moje imię w jego ustach brzmiało teraz tak... inaczej.
- Dlatego nie mogę zrozumieć, jak taka dziewczyna jak ty, słonko, spotyka się z takim chłopakiem jak on. A może podnieca cię jego buntownicze zachowanie? - zarechotał.
- Amy...
- Czy to prawda? - przerwałam mu. Chciałam to po prostu usłyszeć.
Westchnął ociężale.
- Tak, zabijałem ludzi - wypowiedział to w taki sposób, jak dziecko przyznające się do winy.
- Yy... poprawka. Zabijasz nadal. - znów odezwał się protekcjonalny głos Harrego.
Spuściłam wzrok. Jego potwierdzenie wystarczało mi całkowicie. Tak, spotykałam się z mordercą i gdzieś w głębi duszy, wiedziałam o tym wcześniej. Głosik w mojej głowie sam podpowiadał mi, że to robi.
Powinnam odczuwać teraz obrzydzenie, strach do jego osoby, ale ja nadal darzyłam go mocnym, wciąż nieokreślonym uczuciem. Wiedziałam, że mnie nigdy by nie skrzywdził.
- Mało tego, spotyka się z tobą dla pieniędzy. Ile razy był u ciebie w domu? Lepiej sprawdź czy nic nie zginęło. To złodziej.
- Nie słuchaj go. - poprosił Zayn. Tonacja jego głosu zupełnie wtedy do niego nie pasowała.
Spojrzałam mu prosto w oczy, chcą pokazać mu, że jestem z nim. Że słowa Harrego nic dla mnie nie znaczą. - Chce nas poróżnić. - dodał.
Zamierzałam wtoczyć w to wszystko swój plan.
- I mu się to udaje! - krzyknęłam w jego stronę. Z zaciętą miną obserwowałam jak zmieszał się na moje słowa. Idealna reakcja, pomyślałam. Po chwili zwróciłam się do Stylesa: - Opowiedz mi o nim więcej. Chcę wiedzieć z jakim brutalem się zadawałam. - zażądałam.
Loczek połknął haczyk, ponieważ na moje słowa uśmiechnął się niczym rekin. Dumnie uniósł głowę, podkreślając przy tym swoją wygraną i przewagę.
- W końcu zrozumiałaś.
- Tak - Ponownie spojrzałam na Zayna wzrokiem pełnym pogardy i odrazy. - Od jak dawna robi to ten śmieć?
Czułam jak zimny metal nie dotyka już mojej skroni. W oczach Harrego wiedziałam pewnego rodzaju politowanie. Przykląkł przy moim krześle, broń swobodnie trzymał obok kolana, ale nie zwracał na nią uwagi. Patrzył na mnie z pełnym zainteresowaniem, jednak widziałam też jak kątem oka obserwował Mulata.
- Słonko, spotykałaś się z prawdziwym potworem. Nie masz pojęcia jaka byłaś naiwna. - Jego poważny ton przyprawiał mnie o ciarki na plecach. Musiałam pilnować się, aby nie spuścić wzroku na spluwę, lub Zayna. - Zabijanie to dla niego przyjemność. A ty nie lubisz zabijać prawda? - zapytał czule, jak do dziecka. Uniósł rękę i chwycił za mój kosmyk włosów, który od dłuższego czasu opadał mi na oczy.
Postanowiłam nieodwracalnie wykorzystać jego chwilę nieuwagi. Sprawnym ruchem wykopałam mu z dłoni pistolet, który posunął kawałek dalej po podłodze. Szybko zerwałam się z krzesła i podniosłam gnata. Wyprostowałam się i w mgnieniu oka, teraz to ja byłam panem sytuacji.
Ręce trzęsły mi się jak galarety a krople zimnego potu spływały po czole, gdy tak stałam przodem do zielonookiego i celowałam mu w głowę.
- Stój! Nie ruszaj się! - wrzeszczałam co sił w płucach. Adrenalina dodawała mi odwagi, ale nie uspakajała świadomości, że mogę zabić człowieka. Mimo stanowczych rozkazów jakie wydawałam, panicznie się bałam.
Zdezorientowany Harry, chcąc nie chcą, słuchał mnie i stał nieruchomo z rękami uniesionymi w górę. Czułam, że muszę nacisnąć spust, że muszę go zabić inaczej to on zakończy mój żywot. Zupełnie zapomniałam o Zaynie, który coś mówił za mną.
- Amy, spokojnie - powiedział dotykając delikatnie mojego ramienia, jakby bał się agresywnych ruchów z mojej strony.
- Muszę go zabić Zayn. Pamiętaj co zrobił Grece. - mówiłam jak obłąkana. Z dzikim, przekrwionym wzrokiem, trzęsącymi rękami i nogami, zaciśniętymi zębami oraz bronią z pewnością wyglądałam jak psychopatka.
- Ciii... Spokojnie, nie musisz go zabijać. Daj mi pistolet. - poprosił ostrożnie Malik, stając obok mnie.
- Daj jej się wykazać!!! - wykrzyczał Styles w wyraźnym rozbawieniem, które dodatkowo przybijało moją psychikę. No bo jak ktoś może się cieszyć, gdy jest na pograniczu śmierci? Tylko w filmach ludzie się tak zachowują.
- Zamknij się! - Mocniej zacisnęłam palce na gnacie a nogi ustawiłam w wygodniejszym rozkroku. W odpowiedzi usłyszałam jego okropny rechot. - Zabije cię!
- Oddaj mi broń, Amy. - rozkazał stanowczo Zayn. - No już. Pozwól mi to zrobić.
Powoli spojrzałam na niego. Zatroskany wyraz twarzy i złość w oczach, to jedyne co mogłam zarejestrować zanim z powrotem utkwiłam wzrok w Harrym.
- Nie odważysz się, słonko. - usłyszałam.
W tej samej chwili Zayn chwycił za lufę pistoletu. Spojrzałam na niego przestraszona.
- Daj. Nie pozwolę byś ty to zrobiła.
Czułam jak spod mokrych od potu palcy wyślizguję mi spluwę. Nie opierałam się, pozwoliłam mu przejąć ten ciężar i presję.
Po chwili sam wycelował w Harrego a mnie kazał do siebie podejść.
- Wtul się we mnie, zatkaj uszy i zaśpiewaj sobie coś, dobrze? - zapytał głaszcząc mnie jedną ręką po głowie. Spojrzenie miał zimne a zarazem tak zatroskane.
Przytaknęłam, pozwalając na to by bezpiecznie objął mnie wolną ręką. Wtuliłam się w jego barki a brodę oparłam mu na ramieniu. Zatkałam sobie uszy jak kazał i zaczęłam śpiewać jedną z moich ulubionych kołysanek. Gdzieś za mną dochodziły stłumione odgłosy rozmów, ale nie obchodziły mnie one. Całkowicie oddałam się przypominaniu słów piosenki z dzieciństwa.W muszelkach Twoich dłoni
Ocean śpi spieniony
Więc przystaw je do ucha
I słuchaj, słuchaj
A gdy otworzysz dłonie
Na każdej białej stronie
Zobaczysz mapę życia
Więc czytaj, czytajA dłonie tak bezbronne
Unosi życia prąd
Jak białe brzuchy ryb
Gdy gna je wodna toń.Po chwili brzmienie mojego śpiewu, przeciął odgłos strzału.