Rozdział 4

31 3 0
                                    

  Czasem spokój i dokładność przeraża mnie u mojego ojca. Jak można robić wszystko z doskonałą precyzją. Nawet ułożenie sztućców do obiadu musi być według niego idealne.
- Popraw jeszcze tą serwetkę, Amy. - wskazał palcem na wygięty róg materiału.
Spojrzałam na niego zimnym wzrokiem i z westchnięciem zrobiłam to co mi kazał. Chyba w końcu mogę usiąść i zjeść obiad? Mama zaraz przyniesie pysznego kurczaka, którego wręcz uwielbiam. Udało się, cała nasza trójka już siedzi przy stole, bez żadnych uwag czy poprawek ojca.
- Więc, jak było skarbie wczoraj u Waliyhy? - spytała zaciekawiona mama.
- Dobrze, po przepisywaniu poszłyśmy do centrum handlowego na zakupy. - wczoraj był naprawdę udany dzień, pomijając tą akcje z Zaynem. Nigdy wcześniej nie chodziłam na jakieś przechadzki po sklepach, a tu proszę, zjawiła się Waliyhya i wszystko się zmieniło. Ona mnie namówiła na to wyjście, a ja cudem się zgodziłam. Wybierałyśmy ubrania dobre 3 godziny, podobało mi się, brakowało mi tego. Brunetka sprawia że znów się uśmiecham.
- To wspaniale że kogoś poznałaś. - uśmiechnęła się ciepło mama, czułam że się cieszy "że jej córka nie jest już odludkiem".
- Pochodzi z dobrego domu? - wtrącił się tata, powiedział to tak sucho i bez wzruszenia.
Jego nigdy nic nie obchodziło oprócz tego czy ktoś jest dobrze wychowany i posiada majątek. Zdenerwowałam się na jego słowa, przecież nawet gdyby Waliyha miała patologie w domu, to nie zrezygnowałabym z niej. Niestety mój ojciec tylko tak spostrzega ludzi. Dzieli ich na tych "z wyższych sfer" oraz "hołotę".
Mama posłała mu przeszywające spojrzenie, szeroko otwierając oczy. On to zauważył udając zdziwionego.
- Co? powinniśmy wiedzieć z kim zadaje się nasza córka.
- Tak pochodzi z dobrego domu. - stwierdziłam szybko, lustrując go wzrokiem.
Nic już nie odpowiedział jak i przez resztę obiadu, nikt z nas się odezwał.

Po skończeniu posiłku, brałam się za zmywanie naczyń. Miałam zamiar potem poczytać moją ulubioną książkę jednak moje plany zmienił odgłos sms'a.
~~~~
Od Walihya
- Musimy pogadać, za pół godziny w parku.
~~~~

Zastanawiało mnie o czym tak bardzo chcę porozmawiać.

Byłam właśnie w drodze do ustalonego wcześniej miejsca spotkania. Zżerała mnie ciekawość, mam nadzieje że chce mi przekazać coś dobrego ale w głębi serca czułam że to złe wieści.
Siedziała na jednej z ławek gdy mnie zobaczyła od razu zerwała się z miejsca. Jej mina nie była za ciekawa, nie tryskała radością jak zawsze.
- Cześć, coś się stało?
- Hej, siadaj musimy porozmawiać. - rzuciła krótko, po czym obydwie usiadłyśmy.

Patrzyła na mnie tymi piwnymi tęczówkami, próbowałam dostrzec w nich jakikolwiek wyraz szczęścia, nie udało mi się.Westchnęła ciężko i zaczęła mówić.
- Wyjeżdżam Amy... - w tej chwili poczułam jak wszystkie cegiełki szczęścia, które budowały się w moim ciele, przez ostanie kilka dni nagle ktoś zburzył.
- Jak to dlaczego, przecież dopiero przyjechałaś? - głos mi się załamywał, dłonie pociły, żądałam informacji.
- Amy... zanim tu przyjechaliśmy złożyłam papiery do szkoły artystycznej a dokładniej ASP w Bexley. Nie przyjeli mnie, przeprowadziliśmy się tutaj i myślałam że tak już zostanie. Ale dostałam dziś telefon że zwolniło się jedno miejsce, mogę zacząć naukę tam od zaraz. Zawsze o tym marzyłam Amy. Nie sądziłam że tak się potoczy... - spuściła głowę, wpatrywała się w swoje dłonie a ja? A ja w nią z niedowierzaniem.
Nie tak miało być, miałyśmy zostać przyjaciółkami, miała mnie zmienić a teraz? WYJEŻDŻA.
Chciałam krzyczeć do niej aby została, że ją potrzebuję ale nie mogę jej przecież ograniczać. Musi spełniać swoje marzenia.
Czuje kłucie w sercu, to przez ta cholerną świadomość że gdy wyjdzie, ja momentalnie stracę kolejną osobę z którą dobrze się dogadywałam. Osobę która mnie akceptowała.
- Cóż... skoro to twoje marzenie to dlaczego się nie cieszysz? - cóż mogłam powiedzieć innego?
Spojrzała na mnie lekko się uśmiechając.
- Prawda jest taka że, polubiłam cię i nie chce cię opuszczać.
Poczułam ciepło w ciele, ukłucia w sercu minęły, poczułam smutek i radość na te słowa.
- Waliyha, powinnaś spełniać swoje marzenia, jedź do tej szkoły nie ograniczaj się. - uśmiechnęłam się najszczerzej jak umiałam. Moje słowa były zaprzeczeniem moich myśli, ale nie mogę być przecież egoistyczna, ona ma możliwości nie będę ich niszczyła.
Przytuliłyśmy się. Po paru sekundach dziewczyna oderwała się ode mnie jak oparzona.
- IMPREZA! zrobię imprezę pożegnalną!


Taa... ciekawe w co ja mam się ubrać na tą "imprezę". Przewróciłam szafę do góry nogami, ale nie znalazłam nic odpowiedniego. Na pewno będzie dużo osób. Zauważyłam że zdążyła zapoznać się z paroma osobami ze szkoły, nic dziwnego jest bardzo kontaktową osobą. Zayn na pewno zaprosi też swoich znajomych i wychodzi na to że nie będę tam nikogo znała. Co do Zayna, zamierzam unikać go jak ognia. Ogólnie nie zamierzam być długo na tej domówce, chcę po prostu widzieć się ostatni raz z Waliyhą.

Muzykę było słychać już w przeciągu kilkuset metrów. Oznaczało to jedno - jest grubo.
Stoję przed białym budynkiem czekając na nie wiadomo co. Po prostu wejdź i baw się.
Weszłam. Moje wrażliwe oczy poraziły kolorowe lampki krzątające się po całym domu. Liczba gości przekroczyło moje oczekiwania. Wszyscy się już bawili, tańczyli, pili. Dom wypełniała głośna muzyka i śpiewy. Myślałam że będzie to skromna impreza, a na oko znajduje się tu z 40 osób. Z pewnością wyróżniam się wyglądem, mam na sobie jedynie jasne rurki i bluzę. Dziwię się mamie rodzeństwa Malików że pozwoliła na taki chaos. Dość stania w miejscu, muszę znaleźć Waliyhe.

Przeciskałam się przez zdziczałych nastolatków którzy podskakiwali w rytm muzyki, bacznie wyszukując wzrokiem organizatorki imprezy. Nie potrafiłam się skupić. Zbyt głośna muzyka raniła moje uszy.
Nagle poczułam mocny uścisk na swoim nadgarstku. Szarpnięcie sprawiło że prawie wpadłam na osobę którą okazał się Zayn. Lustrował mnie spojrzeniem, uśmiechając się cwaniacko. Tylko nie on...
- Co taka sztywniara jak ty, robi na takiej imprezie? - spytał, próbując przekrzyczeć muzykę. Nadal nie puszczał mojego nadgarstka co bardzo bolało.
Przymrużyłam oczy próbując wyglądać "groźnie" na co on tylko się zaśmiał.
- Szukam organizatorki imprezy. - mruknęłam że ledwo mógł to usłyszeć.
- Właśnie stoisz przed organizatorem imprezy. - wrzasnął mi do ucha z dumą wymalowaną na twarzy.
Jak by sie dobrze zastanowić do przecież Waliyha na pewno nie zaprosiłaby tyle osób, tylko Zayn jest w stanie zrobić taką zadyme.
Cała sytuacja mnie już irytowała. Próbowałam wyszarpnąć swoją rękę z jego uścisku lecz on nie dawał mi takiej możliwości.
- Puść mnie! - krzyknęłam, on zaczął niebezpiecznie się zbliżać ignorując mój rozkaz.
Przeraziłam się, czego on ode mnie chce.
- Zostaw ją Zayn! - usłyszałam dobrze mi znany głos, który w tym momencie był dla mnie wybawieniem.
Waliyha stanęła obok mnie z wyczekującą miną. Chłopak spiorunował ją wzrokiem po czym przeniósł spojrzenie na mnie. Jego oczy wyraźnie pociemniały, ze złości? W każdym bądź razie puścił mnie i zniknął gdzieś w tłumie. A ja odetchnęłam z ulgą. Chodź w cichsze miejsce! - usłyszałam od brunetki.  


Loud Silence :*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz