ROZDZIAŁ 18

2.1K 165 22
                                    

Stałam przy tym komputerze, niezdolna do żadnego ruchu. Żadnego. Ed zawiadomił resztę, dopiero Shiva pomogła mi się otrząsnąć.
Zapowiadała się walka. Moja pierwsza prawdziwa walka!!! Szybko pobiegłam do mojego pokoju. Założyłam strój, niedbale ( na serio, wyglądałam jeszcze gorzej niż zwykle :)) rozmazałam farbę na twarzy, ach no i oczywiście się uzbroiłam. Gotowa, wyszłam i udałam się z powrotem na hall. Wszystko było już przygotowane. Na ścianach pozakrywane były wszystkie plany, mapy, bronie itp. I wtedy nadszedł ten moment. ON wyważył drzwi. Chyba dostał niemałego szoku, kiedy zobaczył 30 uzbrojonych złoczyńców. Wszyscy jednak wiedzieli, że to mi najbardziej na nim zależy. Ku mojemu zdziwieniu, wychrypiał:
- Szukam Kathii.
Bałam się, że ktoś mnie zdradzi, ale nie. Och, mieć takich przyjaciół to skarb!!
- Ok, a takim razie poszukam jej sam.- wkurzył się i rzucił bombę dymną. Wiele osób się na niego rzuciło, ale w tym tylko jedna dziewczyna- ja. Korzystając z dymu, zachodziłam go od tyłu i raz po raz kłułam nożem. W końcu, kiedy już miałam zadać mu ostateczny cios w bok, ktoś uderzył mnie w głowę. W ostatnim momencie ( przed upadkiem) moje ostrze wylądowało u celu. Słyszałam jeszcze tylko piskliwy głosik:
- Dobrze ci tak, plebsie!!- głupia idiotka. Jeszcze mi za to zapłaci...


Obudziłam się przywiązana do krzesła, w ( nie jak to w filmach- brudnym pomieszczeniu) ładnym, zadbanym pokoju. Cały utrzymany był w ciemnych kolorach, a koło mnie stała etażerka z lampką nocną. Nie bałam się- byłam wściekła. Co on mnie na pogadanki do prywatnego domku zaprasza?!?!  Z cienia wyłoniła się czarna postać. Ochom, przylazł szanowny pan nietoperek. Prychnęłam z pogardą. Wszedł do kręgu światła, a wtedy zobaczyłam, że miał zabandażowany bok. Chociaż tyle mu zrobiłam..,
Chcąc przerwać ciszę, obróciłam głową i powiedziałam z uznaniem:
- Całkiem ładny masz pokoik. Na pewno ładniejszy niż Gordona..- nacisk na ostatnie zdanie. Zdenerwował się, ale w duchu wiedziałam, że póki nie dowie się, kim jestem, nie skrzywdzi mnie.
- Kim ty jesteś??- a nie mówiłam??
- Na serio nie pamiętasz??- szczerze, teraz to byłam zszokowana. Nawet ja pamiętam wydarzenia z przed 5 lat! I nie mówię tu o śmierci rodziców.
- A powinienem?
- Powinieneś.
- Nie wydaje mi się.- kurde, on myśli że jest jakimś koksem i mam się go bać czy co??! Nadal nie rozumie, że jest dla mnie i połowy miasta tylko dziwadłem przebranym za nietoperza?!
- Powinieneś pamiętać, jak to przez ciebie nastolatka straciła szansę na normalne życie.- zaśmiałam się, bo on nadal nie kapował o co chodzi.
- Nie mówi ci nic słowo Kathia?
- Nie.
- Czyli wystarczyło pięć lat... Pięć cholernych lat, żebyś ot tak sobie zapomniał!!!
- Chwila, czy my się tak w ogóle znamy?
- O tak, ja wiem o tobie więcej niż ci się wydaje...

Perspektywa Bruce'a:

Powoli zaczynałem sobie przypominać... Wszystko po kolei.... Pięć lat temu....
- Tak.
- Co tak?!?
- Przypominam sobie. Pięć lat temu, nie zdążyłem uratować... Rodziców jakiegoś dziecka...
- Czyli imię Kathia nadal nic ci nie mówi?
- Ta dziewczyna.... Kathia... To byłaś ty!!- z przerażeniem w oczach przypomniałem sobie prawdę. Tak. Ona wtedy mówiła o zemście.
- Wiesz.. Ja nadal nie zapomniałam. I nigdy nie zapomnę.

Perspektywa Kathii:

To była ta chwila. Moim nożem w bucie przecięłam liny na kostkach, a potem poszło już gładko. Korzystając z tego, że nogi miałam już wolne, podskoczyłam na krześle, a potem z łomotem spadłam razem z nim na ziemię. Złamało się, tym samym uwalniając mi dłonie. Odczepiłam pistolet i oddałam trzy strzały: wszystkie w klatkę piersiową. Wiedziałam, że to go nie zabije- tylko spowolni. Podbiegłam do okna- łuuuuu czy my jesteśmy w... Wayne Enterprises? Dokładnie. Pode mną wisiało duże W.
Tylko jak ja miałam się wydostać? No jak? Przypomniałam sobie o jednym z ,, gadżetów" ( o ile zwykły lokalizator może być gadżetem), który dał mi Ed. Uruchomiłam go. Po chwili w głośnikach w pokoju usłyszałam znajomy mi głos.
Zaraz będę, skarbie
Uśmiechnęłam się i poczekałam na niego. Faktycznie, po chwili usłyszałam odgłos tłuczonego szkła. W rozwalonym oknie stał nie kto inny jak Joker. ( zastanawiało mnie tylko to, że w tak krótkim czasie Joker przejął głośniki w pokoju i sam się tu zjawił..) W ręce miał pistolet, a w drugiej linę. Wystawił do mnie dłoń z liną, a ja do niego podbiegłam. Cieszyłam się.
Jednak wszystko musiał zepsuć ON.
Wstał i chwycił mnie za ramię. Z gniewem się wyszarpałam i przytuliłam do Jacka. Owinęłam się liną w pasie i stanęłam na krawędzi. Patrzyłam, co mój chłopak zamierza zrobić.
Stanął naprzeciw nietoperza. Strzelił w zabandażowany fragment ciała i wyskoczył na zewnątrz.
A JA RAZEM Z NIM
Myślałam, że spadniemy na jakąś siatkę, albo cuś. Ale nie. Zostaliśmy wciągnięci na samą górę- dach.
Stała tam Copperhead, Selina i FireFly.
Kiedy tylko ja i Jack wypięliśmy się z lin, mocno się do niego przytuliłam. Miałam go pocałować, ale powstrzymałam się- inni przecież nie wiedzieli o naszym związku.
- Ekhm... A jak mamy stąd zejść?- podrapałam się w głowę, a Joker zachichotał.
- Zjedziemy na linie- Copperhead wskazała na liny zaczepione o krawędź budynku. Fakt. Nie zauważyłam ich.
- FireFly będzie leciał nad nami i patrolował teren.
- Na dole czeka na nas auto.
- Acha.- jaki złożony plan...
Ponownie zapięłam się w liny i pasy i usadowiłam się na krawędzi. Obok mnie usiadła Selina i Joker. Niepewnie popatrzyłam się w dół, ale za moment odwróciłam głowę.. Przecież byłam na szycie najwyższego budynku w Gotham!!
Chciało mi się rzygać.
- Ty też robisz to po raz pierwszy?- Selina też wydawała się przestraszona.
- Mhm..- delikatnie dotknęłam palcami Liny.
- Mocne to chociaż?
- Taaa... Wydaje się być mocne.
Poprawiłam pasy i ku ogromnemu zdziwieniu Seliny wychrypiałam:
- Kiedyś trzeba.- i zjechałam. Najpierw krzyczałam, ale potem poczułam przyjemny wiatr we włosach, zobaczyłam piękny księżyc, gwiazdy... I spodobało mi się to. Odwróciłam się i zobaczyłam Kyle. Też jej się to podobało. Za nią jechał jeszcze Joker, który niczym nie wzruszony, przeładowywał broń. W JEŹDZIE!  Poczułam silne szarpnięcie.
Koniec trasy.
Nieco się ociągając, wypięłam pasy i podeszłam do auta. Nikogo tam nie było.
- Ale jesteś odważna, kochanie.- usłyszałam miły dla mnie głos. Otrzymałam całusa w policzek, a potem jeszcze jeden w drugi. Jack siadł za kierownicą, ja na fotelu pasażera, Selina z tyłu, a FireFly leciał nad nami.
Jaka eskorta..
Po chwili zasnęłam....

Szczerze mówiąc, to tak nie za bardzo mi się ten rozdział podoba...
Taki... Dziwny?
Pierwszy raz mi się to zdarza- nie mam weny!! Zupełnie!!
😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭
Do usłyszenia w następnym!!
( jeżeli oczywiście wpadnę na jakiś pomysł..)

Przemiana | zakończone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz