ROZDZIAŁ 22

1.8K 141 20
                                    

Kathia... Kathia....
Czułam lekkie szarpnięcia na ramieniu. Zaspana, otworzyłam oczy, na tyle żeby zobaczyć Jacka siedzącego obok mnie. Usiadłam i spojrzałam mu w twarz. Wyglądał na szczęśliwego.
- Co takiego?
- Wiesz czego się dowiedziałem?- z radości zaklaskał w ręce.
- Nie. Mów.
- Pamiętasz jeszcze romans Barbary i Dicka Graysona?
- Taa..- przetarłam zamykające się wciąż oczy.
- No więc.. Sama zobacz..
- Ale co?!?
- Mamy kamery w ich domu, pamiętasz?
- Taaaakk.
- Właśnie się coś dzieje, chodź.
Nie chciałam wstać, więc Jack ( nadal nie tracąc radości) wziął mnie na ręce i zaniósł na hall. Tam, posadził mnie na krześle i uruchomił nagrania.
Zapowiadało się ciekawie...

Perspektywa Barbary:
Siedziałam znudzona na wózku i oglądałam film. ,, Skyfall".. Dick mi polecił. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Ostrożnie odłożyłam laptopa i podjechałam, żeby otworzyć.
O wilku mowa... Dick miał na sobie czarny garnitur i czerwony krawat, do tego ładnie ułożone włosy. Jednym słowem- elegancik. ^^ Za to ja? Szare dresy, szara bluza, a włosy miałam upięte w niestaranny koczek. Okulary cały czas zsuwały mi się z nosa. A, no i najważniejsze- nie miałam makijażu!!! Zarumieniłam się, a Dick pocałował mnie w policzek. Następnie( nie wchodząc do mieszkania) klęknął na jedno kolano i zza pleców wyciągnął najpiękniejszą rzecz w moim życiu- pudełeczko z pierścionkiem. Otworzył je i wyszeptał:
- Barbaro Gordon.. Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i... Wyjdziesz za mnie?
Zamurowało mnie. Szczerze, to myślałam, że takiej rudej okularnicy na wózku nie zechce nikt, a już w szczególności taki mężczyzna jak Grayson. Nieco się bałam, że będę jego ciężarem, ale mimo to, wykrzyczałam:
- Taaak!!!
Dick wsunął mi pierścionek na palec, podniósł mnie i zakręcił w powietrzu. Zdążyłam przyjrzeć się ozdobie na palcu. Był złoty z cyrkonią. Podobał mi się.
- Dick...
- Hmmm..? -spytał niepewnie i posadził mnie z powrotem.
- Czy.. Nie uważasz że będę dla ciebie ciężarem?
- Nie. Jak najbardziej nie.
- Ale Dick... Mam jedna prośbę... Ja nie chcę jechać do ślubu na wózku. Nie tego dnia.
- Nie ma sprawy, będę cię niósł.
- Ale serio?!
- Serio, serio.. Dla ciebie wszystko.

Perspektywa Jokera:
Po tym wydarzeniu, odwróciłem się do Kathii, która z wybałuszonymi oczami siedziała i przygryzała paznokcie.
- Chyba nie podaliśmy im adresu, na który powinni wysłać zaproszenie..- dziewczyna przerwała ciszę, a ja głośno się roześmiałem.
- Racja... Racja... Ale mimo to, wpadniemy, co nie?
- Pewnie.

Miesiąc później

Perspektywa Barbary:
W końcu nadszedł ten dzień. Byłam ubrana w długą, biała suknię z gorsetem, która na dole miała zdobienia w kolorze niebieskim, białe szpilki, a włosy upięte w wysoki kucyk i przyozdobione niebieskimi i białymi kwiatkami. Spierałam się z Dickiem co do okularów, ale on powiedział, że to
,, część " mnie i mają zostać. Do zestawu miałam jeszcze bukiet czerwonych róż. Wszyscy twierdzili, że wyglądałam pięknie. 
Moje druhny- najbliższe przyjaciółki miały na sobie krótkie( ale nie za krótkie 😋) niebieskie sukienki z gorsetem w kształcie serca, białe szpilki i lilie we włosach.
Ślub odbywał się w kościele, a potem wszyscy jechaliśmy do jednej z najlepszych restauracji w Gotham- Master Chef - tak jak z tego programu 😂. Sale również były pięknie ozdobione- ogromna ilość jedzenia, prywatny zespół, parkiet taneczny ( zatańczyć to se nie zatańczę, ale cóż..)  i wiele innych rzeczy.
Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi. Dick. Ahhhhh... Jak zwykle przystojny i pociągający. Na mój widok, uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Gotowa?
- Hmm.. Można tak powiedzieć.
Mężczyzna wziął mnie na ręce, podał bukiet i wyszedł.
Nim się zorientowałam o co chodzi, byliśmy już w kościele- szliśmy ( ja właściwie byłam niesiona) dumnie, a zgromadzeni szczerzyli się do nas.
Ślub miał poprowadzić jakiś młody ksiądz, o imieniu Joe. Brzydal, nie powiem. Ale grunt, że wszystko minęło szybko i sprawnie. Jeżeli chodzi o pocałunek, to... Był niesamowity, wszyscy wiwatowali.

***
Para młoda właśnie weszła do wynajętej sali, a za nią wszyscy goście. Była tam też kobieta, ubrana w ciemny płaszcz, okulary i kapelusz. Nerwowo krążyła wokół stołów, po czym chwyciła jeden z kieliszków należących do pani młodej i wlała do niego jakiś zielony płyn, który po chwili całkowicie rozpuścił się w płynie. Uśmiechnęła się pod nosem i wychrypiała:

Nothing lasts forever

I wyszła.
***
Perspektywa Dicka:
Przyszliśmy do sali, posadziłem Barbarę na krześle, a sam pogadałem w cztery oczy z Jimem. Ufał mi, ale ( jak to chyba każdy ojciec) zagroził, że jeżeli ją skrzywdzę, to mnie udusi, po czym wybuchliśmy śmiechem.
Razem z Barbarą rozmawialiśmy też z Brucem i innymi, kiedy dziewczyna sama zaproponowała toast. Wszyscy ruszyli w stronę stołów z kieliszkami. Pani młoda wzięła ten dla siebie, a ja- dla siebie. Na trzy, cztery wszyscy napili się z kieliszków.
No i się stało.
Spojrzałem na Barbarę- jej twarz zrobiła się zielona, oczy w nienaturalnym kolorze, cała dygotała- właściwie to miała drgawki. Przerażony, wykręciłem numer na pogotowie.
I przypomniały mi się słowa piosenki mojego ulubionego zespołu:

Nothing lasts forever, even cold November Rain

Tak jak dawno nie wrzucałam rozdziału, tak dzisiaj są dwa^^ ale mam nadzieję, że się cieszycie- ja tak.
Powróciłam do Barbary i Dicka, bo ostatnio- nieco ich olałam 😂 jak myślicie, co się z nimi stanie? Do nexta <3

Przemiana | zakończone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz