ROZDZIAŁ 24

1.9K 144 10
                                    

Perspektywa Dicka:
Rano obudziłem się z jakimś dziwnym wrażeniem. Zrobiłem sobie kromki z dżemem, wziąłem szybki prysznic i ubrałem na siebie skórzaną kurtkę, czarną  koszulkę, jeansy i wygodne trampki. Po drodze, zahaczyłem też o kwiaciarnię- kupiłem mojej ukochanej jej ulubione kwiaty- białe róże. Tak przygotowany, pojechałem do szpitala.
***
Gdy tam dojechałem, panowało tam ogromne zamieszanie. Zdziwiony, podszedłem do recepcji i zapytałem o dziewczynę z sali nr45. Recepcjonistka wybałuszyła tylko oczy i wydukała:
- Yyy...yyy.. Pan...Pan jest z rodzinyy??
-Jestem jej mężem.
W jej oczach widziałem współczucie, smutek i żal.
- Dobrze... Nie mam dla pana dobrych wieści.
- Ale jakich wieści? Ja tylko chciałem odwiedzić Barbarę.
- Barbara Gordon jest...
- Barbara Grayson.
- Grayson.. Jest... Ona... Nie żyje..
Kwiatki wypadły mi z ręki. Dłonie zacisnęły się w pięści, a usta w prostą kreskę.
- Kto??
- Ja... Nie wiem...
- Nie macie monitoringu??!!!
- No.. Mamy, ale nie ma pan do niego dostępu.
Z wściekłością uderzyłem pięścią w stół i wydałem z siebie okrzyk żalu.
Ruszyłem w stronę sali numer 45. Początkowo, nie chcieli mnie wpuścić, ale potem któryś z nich się zlitował i otworzył mi drzwi. To, co zobaczyłem w środku... Nie zapomnę tego nigdy... Nigdy!!!
Barbara leżała na łóżku, głowę miała całą we krwi, po lewej miała dziurę po kuli od pistoletu- narzędzie leżało na ziemi. Sprawdziłem jeszcze szafkę po jej prawej- dziewczyna miała tendencję do chowania w szufladach wielu rzeczy. Miałem rację. Leżała tam zgięta na pół kartka. Przeczytałem ją:
Dick...
Przepraszam- musiałam to zrobić. Każdemu z nas w końcu skończy się czas- i tobie i mi. Mam tylko jedną prośbę: pamiętajcie o mnie.
Kocham
Barbara
Łzy leciały mi po policzkach. Ktokolwiek jej to zrobił, albo ją do tego zmusił- zapłaci za to. Obiecuję.
Usłyszałem trzask otwieranych drzwi- stali w nich Bruce, Alfred i Jim. Wszyscy byli załamani. Przekazałem im kartkę i wyszedłem.

***
Po paru minutach Jim i Bruce opuścili salę i przysiedli się do mnie.
- Jim?
- Tak Bruce?
- Musimy się dowiedzieć, kto to zrobił.
- Mają tu kamery, ale nie chcieli udostępnić mi nagrań.- wtrąciłem się do rozmowy, nie odwracając wzroku od moich butów.
- Tobie może nie, ale ja jestem policjantem.- Jim wyciągnął odznakę i ruszył do recepcji. Słyszałem, jak się kłoci z recepcjonistkami, ale w końcu zaprosił nas gestem ręki do komputera. Odtworzyłem nagranie, które zawierało wszystko. Nie wierzyłem własnym oczom- ona popełniła samobójstwo!!! Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Bruce.
Perspektywa Kathii:
Opowiedziałam wszystko Jokerowi, a ten w ramach uspokojenia, zaprosił mnie na ,, łowy". Taak, tak nazywaliśmy nasze wspólne wypady na miasto, kiedy to pozbawialiśmy Gotham z paru mieszkańców. Poszłam więc się przebrać i gotowa, ruszyłam na moim motocyklu do centrum.
***
W ferworze walki, niechcący zabiłam jakiegoś ważnego policjanta. Przeczytałam imię na jego plakietce:
- Jakiś Tom. Pfff..
Chcąc chwilę odpocząć, wspięłam się na dach jednej z najwyższych kamienic w okolicy, siadłam po turecku i rozglądnęłam się wokoło.
Piękny krajobraz, nie powiem... Westchnęłam głośno i przymknęłam oczy.
- Zachwycasz się widokami??- Jack usiadło blisko mnie i zaczął polerować noże.
- Nadal jestem człowiekiem. Chyba mi wolno?- odparłam, nadal nie otwierając oczu. Słońce przyjemnie ogrzewało mi twarz.
Nie wiem, ile tam siedzieliśmy, ale Jack przerwał ciszę.
- Jak ja go nienawidzę...- otworzyłam oczy i spojrzałam na klauna. Siedział rozwalony, a wokół niego leżało wiele noży.
- Kogo?
- Wayne'a.- niedbale wskazał na willę w oddali. Wyglądała jak... Jak... Chwila!! Wyglądała jak ta, w której podali mi Venom!! Zdenerwowana wstałam i nic nie mówiąc, przeskoczyłam na budynek przede mną. Zdziwiony Joker w pośpiechu pozbierał swoje zabawki i pobiegł za mną. Nie czekałam na niego. To była moja osobista zemsta. Nic i nikt mnie nie powstrzyma. Poczułam dłoń na moim ramieniu- Jack.
- Co... Co ty wyprawiasz?!
Wyrwałam się mu i bez słowa ruszyłam dalej. Nie chciałam zwalać na niego moich problemów.
- Kath!!! Kath, do cholery!!! Zatrzymaj się!!!
Posłusznie stanęłam i ze złością w oczach wydukałam:
- Odejdź.
- Ejj!!! Ej, co jest?! Zrobiłem coś nie tak?!
Szłam dalej.
- Kath!!! Powiedz mi!!!
Przyśpieszyłam.
- Kath!!!
Pod wpływem popchnięcia, upadłam. Zgromiłam go wzrokiem, wstałam i otrzepałam spodnie.
- Co ci jest?- spytał cicho.
Jęknęłam.
- Muszę tam iść.- wskazałam na willę.
- Czemu?
- No bo... Ehhh... Gdy uciekłam od człowieka, który wstrzyknął mi Venom...
- Od Batmana.
- Tia, od Batmana, to uciekałam z takiej samej willi. Na skraju Gotham. Takiej samej!!! Wiesz co to znaczy?!
- Kurde...
- Że w końcu go znalazłam!! Jest mój!!
Pobiegłam przed siebie. Nie zważałam już na Jokera- kocham go, ale niech robi co chce. Ja mam ważniejsze sprawy na głowie.
***
Stałam przed bramą budynku. Zamknięta. Uważnie zlustrowałam cały teren i postawiłam nogę na ogrodzeniu. Następnie zaczęłam piąć się w górę, a będąc już na samym szczycie ogrodzenia, zeskoczyłem do ogrodu. Nikogo w nim nie było. Pobiegłam więc wgłąb ogrodu. Z doświadczenia wiem, że nie warto używać głównych drzwi.

Po chwili znalazłam inne wejście do domu. Prowadziło przez otwarty garaż. Idąc, oglądałam wiele różnych aut, motocyklów itp. Ale było tam też coś, co najbardziej zwróciło moją uwagę- duża, korkowa tablica z wieloma zdjęciami, pineskami, wycinkami z gazet i narysowanymi liniami. To mnie zaciekawiło. Wyglądało na to, że Batek też kogoś szukał.
Poszłam dalej, wychodząc z garażu i podążając w głąb domu.
Doszłam do wielkiego hallu, pięknie przyozdobionego, z rzeźbami, kwiatami i staromodnym kominkiem- jedyna rzecz, która mnie zastanawiała od wejścia do tego miejsca- czemu połowa z mebli była pozakrywana płachtami?? Odgarnęłam jedną z nich i podniosłam z komody jakaś ramkę ze zdjęciem. Widniała na nim szczęśliwa rodzina- mama, tata i synek. Odstawiłam przedmiot na swoje miejsce i poszłam w jeden z czterech korytarzy. Ten był głównie w kolorach czerwieni i złota, ale mimo to, czułam taki ponury klimat w tym miejscu. Po chwili, doszłam do dużych, drewnianych drzwi, które o dziwo, też były uchylone. Co on nie zamyka drzwi po sobie?!
Powoli, cicho stawiając kroki weszłam do środka. Po mojej lewej stało ogromne łóżko z białą pościelą, obok kilka normalnych mebli:
Komoda, szafa, etażerka itp, ale tak jak na dole- większość była pod płachtami. Podeszłam bliżej etażerki. Kolejne zdjęcia- kobieta i mężczyzna z ogromnymi bananami na twarzy. Zdjęcie było przypalone na rogach i przedarte w połowie. Nagle, poczułam zimne ostrze na karku.
- Kim jesteś i co tutaj robisz?- głos znajomy, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd.
- Zadał...- głośny huk i nóż potoczył się po ziemi. Nieco przestraszona, powoli się odwróciłam. Na ziemi leżał... Robin??? Tia. Wszędzie rozpoznam tego dziwaka w czerwono-zielono-żółtym stroju. A za nim, z założonymi rękami stała Selina?!?!
- Hyhym... Co tu robisz?
- O to samo chciałam spytać ciebie.- Kyle wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Pierwsza zadałam pytanie.
- Właściwie, to słyszałam plotki o bardzo wartościowym naszyjniku znajdującym się właśnie tutaj.
- I zgaduję, że chciałaś sobie go wziąść?
- Szczerze, to myślałam, że Bruce bardziej zabezpiecza budynek.... Moje serce krwawi- nie miałam okazji, żeby się zabawić...- podeszła do komody i otworzyła jedną z szafek. Znajdował się w niej sejf.
- Bingo...- wymruczała.
Dopiero teraz, na dobre doszło do mnie, że to dom Bruce'a Wayne'a... ( mimo, że Joker już mi to uświadomił..)
Czyli że....
Batman to...
Bruce Wayne to...
To on.
- Ekhm.. A co zrobimy z Robinem?- z zamyślenia przerwał mnie głos Seliny. Stała na środku pokoju, wymachując perłami.
- Zostawmy go tu... Jeszcze przyjdzie na niego czas.
- A co ty tutaj właściwie robiłaś?
- Szukałam odpowiedzi.- nawet się na nią nie patrząc, wyskoczyłam przez okno i pobiegłam do kryjówki.

Przemiana | zakończone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz