[14]

795 31 4
                                    

- Naprawdę, Liam? - westchnęłam.

- To ważne. Przyjedźcie do nas.

- O której?

- Choćby za pół godziny.

- No dobra. - pokiwałam głową i rozłączyłam się. Nie mam zielonego pojęcia, o co może chodzić mojemu bratu. Naprawdę. Dzień wcześniej wszystko jest w porządku, spotykamy się w parku, spacerujemy, rozmawiamy... Dzisiaj natomiast dzwoni do mnie, brzmi jakby ktoś umarł i nalega na spotkanie. Czego się nie robi dla rodziny... - Noelle, chodź. - wyłączyłam telewizor, w którym leciały akurat Gumisie.

- Mamooo... - zawołała.

- Ami, musimy szybko jechać do wujka Liama. Nie marudź. - pomogłam małej zejść z kanapy. Obie ruszyłyśmy na korytarz.

- Ja kće Gumisie! - tupnęła nogą i wydęła usta. Wyglądała komicznie w dwóch warkoczykach i z zaciśniętymi, małymi piąstkami. Zupełnie jak ja, gdy byłam w jej wieku.

- Obejrzysz u wujka, dobrze? - posadziłam ją na ławę i założyłam butki.

- Nie!

- Noelle, przestań. - powiedziałam stanowczo i wciągnęłam adidasy. - Nie mam ochoty znosić twoich fochów. 


***


- Dobrze, że jesteś. - drzwi otworzył nam Liam.

- Powiesz mi w końcu co się dzieje? - zapytałam.

- Daj, rozbiorę ją. - mój brat zabrał się za ściąganie kurteczki Noelle. Ja tymczasem zajęłam się sobą.

- Wujku, ja kće Gumisie. - poprosiła.

- Idź do pokoju Laury, niech ci włączy, dobrze? - uśmiechnął się. Mała pobiegła we wskazane miejsce.

- Laura nie w szkole? - uniosłam brew. Liam ma bzika na punkcie szkoły. Dosłownie. Jego córka ma przerąbane. Nie wolno jej opuszczać  żadnego dnia, no chyba że jest chora.

- Przeziębiła się. - machnął ręką. - Zanim tam wejdziemy... - wskazał salon. - Obiecaj mi, że się nie uniesiesz, nie zdenerwujesz.. okej?

- Czemu miałabym się denerwować?

- Po prostu obiecaj.

- Dobra, Liam... - westchnęłam. Ruszyliśmy do salonu. To, co tam ujrzałam wprawiło mnie w osłupienie. Kobieta, która siedziała obok Sophii do złudzenia przypominała moją matkę. Ale to nie mogła być ona... Przecież mama odcięła się ode mnie do końca, tuż po otrzymaniu wiadomości, że jestem w ciąży, Liama zostawili, bo utrzymywał ze mną kontakt. Cieszyłam się z tego faktu. Po tym wszystkim, co zrobił mi mój ojciec... Nie chciałam, żeby wtrącali się do mojego życia. Oboje wynieśli się do Los Angeles. Mimo wszystko, gdy starsza pani spojrzała na mnie, serce zaczęło mi mocniej bić. Jej oczy... to moje oczy. Elizabeth Payne. - Liam, co tu robi ta kobieta? - pociągnęłam brata za ramię.

- Liss, nie denerwuj się. - poprosił. - Siadaj.

- Nie chce siadać! - warknęłam. - Co ona tu robi?

- Córeczko... - Elizabeth wstała. W jej oczach lśniły łzy. Natomiast w moich narastała złość. Wściekłość.

- Soph, dzwoń po Zayn'a. - rzucił Liam. - Oddychaj. - zwrócił się do mnie. Objął mnie i przytrzymał. Pewnie bał się, że zaraz zemdleje. Nic z tych rzeczy. Jeszcze chwila, a zacznę rzucać wazonami.

- Nie nazywaj mnie tak. - syknęłam. - Nie masz prawa tak do mnie mówić!

- Elissa... - po jej pomarszczonej twarzy płynęły łzy. Miałam to gdzieś. Kompletnie. Po tym wszystkim, co się stało miała czelność zjawiać się tu i nazywać mnie swoją córką. Niedoczekanie. - Porozmawiaj ze mną.

- Nie mamy o czym rozmawiać!

- Czemu tak mnie nienawidzisz? - wyszeptała.

- Nienawidzę, masz racje. - pokiwałam głową. - Bo pozwoliłaś, żeby ten potwór mnie skrzywdził. Stałaś i patrzałaś!

- To o to ci chodzi? - pokręciła głową. - Kochanie... To było tak dawno temu. Jednorazowy incydent.

- Słyszysz siebie, kobieto?! Twój mąż skatował własną córkę, a ty nazywasz to jednorazowym incydentem!

- Przecież wybaczyłaś mi to!

- Wybaczyłam?! - prychnęłam. - Wiesz dlaczego przez rok po tym wydarzeniu nie zerwałam z tobą kontaktu? Ze względu na niego. - wskazałam Liama, którego oczy krążyły ode mnie, do niej. Biedak nic nie wiedział. Najwyższy czas go oświecić.

- Stop! - zawołał Liam. - O co wam chodzi?! Wyjaśnijcie mi to.

- Już się robi. - szepnęłam i usiadłam na pobliskim fotelu. - Pamiętasz ten dzień, gdy w gazecie pojawiło się zdjęcie moje i Zayna? Wyraźnie pokazywało, że jesteśmy parą. Tego samego dnia, wy pojechaliście w dalszą część trasy. Do mnie natomiast zadzwoniła mama z pytaniem "Dlaczego nam nie powiedziałaś?" i zaprosiła na kolacje. Miałam nadzieję, że pozbyli się uprzedzeń co do Zayn'a. Jak bardzo się myliłam... W trakcie kolacji wywiązała się kłótnia. Chciałam wyjść, ale on mi nie pozwolił. - otarłam pierwszą łzę. - Zaczął krzyczeć, popchnął mnie, uderzyłam głową o ścianę. Pamiętasz pas, który zawsze był w szufladzie? Wyjął go. Bił mnie, krzycząc, że nie wolno mi się z nim spotykać. Że jest kanalią, nikim. A ja, będąc z nim, też będę nikim. Nie patrzył, gdzie mnie uderza. Kiedy skończył nie byłam zdolna do ruchu. Nie powiedział ani słowa. Po prostu wyszedł. Ona pomogła mi wstać, opatrzyła rozciętą brew, wargę. Na siniaki nie mogła nic poradzić. Gdy skończyła, bez słowa wstałam i pojechałam do mieszkania... - powiedziałam to wszystko, patrząc na swoje dłonie. Z każdym słowem przypominał mi się ten ogromny ból. Każde uderzenie bolało bardziej. A Elizabeth tak po prostu stała i nas obserwowała.

- Boże... Elissa... - Sophia natychmiast podeszła i mocno mnie przytuliła. Zaczęłam cicho łkać w jej ramię. Wszystko wróciło. Ból, słowa, które wtedy padły i ten potwór, którego moja "matka" nawet nie próbowała powstrzymać.

- Wynoś się stąd. - usłyszałam stanowczy głos Liama.

- Co? - szepnęła kobieta.

- Wynoś się, albo zapomnę, że jesteś kobietą i ci pomogę! - warknął mój brat. - Już! - usłyszałam ciche kroki. Po chwili drzwi się zamknęły. Poczułam ciepłą dłoń na kolanie. Spojrzałam na Liam'a.

- Wybacz mi... Proszę cię, wybacz mi.

- To nie twoja wina. - uśmiechnęłam się leciutko i przytuliłam go.

- Nie wiem, jak mogłem pozwolić, żeby oni tak cię skrzywdzili. Kocham cię, siostrzyczko. I zawsze tutaj będę, pamiętaj. - pokiwałam głową i odsunęłam się od niego. Dopiero wtedy zauważyłam Zayn'a, który stał oparty o futrynę. Nawet nie wiem, kiedy się tu znalazł.

- Słyszałeś? - zwróciłam się do niego.

- Wszystko. - pokiwał głową. - Nie rozumiem, dlaczego mi nie powiedziałaś? - spojrzał na mnie. Jego oczy były zaczerwienione. Czyżby płakał? I to z mojego powodu?

- Przepraszam.... - szepnęłam.

- To ja cię przepraszam. - podbiegł i mocno mnie przytulił. - Za wszystko.

It's not you ||Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz